piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 5

Moim przeciwnikiem okazał się Quinn. Westchnęłam i przybrałam pewną siebie pozę.
Uśmiechnął się do mnie słodko i stanął na przeciwko mnie na macie.
-Walczcie!-krzyknął instruktor.
Zaczęliśmy krążyć wokół siebie. Posyłaliśmy sobie wyzywające spojrzenia, mówiące "Ty pierwszy".
W końcu ja zaczęłam pierwsza. Zamachnęłam się na niego pięścią. Zapewne był silniejszy, więc zablokował ten cios z łatwością. Spróbowałam podciąć mu nogi, aby wyłożył się na macie, ale ustał. Skoczyłam na równe nogi. Teraz on zaatakował. Nie chciał mnie uderzyć,  zauważyłam, że skupił się na położeniu mnie na matę. Nie chciałam mu tego ułatwić, więc uśmiechnęłam się do niego i zaatakowałam z całej siły. Nie wyszło, ponieważ zablokował mój cios, kopnął w kostkę, tak, że zaczęłam lecieć na matę. Złapałam jego rękę i pociągnęłam za sobą. Nie ma tak lekko. Nie poddam się. Wylądowaliśmy oboje na twardym podłożu. Niestety wyszło tak, że on leżał na mnie, a ja pod nim. Zaczerwieniłam się. Zaczął się śmiać się cicho.
-Remis - szepnął i wstał.
Wyciągnął rękę, aby mi pomóc podnieść się na nogi, ale zignorowałam go. Sama wstałam. Spojrzałam na niego, uniosłam wysoko głowę i odmaszerowałam stamtąd.
Usłyszałam za sobą jego cichy śmiech, ale nie odwróciłam się.
Reszta dnia minęła mi dość spokojnie.
Haymitch powiedział mi, że bardzo dobrze, że mam taki duży sojusz. Zdradził mi czego się dowiedział od innych mentorów. W sojuszu z Flassem jest Fixed i Oxanna z Jedynki, Serena z Dwójki, Mich z Czwórki, Mason z Siódemki oraz Will z naszego Dystryktu. Bardzo dużo osób. Jest to największy sojusz w tych igrzyskach. Niebezpiecznie. Haymitch martwił się, ponieważ taka duża liczba osób przy Flassie może mu ułatwić zabicie mnie oraz bał się o Willa. Stwierdził, że ten chłopiec jest głupi i lekkomyślny. Leciały jeszcze inne wyzwiska w kierunku Willshere'a, ale nie będę ich tu wymieniać. Wszyscy się dziwili, że w ogóle w tych igrzyskach będą jakieś sojusze, a co dopiero sojusz zawodowców, ale nieraz pozory mogą mylić. Bo ze zwykłego nastolatka z Kapitolu, który co rok na wakacje jeździł na ubiegłoroczne areny, gdzie uczył się walczyć, bo to było modne i rok w rok oglądał walczące dzieci nie tak trudno zrobić dobrego trybuta.
Po tym dniu byłam wykończona, więc szybko zasnęłam.

Obudziła mnie dziwna cisza. Powinno o tej porze być głośno. Wiem, paranoiczne, jak może obudzić mnie cisza? Ale tak właśnie było. Spojrzałam na zegarek. 11:12. A ja powinnam być już w poczekalni, gdzie trybuci czekają na prezentacje indywidualną. Miałam tam być o 10! Nie mogłam uwierzyć, że ja - ranny ptaszek zaspałam!
Wyskoczyłam z łóżka i zaczęłam ubierać strój na prezentacje. Przeczesałam włosy i dopadłam do drzwi. Pociągnęłam za klamkę i zastałam opór. Szarpnęłam mocniej. Zamknięte.
Kręciłam głową, nie mogąc w to uwierzyć. Teraz ważyło się moje życie i przetrwanie na arenie. A z przetrwaniem wiążą się sponsorzy, a bez punktów ich nie będzie. Po prostu świetnie.
Zaczęłam krzyczeć.
-Pomocy! Otwórzcie drzwi! Otwórzcie te cholerne drzwi!
Waliłam w drzwi pięścią.
Nic. Cisza.
Stylistki powinny być w apartamencie. Ale przypomniało mi się, że wczoraj mówiły, że gdzieś idą na jakieś spotkanie. Effie i Haymitch pewnie siedzą gdzieś w jakimś pomieszczeniu w pobliżu trybutów.
Znowu próbowałam się wydostać. Chciałam wyważyć drzwi, ale ja nie jestem zbyt silna na takie rzeczy, zarobiłam tylko siniaka odbijając się od drzwi. Spojrzałam na zegar. Już 11:30. Niedobrze.
Czułam, że czas ucieka.
Podeszłam do okna. Może rozbiłabym je i zeszła jakoś na dół. Ale, gdy spojrzałam w dół zakręciło mi się w głowie. Upadłam na podłogę. Miałam to gdzieś. Darłam się jak najgłośniej. Może ktoś mnie usłyszy. Leżałam tak i leżałam. Zbierało mi się na płacz. Zawarłam sojusz, nauczyłam się czegoś, żeby potem pokazać to na prezentacji, prawie dostałam zakaz pojawienia się na niej, a teraz nie będę miała punktów ani sponsorów. Nie wrócę do domu. Umrę na arenie. Moim ciałem wstrząsnął płacz.
Zauważyłam, że w ostatnim czasie wypłakałam więcej łez niż w całym swoim pozostałym życiu.
-Ktoś tu jest?-usłyszałam stłumiony głos zza drzwi.
Zerwałam się na równe nogi i krzyknęłam:
-To ja Cinnybel. Otwórz szybko drzwi, proszę.
Po chwili usłyszałam szczęk zamka. Tak zbawienny i wyczekiwany dźwięk.
Wypadłam z pokoju. Przede mną stała niska blondynka o niebieskich oczach. Jedna ze służących. Na jej fartuszku widniało imię: Shayline.
Przytuliłam ją mocno do siebie.
-Jejku, Shayline! Spadłaś mi z nieba! Dziękuję. Lecę na prezentację, trzymaj za mnie kciuki!-powiedziałam głośno.
Nie usłyszałam odpowiedzi, bo już wciskałam gorączkowo ostatni przycisk w windzie, która nawiasem mówiąc bardzo się wlekła. Kiedy byłam już w podziemiach popędziłam za strzałkami, które doprowadziły mnie do pomieszczenia, w którym trybuci czekali na swoją kolej, aby zaprezentować się sponsorom. Przed drzwiami stało dwóch Strażników Pokoju. Zerknęłam na zegarek na ścianie. 11:50.
Chciałam wejść do środka, ale mężczyźni zastawili mi drogę.
-Gdzie się panna wybiera?-spytał jeden z nich, ten starszy.
-Muszę tam wejść, ponieważ czeka mnie prezentacja - chciałam się obok nich przepchnąć, ale nie dali mi przejść.
-Czy wiesz, która jest godzina? Jeżeli jesteś trybutką, powinnaś tu być jakieś dwie godziny temu. Teraz już nie wejdziesz - powiedział młodszy strażnik.
Zabrakło mi tchu, ale postanowiłam walczyć.
-Chcę, a nawet muszę tam wejść. Ktoś zamknął mnie w pokoju, nie mogłam wyjść, a teraz pan mi mówi, że nie mogę tam wejść? Czy pan w tym momencie sobie żartuje?-miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy.
Co za palant.
-Nie żartuje - odparł poważnie.
-Proszę mnie tam wpuścić. Jestem trybutką i wskazane jest, abym tam przebywała - tłumaczyłam jak niedorozwiniętemu dziecku.
-Niestety nie może pani wejść. Miała pani być na czas. Teraz to pani sprawa, że jest tutaj dopiero teraz. Takie są przepisy - odparł beznamiętnie.
Miałam ochotę krzyczeć. Nagle zauważyłam strzałkę, która prowadziła do sąsiednich drzwi. Prowadziły do sali dla mentorów i opiekunów. To była moja szansa. Podbiegłam do nich i zanim strażnicy mogli mnie powstrzymać wpadłam tam z impetem. Wszystkie oczy skierowały się w moją stronę. Mężczyźni, którzy biegli za mną, wzięli mnie za ramiona i przystawili mi lufę do głowy. Byłam zaskoczona takim zachowaniem.
-Haymitch! Haymitch! - darłam się na cały głos spanikowana, ponieważ nigdzie go nie widziałam.
Podszedł do mnie, a towarzyszyła mu Effie i Katniss.
-Jejku, dziecko. Co się stało?-zapytała przerażona Effie swoim piskliwym głosem.
-Haymitch, powiedz tym idiotom, żeby mnie puścili - warknęłam.
-Wychodzimy. Przepraszamy państwa. To wariatka, podająca się za trybutkę - powiedział młodszy strażnik.
Co za imbecyle! Czy oni naprawdę są tacy durni?
-Jestem trybutką i uwierz mi, że chciałabym to zmienić, ale nie mogę - wysyczałam w stronę chłopaka, który trzymał lufę przy mojej głowie.
-Chłopaki, spokojnie. Zostawcie ją. Ona jest jedną z reprezentantek Dwunastki. Możecie już iść - rzekł Haymitch i odprawił ich machnięciem ręki.
Oni zmieszani wyszli z pomieszczenia. Zaczęłam rozmasowywać sobie ramiona.
-Dzięki - mruknęłam.
-Cinnybel, co ty tutaj robisz? Nie powinnaś być obok?-zapytała Katniss.
-Powinnam - pokręciłam głową-Dzięki Effie, że mnie obudziłaś.
Opiekunka zmarszczyła brwi.
-Jak to?-nie zrozumiała.
-Zapomniałaś o mnie, Effie. Obudziłam się jakieś czterdzieści minut temu. Gdy chciałam się udać na szkolenie drzwi niestety były zamknięte. W końcu Shayline otworzyła mi drzwi, bo usłyszała moje krzyki. A poza tym, porozmawiamy w apartamencie. Pomóżcie mi się dostać na prezentację. Niedługo mój Dystrykt -  popatrzyłam błagalnie na mentora.
Oni nadal stali oniemiali tym co usłyszeli. Tupnęłam zniecierpliwiona.
-Spokojnie - usłyszałam czyjiś głos-Obudźcie się! Pomóżcie dziewczynie.
 Moją wybawicielką okazała się Johanna Mason, mentorka Siódemki. To ona klepnęła po ramieniu Haymitcha, który dopiero po tym ruszył do drzwi. Posłałam Johannie wdzięczne spojrzenie, ona pokazała mi, że trzyma kciuki, a ja pognałam za blondynem. Zmroził wzrokiem tych dwóch kretynów i otworzył mi drzwi. W sali tej znajdowały się ławki, na których czekali trybuci. Pozostało ich siedmiu ze mną ośmiu.
Podziękowałam Haymitchowi i usiadłam pomiędzy Willem, a Nathem. Tutaj było odwrotnie niż na Dożynkach. Pierwsze były dziewczyny, a dopiero potem chłopcy. Wszyscy patrzyli na mnie oniemiali.
-Cześć wszystkim - wyszczerzyłam się do nich szczęśliwa, że w końcu tutaj jestem.
Pokiwali mi głowami. Venus patrzyła na mnie zła.
-Cinny, gdzieżeś ty była? Martwiłam się. Will powiedział, że poszłaś wcześniej, a gdy przyszłam tutaj ciebie nie było. Martwiłam się, ale gdy chciałam iść cię poszukać nie chcieli mnie wypuścić - powiedziała.
-Spokojnie. Później wszystko ci opowiem - odparłam i spojrzałam nienawistnym wzrokiem na Willa.
Obdarzył mnie obojętnym wzrokiem.
-Z tobą rozliczę się w apartamencie - wysyczałam w jego stronę.
Po chwili wywołana została pierwsza dziewczyna z Jedenastki Veloxi. Zaraz po niej był jakiś Louis.
-Shadow Mey, Dystrykt 11 - usłyszeliśmy głos wydobywający się z głośników.
Dziewczyna wstała i spojrzała na mnie przerażona.
-Dasz radę, Shadow. Wierzę w ciebie - powiedziałam.
Pokiwała głową, odetchnęła i poszła.
Następny był Quinn. Kiedy wychodził spojrzał na mnie i puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się do niego.
Po dziesięciu minutach wywołana została Venus.
-Trzymam kciuki - pokazałam jej zaciśnięte pięści.
Uśmiechnęła się zdenerwowana i poszła.
Czułam się dziwnie, kiedy byłam sama z dwoma chłopakami w jednym pomieszczeniu i do tego siedzieli bardzo blisko mnie. Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju. Postanowiłam pokazać jak posługuję się siekierą. Ani się nie obejrzałam, a Will wyszedł.
-Cinnybel Vaugth, Dystrykt 12.
Gdy opuszczałam pomieszczenie, rzuciłam pocieszające pomieszczenie Nathowi i dumnym, pewnym siebie krokiem weszłam do dużej hali. Panował już tutaj nieład, ponieważ przez tę salę przewinęło się 46 trybutów.
Spojrzałam w górę. Większość ważnych ludzi gadała między sobą i nie zwracała na mnie uwagi, lecz Plutarch Heavensbee - główny organizator igrzysk, patrzył na mnie przeszywająco. Ukłoniłam im się i powiedziałam głośno:
-Cinnybel Vaught, Dystrykt 12.
Kilka głów zwróciło się w moim kierunku. Zawsze najgorzej mają te ostatnie dystrykty, nikt prawie nie zwraca na nie uwagi, dlatego w tamtej chwili współczułam wszystkim trybutom z Jedenastki i Dwunastki, którzy kiedykolwiek przewinęli się przez tę salę. Zapewne zwróciłam uwagę niektórych swoim nazwiskiem. Obserwowali mnie bacznie i szeptali między sobą.
Podeszłam do stolika, na którym leżały dwie siekiery. Wzięłam je do ręki i próbowałam się do ich ciężaru szybko przyzwyczaić. Były trochę cięższe niż na szkoleniu.
Powiedziałam pracownikowi, który stał w pobliżu, aby włączył program ruchomy z zaskakiwaniem. Spełnił moje polecenie, gdy stanęłam na środku.
Hologramy ludzi, którzy chcieli mnie zaatakować pojawiały się znikąd. Wszystkie rozpadały się po uderzeniu moją siekierą. Kiedy już zaprezentowałam swoje umiejętności zauważyłam, że nikt prawie na mnie nie patrzył. Znudziło im się.
Wkurzyłam się. Odwróciłam się do ściany i z całej siły rzuciłam siekierą w ścianę przede mną. Broń nie wbiła się, ale pozostawiła głębokie wgniecenie, a po sali rozniósł się głośny huk. Siekiera upadła pod ścianą. Właśnie chodziło mi o ten hałas.
 Delikatnie odłożyłam drugą broń na stół. W końcu wszystkie oczy sponsorów były skierowane na moją osobę.
-Dziękuję - powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia.
Kazano mi wrócić z powrotem do apartamentu. Gdy winda wjechała na dwunaste piętro wszyscy już tam byli oprócz Natha. Kłócili się. Gdy weszłam do salonu wzrok zebranych skierował się na moją osobę.
Widać, że Effie była wściekła.
-Will, posłuchaj mnie. Okłamałeś mnie dzisiaj, a mi się to bardzo nie podoba. Jeszcze jeden taki wybryk, a doniosę na ciebie do organizatorów - wygładziła przód swojej różowej sukienki.
-Ja pójdę razem z Effie. Jestem pewna, że to ty zamknąłeś mnie w moim pokoju. Co ty sobie wyobrażasz?-krzyknęłam.
Willshere uniósł dumnie podbródek i nic nie mówił.
-A może twój wielki idol, Flass, kazał ci zamknąć mnie w pokoju, bo jestem dużym zagrożeniem dla was?-uniosłam brwi- Boicie się mnie?
Nadal nic nie mówił. Rzucił mi tylko pogardliwe spojrzenie i udał się do swojego pokoju. Chciałam ruszyć za nim, ponieważ moja wściekłość sięgała zenitu, ale Haymitch wziął mnie za rękę i nie puszczał.
-Uspokój się Cinny - spojrzał mi w oczy.
Patrzyłam w te jego lekko przekrwione oczy. Były spokojne i skupione na moich. Cieszyłam się, że nie ujrzałam rozkojarzonego i rozbieganego wzroku pijaka. Uspokoiłam się trochę. Haymitch w kilka dni stał się moim przyjacielem. Po prostu potrzebowałam kogoś kto w końcu od kilku tygodni skarci mnie, wysłucha, skrzyczy. Choć mój ojciec nigdy nie był dobrym rodzicem, był moim tatą i gdzieś w głębi zabrakło mi go. Teraz jego miejsce zajął Haymitch, ale bardziej usadowiłam go jako przyjaciela niż ojca, ale jednak był. Pierwszy raz od jakiegoś czasu ktoś się o mnie martwi. Nie siedzę sama w domu i nie opłakuję rodziny, ale jestem tutaj w niefortunnych okolicznościach i znalazłam przyjaciół, którzy nawet na arenie mnie nie opuszczą. To podniosło mnie na duchu i odetchnęłam już całkowicie opanowana.
-No - mentor poklepał mnie po ramieniu z satysfakcją.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Mrugnęłam do Venus i poszłam przebrać się, ponieważ zbliżała się godzina, kiedy ogłoszą czy mój wysiłek dostania się na prezentacje opłacił się , czy raczej nie. Może moim wybuchem złości przekreśliłam szansę na dostanie wysokiej ilości punktów, ale pokazałam, że ktoś taki jak Cinnybel Vaught reprezentantka Dystryktu Dwunastego w ogóle istnieje.


No cóż... Will w tym rozdziale nabroił... xD Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to :P 
Rozdział niezbyt przypadł mi do gustu, ale może być. Podoba wam się? :3
Nie wiem, kiedy wstawię następny rozdział... Zlasowałam nim sobie mózg, bo wymyśliłam szatański plan względem mojej kochanej Cinny xD
Ten rozdzialik dedykuję Darii :P Ten Quinn na początku jest dla ciebie, przyjaciółko ;3
Pozdrawiam xD







17 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział! Szczególnie podoba mi się końcowe zdanie.
    Mam nadzieję, że następny rozdział ukarze się szybko!
    Pozdrawiam, Sky

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Cieszę się, że ci się podoba ;)
      Ja również mam taką nadzieję :D
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Mój boże, jaki błąd, przepraszam!
    Ukaże się*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakończyłaś tak głupio -.-
    Czemu wtedy, gdy miały ukazać się wyniki?! Chyba nawet w książce było to opisane w tym samym rozdziale, co występy (znając mnie, pewnie się mylę, ale dawno czytałam :)). Ale przez to chcę więcej (Jak Kapitol krwi trybutów O.o).
    A jednak Quinn ^^. Słodki jest z tym całym droczeniem się z Cinny :> Na pewno coś z tego wykwitnie. Nawet jeśli to igrzyska :o.
    Will jest taki nieprzyjemny :( Mam nadzieję, że szybko wykituje na arenie, za to co robi naszej Cinny... chociaż nie, to zbyt okrutne D: Nawet on i Flass nie zasłużyli na śmierć, przecież to nie ich wina, że trafili na IŚ :(
    Ważne, że Cinny dobrze poradziła sobie na występach. Jestem pewna, że dostanie dużo punktów (ale i tak denerwuje mnie zakończenie xD).
    Pozdrawiam i łap wenę ;>

    PS
    Quinn jest super, ale i tak wolę swojego Lucka :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tak miało być? :D
      Specjalnie to zrobiłam :D Musi być dramaturgia, skarbie :P
      Taaak.. Will też mnie denerwuje, ale jeszcze nie wiem co z nim zrobię na arenie xD To fakt nikt z nich nie zasłużył na Głodowe Igrzyska :/
      Też jestem tego pewna xD
      Również pozdrawiam i łapię jej jak najwięcej xD
      PS. Uwielbiam mojego Quinna xD Lucek jest super i też go uwielbiam xD I cóż tu począć? ;3

      Usuń
  4. No, no, no. No proszę. Kto by pomyślał.

    WILL TY SZUMOWINO, TY DEBILU, TY IDIOTO, TY IMBECYLU, TY... literki mi się kończą... ale ogólną myśl pojęłaś, prawda? Chrystusie, jak można zapałać nienawiścią do fikcyjnej postaci?! Ostatnio takim hejtem cisnęłam, jak czytałam Niezgodną! A to było jakieś cztery miesiące temu, więc wow, można mnie jeszcze tak wkurzyć! Will, na kiego on tu? Haymitch widzę podziela moją opinię, chwała mu. Kocham Haymitcha.

    Podobało mi się właśnie, jak Cinny myślała o Haymitchu. O tym, że ktoś się o nią troszczy. O tym, że przypomina jej ojca. Bardzo, ale to bardzo mi się to podobało. Nie wiem, dlaczego ludzie go nie lubią - a spotkałam wielu takich, ale podają mi za powód tylko "bo jest pijakiem i jest obleśny i tak po prostu". Moim zdaniem facet się wiele w życiu nacierpiał, nieźle go to życie po dupie skopało i o, widać efekty. Ale jest wspaniały. Uwielbiam Haymitcha, ale o tym już wiesz, więc dalej.

    Powiem ci szczerze, że miałam chwilowy zawał serca, jak Cinny nie mogła otworzyć drzwi. Już myślałam, że naprawdę ją tam zostawisz, dziewczyna nie dotrze na pokazy i z biedulką coś zrobią. I pojawiła się Johanna, jej! Moja kolejna lubiana bohaterka!

    Plutarch. Bleh. Nie to, żebym była jakąś jego wielką fanką. Ostatnie Dystrykty to jednak mają przerąbane, co nie? Swoją drogą - Shayline, O BORZE ZIELONY, jakie piękne imię! *___*

    xoxo, Loks.
    ~lilybird-everdeen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojęłam ogólny sens xD Jeszcze nie czytałam Niezgodnej, ale mam zamiar i zastanawiam się komu cisnęłaś takiego hejta :D
      Też kocham Haymitch <3 Osobiście ten fragment o tym co Cinny myśli o Haymitchu podobał mi się bardzo :D Serio? Jak można go nie lubić? ;o I powodem jest tylko :"bo jest pijakiem i jest obleśny i tak po prostu"... Matulu ;'( Masz całkowitą rację.. gościu wiele nacierpiał.. .nie dość, że musiał iść na igrzyska, to potem zabili mu całą rodzinę... ludzie nie rozumieją krzywdy wyrządzonej Haymitchowi, czy jak? ;o Masakra...
      Nie zaprzeczę... wspaniały to on jest... i doskonale wiem, że uwielbiasz Haymitcha tak jak ja :D
      Niee.. musiałam ją stamtąd wypuścić, bo by załamała się psychicznie... Taa Johanna... lubię ją, więc musiała się pojawić... xD
      Mają, mają przerąbane, od co! :P
      Dziękuję ;) Nie wiem skąd wzięło mi się to imię xD
      Pozdrawiam :) I dziękuję za komentarz, Loks... one dla mnie wiele znaczą :)

      Usuń
  5. Przeczytałem ten rozdział i lecę czytać następne! Bardzo spodobała mi się ta historia jak na razie :d Sojusz zawodwców <3 Uwielbiam zawodowców <3 Świetnie, że takie fajne te Igrzyska będą ^^ Tak podejrzewam przynajmniej! :)


    Zapraszam do mnie
    http://cwiercwieczeposkromienia1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Cieszę się, że ci się podoba :D No cóż... ja zawodowców nie zbyt lubię xD
      To mam nadzieję, że cię nie zawiodę igrzyskami :)
      Oczywiście wpadnę i poczytam :)
      Pozdrawiam ;3

      Usuń
  6. Rozdzia jak zwykle xd
    Bardzo mi się podoa :D
    Masz talent :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach dziękuję za dedykacje ;3 Rozdział świetny! ;) Już niedługo wyśle ci kolejną część mojego opowiadania ;) Nasza Katherine będzie musiała stanąć przed wielkim wyzwaniem. Podejmie się go i porzuci dotychczasowe życie,czy narazi się na śmierć? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę ;3
      Dziękuję :D Jej! W końcu mi to wyślesz :p Ile miałam czekać? :D
      A gdzie mi wyślesz? Na fb? ;)
      I jestem pewna, że podejmie to wyzwanie ^^ W końcu to Katherine :D Wiesz co? Weź mi wyślij całość ;)
      Pozdrawiam i nie mogę się doczekać ;3

      Usuń
  8. Czy ty zawsze musisz dowalić czymś na początku rozdziału?
    PRZEŻYWAŁAM JAKBYM TAM BYŁA. A już bałam się, że nie uda jej się uciec z tego pokoju. Uff, kamień spadł mi z serca.

    Bardzo podoba mi się relacja bohaterki z Haymitchem. Pomińmy fakt, e faceta wielbię. Jest ojcem/wujkiem/ kimś naprawdę bliskim. Przynajmniej ja mam takie odczucie. Well.

    Scena z siekierą była najlepsza. Nasza bohaterka robi się coraz bardziej zadziorna. Podoba mi się to. Oby tak dalej. Jestem ciekawa w jakim kierunku pokierujesz tą postać.

    Rozdział... JAK MOŻNA KOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE. JAK? Ktoś tu się prosi o lanie. Nie wybaczę.

    Pozdrawiam, Faith.

    OdpowiedzUsuń
  9. Muszę ^^ Taka ma natura :D
    Nie jestem tak okrutna, żeby moją kochaną Cinny zostawić w pokoju, żeby się bidulka załamała... :)
    Uwielbiam tę relację Cinnybel z Haymitchem... Też wielbię Haymitcha :D A to doprowadziło do tego, że zburzyłam pierwotne plany, które miałam co do Cinny, ponieważ na początku chciałam, aby była w Dystrykcie 4 u Annie Cresty, ale moja miłość do mentora Dwunastki przeważyła :D
    Cieszę się, że ci się podoba ;)
    I można kończyć xD Jak widzisz :P Kto się prosi o lanie? Nie widzę go! :P Nie wybaczysz? ;o Och, nie! Wybacz mi, proszę ;c :P
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)