środa, 16 lipca 2014

Rozdział 10

Słońce oślepiało tak, że potrzebowałam chwili, aby przyzwyczaić się do jasności.
-Panie i panowie, ostatnie igrzyska w historii Panem czas zacząć! Niech los wam zawsze sprzyja! - usłyszałam głos Petera Lovlisa, zastępcy Claudiusa Templesmitha, który zginął w czasie rebelii.
Gdy mój wzrok już się przyzwyczaił. Nad Rogiem Obfitości zaczęto odliczać czas.
Sześćdziesiąt...
Rozglądałam się spanikowana. Znajdowaliśmy się na ogromnym placu. Od Rogu dzieliy mnie 3 metry. Przebywaliśmy pośród ruin miasta. Poza placem za moimi plecami był las mieszany, a na przeciwko las tropikalny. Ciężko będzie przebiec przez te rumowisko, aby dobiec do roślinności, która jest bezpieczniejsza niż zrujnowane budynki. Nad niektórymi unosił się snop pary wodnej, co zapewne wskazywało na gejzery.
Pięćdziesiąt...
Na lewo widać było wysoką trawę, która gęsto porastała upadające mury, a na prawo ode mnie przepływała rzeka, która wpadała do wielkiego jeziora. Szukałam wzrokiem Bluxa. Stał cztery miejsca na lewo ode mnie. Najpierw kiwnął głową w stronę Rogu, a następnie na las za mną. Skinęłam głową.
Czterdzieści...
Szukałam reszty moich sojuszników. Niestety po jednej mojej stronie stał Mich z Czwórki, a po drugiej jakaś dziewczyna z Ósemki. Obok Bluxa była Venus, Mirash znajdowała się dwanaście osób ode mnie na prawo. Ledwo ją widziałam w tym słońcu. Ale najgorsze było to, że nie mogłam nigdzie dopatrzeć Shadow.
Trzydzieści...
Starałam się przekazać Bluxowi, że nie widzę Shadow. On nie zrozumiał. Wściekła pokręciłam głową i postanowiłam, że ja się tym zajmę.
Dwadzieścia...
Upatrzyłam sobie siekierę, która niestety, ale znajdowała się pod Rogiem. Po drodze wezmę jeszcze dość duży pomarańczowy plecak i nóż. Stanęłam w pozycji wyjściowej do biegu. Musiałam tam dobiec jako pierwsza.
Dziesięć...
Omiotłam wzrokiem resztę trybutów.
Dziewięć...
Większość stała nieruchomo przerażona. Niektórzy wyglądali jakby modlili się, aby ktoś ich stąd zabrał.
Osiem...
Flass zawołał na cały głos z drugiego końca placu:
-Vaught, ty będziesz pierwsza, skarbie!
Siedem...
Wszyscy wytrąceni z równowagi tym krzykiem, który jeszcze teraz roznosił się wśród ruin, spojrzeli na mnie.
Sześć...
Ja nie dałam się podejść i ze zmarszczonymi brwiami skupiłam wzrok na Rogu.
Pięć...
Zaczynałam się coraz bardziej pocić. Na arenie chyba było z 30 stopni!
Cztery...
Usłyszałam obok siebie krzyk i dziewczyna z Ósemki rzuciła się do przodu. Zostałam cała ochlapana jej krwią. Zeszła przed wcześnie i natrafiła na miny.
Trzy...
To bardzo mnie zdekoncentrowało i poruszyło. Nasi mentorzy mówili, że mamy uważać, ponieważ gdy zejdziemy za wcześnie wylecimy w powietrze.
Dwa...
Jeszcze dwie osoby rzuciły się z platform.
Jeden...
I ruszyłam. Biegłam ile sił w nogach. Większość trybutów nadal przerażona i zdezorientowana stała na swoich miejscach. Po drodze chwyciłam plecak i nóż obok niego leżący. Rzuciłam się w stronę siekiery. Ale nagle ktoś powalił mnie na ziemie i przygniótł swoim ciężarem. Był to chłopak reprezentujący Dystrykt 10. Wziął upuszczony przeze mnie nóż i przytknął mi do szyi. Chwyciłam go za nadgarstki i próbowałam siłą jak najdalej odciągnąć narzędzie od mojego gardła. Był silniejszy. Nieuchronnie ostrze zbliżało się do mojej skóry. Poczułam gorącą ciecz płynącą po mojej szyi.
Po prostu nie mogłam uwierzyć w to, że już teraz tutaj zginę.
Nagle oczy atakującego mnie chłopaka wywróciły się na drugą stronę, a jego ciało przygniotło mnie całym swoim ciężarem. Nad jego ramieniem zauważyłam, że w jego plecach tkwi włócznia. Blux ściągnął go ze mnie i pociągnął na nogi. Wyrwał swoją broń z pleców nieżyjącego chłopaka, a ja pobiegłam po moją siekierę. Cały czas miałam ją na celowniku. Chciałam ją tylko porwać i od razu rzucić się w stronę lasu z resztą sojuszu.
Gdy już miałam ją w dłoni, usłyszałam krzyk niedaleko mnie:
-Ani kroku, ślicznotko!
Odwróciłam się powoli w stronę Flassa, ważąc w dłoniach moją broń. W prawej nóż był bardzo lekki, ale za to siekiera w lewej ręce była ciężka, choć prawie od razu przyzwyczaiłam się do jej ciężaru.
Mój przeciwnik trzymał wycelowaną we mnie włócznie.
-Mówiłem ci, że ty pierwsza padniesz z moich rąk . Szkoda, że nie masz już tej szramy, którą ci zrobiłem na treningach. Twoja stylistka musiała mieć niezłe znajomości, że znalazła taki krem, żeby wyleczył twoją brzydką twarz, ale...
-Zamknij się Flass. Nie mam czasu na babskie pogaduchy. Zabij mnie albo puść - zażądałam.
Już miał się zamachnąć swoją bronią, ale nagle jakiś biegnący trybut potrącił go i razem zwalili się na ziemię.
Puściłam się biegiem jak najdalej od Flassa. Biegłam w kierunku lasu, ale nagle widziałam jak ktoś z kuszą pochyla się nad jakąś dziewczyną cofającą się rozpaczliwie na ziemi przed przeciwnikiem.
Zwróciłam uwagę na tę akcję rozgrywaną po boku tylko dlatego, że mignęły mi turkusowe włosy. Szybko zawróciłam i wbiłam nóż w plecy napastniczki, która atakowała Shadow.
Było mi bardzo ciężko patrzeć jak ciało tej bezimiennej dla mnie osoby pada na ziemię. A najgorsze jest to, że ja pozbawiłam ją życia.
Przełknęłam mdłości i podniosłam z ziemi Shadow, która wyrwała nóż z dziewczyny leżącej na ziemi oraz zabrała jej kusze. Wetknęła to za pasek spodni.
Widziałam jak krew zabarwiała kostkę brukową pod moimi nogami.
Moja sojuszniczka pociągnęła mnie za rękaw i razem podążyłyśmy w stronę lasu na lewo. Żeby tam dotrzeć musiałyśmy przedrzeć się przez ruiny budynków co nie było łatwe. Ciągle potykałyśmy się, a mrożące krew w żyłach krzyki dochodzące z głównego placu dekoncentrowały nas.
Nagle dwa kroki przed Shadow, która biegła pierwsza wybuchł gejzer. Nawet ja z tej odległości poczułam żar pary wodnej, która wystrzeliła w górę. Mey krzyknęła i zakryła dłońmi twarz.
Popatrzyłam spanikowana na nią i za siebie. Rzeź na placu trwała w najlepsze. Ale gdzie jest Blux?
Miałam nadzieję, że czekają na nas na skraju lasu. Wzięłam dziewczynę za rękę i zaczęłam ciągnąć do lasu. Musiałyśmy tam dotrzeć. Po kilku minutach biegu w końcu zatopiłyśmy się w roślinność, która chroniła przed grzejącym słońcem i oczami innych trybutów. Nadal nie przestawałam przeć przed siebie. Rozglądałam się gorączkowo za resztą z naszego sojuszu.
Plecak boleśnie wpijał się w ramie. Byłam już kompletnie oblana potem. Nawet w cieniu drzew było duszno i ciepło.
Usłyszałam pojękiwanie Shadow. Obróciłam się do niej, zobaczyć co się stało.
Gdy spojrzałam na jej twarz znieruchomiałam.
Cała skóra była pokryta oparzeniami, które zaczęły się zmieniać w duże pęcherze. Nie dziwiłam się jej, że jęczała. Musiało boleć.
Położyłam jej dłoń na ramieniu.
-Wszystko będzie dobrze. Za chwile zajmiemy się twoją twarzą, ale najpierw musimy znaleźć resztę - powiedziałam łagodnie.
-Nas szukacie? - rzekł męski głos zza krzewów obok nas.
Podskoczyłam na ten dźwięk i zasłoniłam Shadow własnym ciałem unosząc siekierę.
Z miejsca, gdzie przed chwilą dobiegł głos wyszedł Blux, Venus, Mirash i jakiś chłopak.
Zmarszczyłam brwi na jego widok, ale nic nie powiedziałam. Musieliśmy ruszać, bo nadal znajdowaliśmy się zbyt blisko miasta i Rogu.
Kiedy Venus zobaczyła twarz Shadow, razem z Mirash podeszły i zaczęły coś do niej mówić łagodnymi głosami. Ja podeszłam do Bluxa i powiedziałam:
-Idźmy dalej. Nie możemy tu zostać.
Pokiwał głową. Przyjrzał mi się uważnie.
-Jesteś ranna? - zapytał i dłońmi przejechał po moim ciele, sprawdzając położenie rany.
Odskoczyłam od niego i pokręciłam głową.
-Nie jestem ranna. To jest krew dziewczyny, która za szybko zeszła z podestu i chłopaka z Dziesiątki. Zostałam tylko draśnięta w szyję.
Odchrząknął.
-Dziewczyny ruszamy. Zajmijcie się Shadow. O ile się nie mylę, jest świetna z zielarstwa, jej mama pracowała w laboratorium i wynajdywała leki. Ja i Cinny będziemy się rozglądać. Jayden, asekuruj tyły.
Ruszyliśmy. Szliśmy uparcie przed siebie. Ja byłam z lewej strony dziewczyn, Blux z drugiej, a ten chłopak z tyłu. Cały czas dobiegał mnie płaczliwy głos Mey, która wyjaśniała jak wyglądają rośliny do przygotowania maści na oparzenia.
Szliśmy przez godzinę, aż nagle usłyszeliśmy wystrzały z armat. Stanęliśmy jak wryci. Liczyłam pod nosem.
Raz. Dwa. Trzy. Cztery... Doliczyłam się dwudziestu jeden wystrzałów. Tylu poległo. Zostało nas dwudziestu siedmiu.  A najgorsze jest to, że ja zabiłam jedną osobę. Odgoniłam te myśli, zostawiając je na później.
Zżerała mnie ciekawość, czy Quinnowi udało się zbiec. Miałam nadzieję. Nie chce zobaczyć dzisiaj jego zdjęcia na nocnym niebie.
Maszerowaliśmy dalej. Cały czas miałam siekierę w pogotowiu i napięte mięśnie. Poruszaliśmy się dość niezgrabnie, ale lepsze to niż siedzenie i czekanie na śmierć.
Po dwóch godzinach dziewczyny miały w rękach zioła i rośliny na maść. Stanęliśmy na odpoczynek, a one zabrały się do robienia leku.
Z Bluxem przeglądaliśmy zawartość plecaków. Mieliśmy dwa małe plecaki, jeden średni i jeden duży. W nich znaleźliśmy 2 bochenki chleba, sześć paczek suszonych owoców i mięs, zapałki, dwa litrowe bukłaki na wodę, z czego jeden pełny, linę, paczkę krakersów, dwie małe apteczki, jedną parę okularów noktowizyjnych oraz śpiwór. Z broni, które były pod Rogiem wzięliśmy topór, włócznie, dwa noże, kusze, miecz oraz dwa shurikeny. Na szóstkę ludzi trochę marnie.
Wszystko poupychaliśmy do średniego i dużego plecaka, małe wepchnęliśmy do tych większych. Ja i Blux założyliśmy je na plecy.
Zbliżyłam się do reprezentanta Dwójki i szepnęłam mu na ucho:
-Co to za gościu?
Zmierzył wzrokiem Jaydena.
-To Jayden z Czwórki. Błagał mnie, żebym go ze sobą zabrał. Więc wziąłem go, bo nie jestem wcale taki bezduszny na jakiego wyglądam - odszepnął.
Zmarszczyłam brwi.
-Wcale nie jesteś bezduszny - odparłam.
Wzruszył ramionami i zaczął obserwować jak Venus z Mirash nakładają maść na oparzenia Shadow.
-Jak to się stało? - spytał Blux.
Opowiedziałam mu jaką przebyłyśmy drogę do lasu, podczas której Shadow została poparzona przez wybuchający przed nią gejzer.
Pokiwał głową, a w jego oczach pojawiło się współczucie i troska. Poklepałam go po ramieniu.
Ustawiliśmy się w poprzedni szyk i szukaliśmy kryjówki.
Po kolejnej godzinie i następnej nie mieliśmy pojęcia, gdzie zatrzymamy się na noc. Do zmierzchu zostało niewiele czasu.
Podczas wędrówki panowała cisza w naszej grupie. Każdy patrzył pod nogi lub na boki. Shadow krzywiła się z bólu. Zauważyłam, że Venus przejęła od Mey kuszę. Trzymała ją niemal z czcią. Blux szedł z zmarszczonym czołem. Był bardzo zmartwiony. Bo tak patrząc to obarczyliśmy go obowiązkiem przywódcy w naszym sojuszu. Duża odpowiedzialność. Choć moim zdaniem za bardzo się przejmuje. To jest arena, tutaj nigdzie po drodze nie natkniemy się na luksusowy hotel.
-Blux, moim zdanie powinniśmy się zatrzymać na noc na jakieś polanie. Niektórzy już nie mogą ze zmęczenia - skierowałam wzrok na Shadow.
Pokiwał głową i skręcił w prawo na chybił trafił. Szliśmy przez jakieś 20 minut. Przeszliśmy przez jakieś wysokie krzaki i trafiliśmy na łąkę. Niewielką, ale jednak. Dookoła otoczona przez drzewa i wysokie krzewy. Idealna.
Przeszliśmy na środek i usiedliśmy na trawie. Słońce chyliło się już ku zachodowi, ale nadal było ciepło, tak że każdy z nas ociekał potem. Blux wyciągnął butelkę z wodą, napił się trochę i podał dalej. Gdy wszyscy upiliśmy choć odrobinę, schował z powrotem.
-Tutaj rozłożymy obozowisko. Nie mamy tego wiele. W plecaku mieliśmy jeden śpiwór. Dzisiaj dostanie go Shadow. Musi zebrać siły, aby wyzdrowieć. Reszta niestety będzie musiała ulokować się na trawie. Ustawimy wartę nocną. Jest nas sześciu, Shadow wykluczamy dzisiejszej nocy z pilnowania. Ja pierwszy wezmę wartę, następnie Mirash, Jayden, Venus i Cinnybel. Zmieniać będziemy się co 2 godziny - zakończył i poszedł usiąść.
Venus i Mirash zagadywały Shadow, Jayden usiadł pod drzewem na obrzeżach polany, a ja usiadłam obok Bluxa.
-Myślisz, że to dobrze dawać nieznajomemu zadanie pilnowania nas w nocy? - zagadnęłam.
Spojrzał na mnie zamyślonym wzrokiem.
-Cóż, myślę, że to nie jest dobry pomysł, ale jutro musimy być wypoczęci i ruszać dalej. Nie możemy być w jednym miejscu, a wyczerpani nie zajdziemy daleko.
Dłuższą chwilę siedzieliśmy cicho. Z nim przyjemnie było zachowywać milczenie.
Do mojej głowy wparował obraz martwej trybutki z moim nożem w plecach. Zabiłam człowieka. Nie chciałam tego zrobić, ale musiałam ratować Shadow.
"Tylko winny, szuka usprawiedliwienia" - rzekł w mojej głowie złośliwy głosik.
Pokręciłam głową. Naszła mnie ochota na zwierzenia.
-Wiesz co? - zaczęłam. - Zabiłam niewinną osobę. Ona zapewne miała chłopaka, rodzinę, dom czy marzenia. A ja pozbawiłam ją tego. Jak mogę się choć trochę różnić od Flassa po tym co zrobiłam? Jestem okropnym człowiekiem.
Łzy stanęły w moich oczach. Mrugałam szybko, aby nie wypłynęły. Nie chciałam, aby reszta widziała jak płaczę. Znowu.
-Też zabiłem. Aż trzy osoby. Usprawiedliwiam się tym, że ratowałem ciebie lub inną osobę z naszego sojuszu. Ale czy my mamy prawo pozbawiać kogoś życia? Ale tak spojrzeć na to z innej strony, to nasi przyjaciele, rodziny, przywódcy kazali to robić innym dzieciom przez 75 lat. Patrzyliśmy na to bezczynnie, a większość czerpała przyjemność z oglądania tych mordów. Nie poczuwaliśmy się do odpowiedzialności za to, ale powinniśmy. Teraz dopiero czujemy jak to jest - pokręcił głową.
Westchnęłam.
Miałam mętlik w głowie. Te rozmyślenia przerwał wystrzał z armaty, aż podskoczyłam. Za chwilę kolejny.
Wzdrygnęłam się. Popatrzyłam w niebo. Za chwilę znikną ostatnie promienie słońca i nastąpi ciemność. Dziewczyny usiadły obok nas, Jayden dołączył po chwili. Wyglądaliśmy jak banda nastolatków siedząca kręgiem wokół plecaków, które były w środku koła.
-Jak się czujesz Shadow? - zapytałam zdławionym głosem.
-Lepiej - odparła cicho.
Zapadły kompletne ciemności. Rozbrzmiał hymn Panem. Słyszałam, że prezydent Paylor rozważa zmianę hymnu na jakiś zupełnie inny. Na razie pozostał ten co był. Na niebie wyświetliło się godło i zaczęły się pojawiać zdjęcia poległych trybutów, kolejno dystryktami. Poległa dziewczyna i chłopak z Dwójki, dwie dziewczyny i chłopak z Trójki, Violett z Czwórki, chłopak i dziewczyna z Piątki, czterech trybutów z Szóstki, Sebastian z Siódemki, dziewczyna z Ósemki, dwóch chłopaków i dziewczyna z Dziewiątki, wszyscy z Dziesiątki, Veloxi z Jedenastki i Nath z Dwunastki.
Zakryłam usta dłonią. Czułam ulgę, że Quinn żyje, ale jednocześnie smutek, bo te wszystkie osoby nie żyją. Uświadomiłam sobie, że dziewczyna, którą zabiłam była z Szóstki. Mój umysł nie mógł ogarnąć, że Nath, z którym dzisiaj rano jadłam śniadanie już nie żyje. Zacisnęłam wargi, aby stłumić szloch. Musiałam się opanować.
-Dzisiaj nie rozpalimy ogniska. Mogliby nas szybko wykryć przez dym i światło, a poza tym jest ciepło, więc nie zamarzniemy - powiedział i rozdał każdemu po suszonym owocu i pół kromki chleba.
Po posiłku ułożyłam się dość blisko plecaków i próbowałam spać. Żałowałam, że w pobliżu nie było żadnego strumienia, gdzie mogłabym zmyć krew trybutki, która ciążyła mi jakbym nosiła kamienie. Niedaleko mnie Shadow leżała już w śpiworze, gdzieś tam Blux wspiął się na drzewo i stamtąd obserwował nas oraz teren otaczający naszą polanę. Mocno ściskał włócznie. Ledwo go było widać, ale ja wiedziałam, że tam jest i łatwiej mi było go dostrzec. Jayden położył się po drugiej stronie jak najdalej ode mnie. Dziwne.
Venus wybrała sobie miejsce obok mnie, a Mirash miała głowę obok mojej dłoni.
Długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam jak dziewczyny obok mnie wiercą się niespokojnie. Tutaj było tak odmiennie niż w stolicy. Przyzwyczajeni do luksusów Kapitolu ciężko znosiliśmy niewygodę. Trzeba było to przełknąć i odrzucić swoje pragnienia, by przeżyć. Udało mi się dopiero usnąć, gdy Mirash zmieniła Bluxa, który położył się niedaleko mnie. Czułam się dobrze, gdy miałam wokół przyjaciół.
Mój sen zakłóciło dopiero szarpnięcie za kostkę i ciągnięcie po trawie. Otumaniona snem nie krzyczałam. Z moich ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Przeklinałam w myślach. Otworzyłam oczy kopiąc napastnika w ramię. Nic to nie dało. W pewnym momencie puścił mnie i usiadł na mnie okrokiem. Obiema rękoma chwycił mnie za szyję i zaczął dusić. Wiłam się pod jego ciężarem, próbowałam odciągnąć jego dłonie od mojego gardła.
Płuca paliły, a w głowie zaczęło się kręcić od braku powietrza. Próbowałam go kopnąć, ale traciłam siły.
Podniosłam wzrok na twarz przeciwnika. To kogo zobaczyłam, nie zdziwiło mnie ani trochę.




Hmmm.... mnie ten rozdział nawet się podoba ^^ A Wam?
Ciekawi mnie, kto jak na razie jest Waszym ulubionym bohaterem. Zdradzicie mi to? :D
 Następny rozdział może pojawić się trochę później niż w przyszłym tygodniu, ponieważ nie jestem pewna czy będę w domu.
Mam jedną prośbę. xD Robiłam w tym roku projekt z klasą i bardzo zależy nam na ocenie społecznościowej. Jeżeli ktoś ma ochotę to zapraszam do zapoznania się z nim i ocenienia naszych wysiłków. Link :)
Z góry dziękuję wszystkim! :D Oraz jestem Wam ogromnie wdzięczna za ponad 2000 wyświetleń! Jesteście wspaniali <3
Niech los zawsze Wam sprzyja!

23 komentarze:

  1. O maaatko, z niecierpliwością czekałam na ten rozdział *-*. To chyba najciekawsza, jak dla mnie, część igrzysk!
    Mogłam się spodziewać, że arenę zrobisz jako ogromną ruinę - wiadomo, była wojna i swoje zrobiła. Ale ja oczywiście jestem za głupia, żeby na to wpaść xd. Chociaż może to i dobrze? Przynajmniej niespodziankę miałam :).
    ...serio? Zabiłaś trzy osoby przed właściwym rozpoczęciem Igrzysk??? I do tego jeszcze dwadzieścia(?) innych później... Ugrh, pierwszy dzień zawsze jest krwawy, ale żeby aż tak? Ach, no tak... Prawie zapomniałam, że tutaj jest podwojona liczba trybutów...
    Biedna Cinny. Szkoda mi jej i wszystkich innych zawodników. Muszą tyle przejść, cierpią i psychicznie i fizycznie... Jedna osoba, która to przeżyje, będzie później miała piekło z życia... Ale i tak trzymam cię za słowo, wiem, że ocalisz więcej niż jedną osobę ;).
    I do tego ten Flass... ten beznadziejny idiota... Prawie zabił Cinny :o. Na szczęście ktoś ją uratował i pewnie był to Quinn (A kto niby ? <3).
    Boże, tak końcówka D:. Zgaduję, że był tam Flass albo Will. Przecież Cinny stwierdziła, że się tego spodziewała... I jeszcze mógł być Jayden. Wkurza mnie. Blux nie powinien ufać tak pierwszej lepszej osobie na tyle, żeby dawać jej od razu wartę... Jednak najbardziej boję się opcji, że ten cały napastnik pozabijał już wszystkich i na koniec pozostawił sobie Cinny... spróbuj tak zrobić, to sama do ciebie przyjadę i ciebie dopadnę ._.. Już wiem gdzie mieszkasz i to nie jest w cale tak daleko ode mnie! (Zielona Góra ;*).
    Podsumowując, jestem zadowolona i nie mogę się doczekać nexta :3. Było to tak ekscytujące, że w momencie, gdy jakaś dziewczyna chciała poderżnąć gardło Cinnybel, złapałam się z dreszczami za swoje D:. Zawsze tak mam, gdy czytam albo oglądam jakąś drastyczną scenę :/.
    A co do projektu, to dokładnie go przejrzę przy większej ilości czasu :). Już tam trochę poszperałam i podoba mi się ^^.
    Gratuluję 2000 wyświetleń! Oby tak dalej!
    Pozdrawiam :* I łap tą wenę xd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buhahahaha :D Ruiny :D To jest to co wymyśliłam i co jako jedyne mi się spodobało :P
      Tak :D Jestem chamska :P A poza tym to dzieci z Kapitolu... po co się męczyć na igrzyskach i zginąć z czyiś rąk, jak można rzucić się za wcześnie i zginąć? :D Trochę dużo zginęło pierwszego dnia, ale można się było tego spodziewać, bo bezbronni trybuci w pobliżu Flassa i jego paczki może się równać nieprawdopodobną rzezią...
      Dałam ci takie słowo, skarbie? ;o Kiedy? Postaram cię nie zawieść ^^
      Nie wiem kto to był :D Nawet nie pomyślałam, że mógł to być Quinn xD Myślałam raczej, że to był po prostu zwykły przerażony chłopak, który przez przypadek wpadł na Flassa :P
      Ooooo... :D Grozisz mi? :D Hahahaha :D Ejj... faktycznie... to jest blisko :P Mam się bać? ;o :D
      Cieszę się, że ci się podobało ^^
      Szczerze? Nie musi aż tak dokładnie go przeglądać, bo niestety tam jestem ja >.<
      Dziękuję! ;3
      Również pozdrawiam i wena się przyda :D Dzięki ;3

      Usuń
    2. Hahahaha, serio? A ja myślałam, że Quinn bohatersko obronił ją własną piersią... a tu jakaś ciapa wpadła na Flassa, hahahaha xD. Nie spodziewałam się takiego zamysłu :D.
      Pamiętam, że pisałaś o prawdopodobnym ocaleniu Cinny i Quinna ^^. Więc nie zabijaj ich >.<.
      A tak na serio, to nie bój się, nie pojadę do ciebie... :D. Tylko żartowałam, hehehe ;).

      Usuń
    3. Widzisz? :D Nieraz zdarza mi się wpaść na idiotyczny pomysł :D
      Taaakk xD To doskonałe słowo... prawdopodobnym :D Skarbie, spokojnie :D Zobaczę co się da zrobić... ale coś czuję, że w pewnym momencie będziesz bardzo wzburzona wydarzeniami w opowiadaniu ^^ Mam tak nieprawdopodobny pomysł, że aż idiotyczny, ale mi się podoba :P
      Wiem, że żartowałaś :P

      Usuń
  2. Jeju czekałam na ten rozdział i takkkk mi się podoba :D
    Jeju kiedy nastęny?
    Aajajjajajajaja jest późno nie wie co pisać, więc zaprosze tylko na nn ;D
    http://69-igrzyska-glodowe.blogspot.com/2014/07/rozdzia-9.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się ^^
      Jeszcze nie wiem :D
      I jutro przeczytam i skomentuję, bo dzisiaj już nie mam siły ;3
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. IGRZYSKAAAAAAA!
    Dobra. Mniej więcej tak wyglądała moja reakcja, jak zobaczyłam, że dodałaś rozdział. Skoro masz już ogólny obraz, mogę przejść do komentarza.

    Biedne dzieciaki. Bo to są dzieciaki, kurdę. Co prawda podobało mi się to, co powiedział Blux: "Patrzyliśmy na to bezczynnie, a większość czerpała przyjemność z oglądania tych mordów. Nie poczuwaliśmy się do odpowiedzialności za to, ale powinniśmy. Teraz dopiero czujemy jak to jest." Wydaje mi się bardzo mądrym gościem, i ciekawa jestem, jak rozwiniesz jego postać... i czy w ogóle ją rozwiniesz przed tym, jak już go zabijesz.

    Odliczanie było najgorsze. Jesu, miałam serce w gardle. Dobrze opisane, podobało mi się. Flass to idiota, ale o tym już wszyscy wiemy. Nie potrzebnie o tym wspominam prawda? Anyway, nienawidzę faceta. Zabić jak najszybciej.

    Biedna Shadow! Jest jedną z moich ulubionych bohaterek a tym mi ją tak krzywdzisz, jak możesz? Czy ja ci coś takiego robię?
    ...nie odpowiadaj.

    TEN DZIWNY Z CZWÓRKI! ZABIĆ! ZABIĆ! Niech nie tyka mojej małej Cinnybel! ZABIĆ DRANIA, ALE JUŻ! Niech ktoś to zauważy, pls! Bo Haymitch się załamie! Nie zrobiłabyś tego. Nie zabiłbyś jej tak wcześnie. Chyba nie muszę się martwić...
    ...chyba. Bóg wie, co wymyślisz.
    Tylko nie trzymaj mnie w niepewności za długo, ok?
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W planach mam jako takie rozwinięcie jego postaci... a poza tym zobaczymy ^^
      Też nie lubię Flassa :P Gościu wyszedł mi wyjątkowo paskudnie ;/ :D
      Buhahahahaha :D Byłabym chamska, gdybym powiedziała, że ty wiążesz mi Lilybird z Gale'm? :D ;o Ale na razie tylko tak przeczuwam ^^ Dobra, nie odpowiadam :D :P (Ale nadal mam cichą nadzieję, że Bird nie będzie z tym Gale'm) :D
      Tak xD Ten argument przeważył, że zaczęłam się śmiać xD Nie zrobiłabym tego mojemu Haymitchowi :D Chyba nie musisz ^^
      Dobrze, postaram się coś tam napisać :)
      Pozdrowionka ;*

      Usuń
  4. Ah...już uwielbiam ten rozdział. Te ciarki przechodzące po plecach przy odliczaniu...
    Stanowczo jestem za połączeniem Cinny i Quinna (ale to chyba planujesz :) Moim zdaniem początek igrzysk powinien być krwawy i bardzo mi sie podoba. Czekam na dalsze losy (włączając w to jakieś romansiki i zabójstwa) bohaterów i a klęske Flass'a.
    Pozdrawiam i zapraszam na 8 rozdział do siebie http://returnofmockingjay.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak xD Planuję ;)
      Cieszę się, że ci się podoba ^^ A co do zabójstw to będą, ale romansiki... hm... też ^^ Może będzie tego mało, ale raczej będą :D Flass... gówniarz jeden z Kapitolu i tyle :P
      Pozdrawiam i jak znajdę czas to wpadnę! :D

      Usuń
  5. Na razie najbardziej do gustu przypadł mi Blux.
    Co do rozdziału- całkiem udany;) Wreszcie prawdziwe igrzyska! Nie żeby cieszyło mnie to, że już się tam mordują. Ale zawsze wszystko ruszyło do przodu.
    A miałam taką nadzieję, że Quinn zginął!
    Liczę, że masz przeznaczoną dla niego jakąś ciekawą śmierć XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) Też go lubię :D
      Jestem wniebowzięta, bo w końcu mogę pisać o igrzyskach... pomysły są i teraz tylko pisać! :D
      Naprawdę tak nie lubisz mojego Quinna? ;c :D
      Hmmmm.... tego to nie zdradzę ^^

      Usuń
  6. Trochę spóźniona, ale jestem i uważam Igrzyska za oficjalnie rozpoczęte :)) Wow!!! Arena robi wrażenie, a odliczanie było pełne napięcia, przynajmniej dla mnie. Szkoda mi trochę głównej bohaterki, bo jeszcze nie weszła na arenę, a już miała na sobie szczątki innej osoby. I na dodatek obryzgana jej krwią musiała toczyć własną walkę zarówno na zewnątrz - ucieczka przed Flassem i resztą nieprzyjaznych jej trybutów oraz wewnątrz- sama ze sobą kiedy dotarło do niej, że pozbawiła kogoś życia. Pierwszy raz, a zapewne nie ostatni - przecież to są Igrzyska. I pytam - dlaczego Ty ją tak męczysz? Nie dość, że przeżyła tyle od samego startu Igrzysk to ktoś atakuje ją na sam koniec. Teraz pozostaje tylko pytanie 'Kto to jest?'. Obstawianie Flassa albo Willa może być naiwne, bo to chyba zbyt proste. No ale zobaczymy w następnym rozdziale :))

    Pozdrawiam i czekam na następny :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jesteś ^^ I ja również uważam, że Ostatnie Igrzyska w historii Panem są oficjalnie rozpoczęte :D
      Musiałam trochę pomęczyć Cinnybel... bo przecież dziewoja się w życiu w ogóle nie wycierpiała, c'nie? ;/
      A tak serio to chciałam, żeby było ciekawie ^^
      Kto to jest? To chyba oczywiste :P
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz, Phoenix! :)

      Usuń
  7. Rozdział przeczytałam już dawno, ale dopiero dziś dałam radę się dorwać do komputera i coś napisać (nie podejmuję się pisania na tablecie :C).

    I nieźle, tak bardzo dużo krwi... Trzy osoby jeszcze przed Igrzyskami. Taka samobójcza śmierć, w sumie dobrze oddaje atmosferę IŚ. A szczególnie pokazuje różnicę między dzieciakami z Kapitolu, a tymi z Dystryktów. Te z Dystryktów chciały wygrać, bo miały nadzieję na lepsze życie. A te z Kapitolu chciały zabijać, bądź też odejść w miarę bezboleśnie. I tak, wiem, głęboka rozkmina...

    I podobało mi się to, jak Cinny myślała nad tym, że zabiła niewinną osobę. Takie przemyślenia mnie zawsze chwytają za serce, bo są bardzo prawdziwe.

    Przepraszam za krótkość komentarza, opóźnienie i ogólny niedowład umysłowy, ale dopiero wróciłam do domu i jeszcze nie ogarniam, co chyba widać.
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :P Fajnie, że zauważyłaś tę różnicę między dziećmi z Dystryktów, a dziećmi z Kapitolu... :D
      Cieszę się, że ci się podobało :) Chciałam właśnie sprawić, by nie było jakiegoś wrażenia, że śmierć tej babki w ogóle jej nie obeszła... bo moja Cinny nie może być potworem! :P
      Buhahahaha xD Ojjj, kochana :3 Dla mnie się liczy, że w ogóle napisałaś komentarz :D Dziękuję ;)
      Pozdrawiam i wena się przyda, bo jakoś ostatnio mi ucieka, skubana ^^

      Usuń
  8. Kochana!
    Wybacz, że dopiero teraz czytam i komentuję, ale nie miałam internetu przez 11 dni.
    Rozdział jak zwykle cudowny, wszystko idealnie opisane i przedstawione. Najbardziej podoba mi się moment odliczania i to, co działo się w jego trakcie.
    Tak wiem, jestem okrutna.
    Pozdrawiam cieplutko. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No witam xD
      Wybaczam :P Właśnie zastanawiałam się co się z moją Levy stało :D
      Dziękuję <3 I nie jesteś okrutna! :P
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  9. I stało się. Pomysł na arenę naprawdę świetny. Prześwietnie przedstawiłaś odliczanie, Uczucia Cinnybel i to, co się działo wokół. ALE SAM POMYSŁ. LASY, RUINY, COŚ NIEZWYKŁEGO. Naprawdę bardzo podoba mi się ten pomysł. Ach. Nakręciłam się za bardzo. Szczerze, zdziwiło mnie, kiedy aż trójka trybutów zginęła tak naprawdę przed rozpoczęciem. Ale to bardzo dobrze, niespodziewany zwrot akcji, a co się z tym wiąże, już dużo krwi na samym początku.

    Flass, ten to mnie dopiero denerwuje. Grr, gdybym takiego spotkała (i nie zginęła) to z pewnością zginąłby on.

    Mam nadzieję, że nie stanie się nic mojej małej dziewczynce. Prawda? Nie skrzywdzisz jej. Jak skrzywdzisz to skończę popijając trunki z Haymitchem do końca życia.

    Pozdrawiam i życzę weny
    Faith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;3 Stwierdziłam, że to dzieci z Kapitolu, a one wolą zginąć przed walką, bo po co się męczyć? :P
      Nie zginęłabyś, bo bym poszła z tobą xd Sama bym mu dowaliła :P
      Uuuuu.... to postaram się, żeby nie przesadzić z krzywdzeniem Cinny xd chociaż możliwość picia z Haymitchem jest kusząca xd jeżeli przesadzę to wtedy będę piła z wami, pilnując cię, abyś nie skończyła jako alkoholiczka, kochana xD chociaż wierzę w twoją siłe :P
      Pozdrawiam xd

      Usuń
  10. To fantastyczne ile się w tym jednym rozdziale zdarzyło *.*
    XDD MRRR Krwawa jatka ? *O* Yeaaa
    ....
    Ale te samobójstwa ? Nie zrobiłabym tego.Walczyłabym, póki mi starczy sił.. xc a może raczej po prostu bym uciekała ?xDD
    Nie ważne...ROZDZIAŁ JEST SUPER : D
    Podobało mi się odliczanie i wgl, wgl, wgl.
    "Flass zawołał na cały głos z drugiego końca placu:
    -Vaught, ty będziesz pierwsza, skarbie!" < < < ! ! ! Idiotttaa ! ! !
    Mam dziwne poczucie humoru, ale rozdział mnie też czasami lekko bawił :D hohohooho ^.^

    Pozdrawiam :
    ~ Ringeril.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać,że spodobała mi się też upatrzona przez naszą bohaterkę siekiera : 333 Mądra dziewczyna ! x333

      Usuń
    2. Też jestem za krwawą jatką! :P
      Ty pewnie byś nie zrobiła, moja droga, ale dzieci z Kapitolu zrobiły to bez wahania... :P
      Dziękuję <3 Ciesze się, że ci się podobało :P
      Eeee tam xD Śmiech to zdrowie :P
      Buhahhaha :d taaa... czasami wykazuje się mądrością :P
      Pozdrawiam ;3

      Usuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)