czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 11

Poruszałam niemo ustami. Chciałam krzyczeć, ale przez gardło ściskane przez chłopaka nie wydostał się żaden dźwięk. Napastnik szeptał mi gorączkowo do ucha, najwidoczniej czerpiąc przyjemność z duszenia mnie.
-Co? A może wolałabyś drugą opcję, którą dla ciebie wymyśliłem? Miałem plan najpierw cię zgwałcić, a potem poderżnąć gardło. Ale stwierdziłem, że nie będę marnował większej ilości czasu na taką wywłokę - mówił coś dalej, ale przed oczami tańczyły mi czarne plamy, a w uszach szumiała krew.
Okładałam go rękoma po twarzy, ale on tylko uśmiechał się do mnie paskudnie. Siły opuszczały mnie w zaskakującym tempie, myśli plątały, a płuca domagały się rozpaczliwie tlenu.
Mój umysł krzyczał, że nie mogę tak skończyć. Nie mogłam zawieść Cinny ani Haymitcha. Po prostu nie mogłam.
Z  oczu popłynęły łzy. W miejscu, gdzie trzymał ręce, paliło mnie zranienie, które zrobił mi chłopak z Dziesiątki przy Rogu. Dziwne, że każdy chce dostać się do mojego gardła.
-Nawet nie wiesz jak przyjemnie się patrzy jak w oczach przeciwniczki gaśnie życie.
Traciłam przytomność.
Nagle nie czułam już ciężaru ciała chłopaka. Podniosłam się do pozycji siedzącej i łapczywie łapałam powietrze. Rozkaszlałam się straszliwie, przyciskając ręce do bolącej piersi. Kręciło mi się w głowie.
Gdy w końcu mój stan się poprawił, chwiejnie wstałam. Spojrzałam na osobę stojącą nad moim niedoszłym dusicielem. Zaskoczona zobaczyłam tam Venus. Gdy spostrzegłam, że trzyma kusze wycelowaną w chłopaka i krzyczy coś do niego, podeszłam do niej powoli. Nie zdążyłam dotknąć jej ramienia, a z ciała mojego napastnika sterczał wystrzelony przez Venus bełt. Podskoczyłam na dźwięk wystrzału z armaty.
Jayden nie żyje.
Odetchnęłam głęboko i wpadłam w ramiona przyjaciółki, która objęła mnie szepcząc coś do ucha. Dziękowałam jej cicho. Wokół usłyszałam szum głosów naszych sojuszników, ale ja tylko wtuliłam twarz w jej włosy. Nie płakałam, bo po co? Miałam już dość płakania.
Po chwili oderwałam się od Venus i odwróciłam się do reszty. Stali i patrzyli ze współczuciem na mnie. Pokręciłam głową. Na szczęście Lewellyn przejęła pałeczkę i wytłumaczyła wszystko naszym sojusznikom.
-Usłyszałam jakieś odgłosy szarpaniny i szepty. Obudziłam się i zobaczyłam jak Jayden dusi Cinny. Podeszłam do niego od tyłu i walnęłam kamieniem w tył głowy. Zastrzeliłam go za pomocą kuszy.
Blux chwycił mnie za rękę.
-To moja wina. Mogłem nie dawać Jaydenowi tej warty. Mówiłaś mi, ale ja nie posłuchałem. Przepraszam Cinnybel, ja na... - nie dokończył, bo przerwałam mu od razu.
-Blux, cicho bądź, ok? Nic się nie stało. Skąd mogłeś wiedzieć, że Jayden to idiota, który nie docenił twojego dobra? Wszystkie tutaj wiemy, że chciałeś dla nas jak najlepiej. Spokojnie, już jest dobrze. A teraz ciesz się, że jesteś sam w towarzystwie czterech dziewczyn. Nie jeden facet, chciałby być na twoim miejscu - powiedziałam cichym, zachrypniętym szeptem.
Trudno mi było mówić, obolałe gardło dawało się we w znaki. Pokiwał głową i uśmiechnął się z trudem.
-Moje panie, odsuńmy się. Niech zabiorą jego ciało. Ja wezmę wartę, a wy się prześpijcie, jest pewnie dopiero przed drugą - objął mnie oraz stojącą po jego drugiej stronie Shadow i poprowadził nas wszystkie na drugą stronę polany.
-Blux, ty już odbębniłeś swoją powinność. Teraz moja kolej. Ja będę nas pilnować - Venus spojrzała w oczy Bluxowi, który puścił nas i przetarł zmęczoną twarz dużą dłonią.
-Venus...
-Nie! Blux, daj jej się wykazać - poparła Venus Mirash.
Przez chwilę chłopak patrzył na dziewczynę głęboko zastanawiając się, ale za chwilę kiwnął głową.
Położyliśmy się z dala od ciała Jaydena, a Lewellyn zajęła pozycje na drzewie, obserwując uważnie otoczenie i nas z kuszą w ręku.
Gardło bolało mnie niemiłosiernie, ale przytuliwszy się do Shadow i Mirash spróbowałam jakoś zasnąć. Udało mi się to, bo wyczerpana wydarzeniami nocy, głęboko zapadłam w objęcia Morfeusza.
Dopiero, gdy słońce zaczęło wschodzić wybudziłam się ze snu. Przeciągnęłam się i usiadłam. Zauważyłam, że reszta już siedzi niedaleko mnie i rozmawia przyciszonymi głosami.
Spojrzałam na miejsce, gdzie jeszcze w nocy leżał martwy Jayden. Na myśl o nim zadrżałam. Nie było jego ciała na polanie. Widocznie przespałam pojawienie się poduszkowca.
Gdy moi sojusznicy spostrzegli, że się obudziłam, zaprosili mnie gestem do siebie. Usadowiłam się obok nich, a oni pytali jak się czuję. Nie było tak źle, tylko ciężko mi się mówiło przez obolałe gardło. Miałam lekkie wyrzuty do Venus, że mnie nie obudziła, gdy była moja kolej na wartę, ale wymówiła się tym, że nie chciała mnie budzić po tak ciężkiej nocy. Zjedliśmy trochę liche śniadanie i ruszyliśmy w dalszą drogę, ponieważ ruchomy cel to trudniejszy cel.
Szliśmy już jakieś pół godziny, gdy Mirash wyszeptała na tyle głośno, że wszyscy ją usłyszeli:
-Tęsknie za Kapitolem.
Spojrzeliśmy na nią równocześnie. Czarnowłosa piękność zarumieniła pod wpływem naszych spojrzeń, ale mówiła dalej:
-Tutaj jest zupełnie inaczej niż w stolicy. Tęsknie za rodziną, miastem, znajomymi. Brakuje mi tych luksusów, które oferował nam Kapitol. Wiem, mówię jak rdzenna mieszkanka naszego miasta, ale nic nie poradzę, że zostałam tak wychowana.
Pokiwaliśmy głowami, ale tak szczerze, to mi jakoś nie brakowało tych luksusów. Tutaj czułam się wolna. Wolna od wszystkiego. Dziwne uczucie. W końcu całe życia miałam wszystkiego pod dostatkiem. Jedzenia, wody, ubrań. Nigdy niczego mi nie brakowało. W tym miejscu jest całkiem inaczej. Niezbyt mi to przeszkadza.
Po jakiś trzech godzinach temperatura podniosła się o kilka stopni. Było bardzo ciepło. Ściągnęłam czarną bluzę i przewiązałam ją w pasie. Las, w którym się znajdowaliśmy dawał cień, ale i tak pociliśmy się strasznie.
Mirash szła pierwsza. Parła do przodu, jakby zawstydzona swoim wcześniejszym wyznaniem.
Nagle zniknęła, a my usłyszeliśmy tylko jej krzyk. Zdezorientowani rozglądaliśmy się wokół. Podbiegłam do przodu, ale dopiero teraz zorientowałam się, że słyszę głos Mirash wołający z dołu:
-Nie podchodźcie! Tutaj jest przepaść!
Podeszłam do krawędzi i wyjrzałam ostrożnie. W dole faktycznie była przepaść. Zauważyłam, że Mirash jakieś trzy metry pode mną uczepiła się jakiegoś korzenia i postawiła stopy na niepewnym występie skalnym. Patrzyła na mnie z przerażeniem. Przez przypadek zrzuciłam kamień. Poleciał w dół, znalazł się na dnie, uniosła się z niego stróżka dymu i wrócił do mnie cały zwęglony, uderzając w ramie. Moja sojuszniczka szeroko otwartymi oczami wpatrywała się pod siebie.
-Trzymaj się, wyciągniemy cię! - wrzasnął obok mnie Blux.
Otworzyliśmy plecaki i zaczęliśmy szukać liny. Venus mówiła do Mirash, aby zająć czymś jej myśli.
-Myślę, że dalibyśmy radę ją wciągnąć. Cinny, co myślisz? - Blux pokazał mi linę.
Oceniłam naszą siłę. Blux najsilniejszy z nas plus my, więc chyba powinno się udać.
-Dobra. Spróbujmy.
Zrzuciliśmy linę Mirash, która oplotła ją sobie w pasie. Chwyciliśmy sznur w czterech.
Już mieliśmy zacząć ciągnąć, gdy coś przyciągnęło uwagę Shadow, która stała jako ostatnia. Uciszyła nas przykładając palec do ust. Pozwoliliśmy gadać Venus, żeby były jako takie pozory. Skupiliśmy się na krzakach kilka metrów za nami, gdzie coś szeleściło, jakby ktoś się przez nie przedzierał.
Blux wziął broń do ręki. Lewellyn nadal przemawiała do Mirash. Shadow przerażona schowała się za naszymi plecami. Gorączkowo szukałam swojej siekiery. Nigdzie jej nie widziałam. Spostrzegłam, że leży porzucona tuż pod krzakami, z których miał wyjść wróg. No tak, gdy zobaczyłam, że Mirash zniknęła, rzuciłam wszystko i pobiegłam jej na pomoc. Miałam ochotę wyrzucić ręce w górę i zapytać "Dlaczego ja?".
Wyciągnęłam nóż zza pasa i stanęłam obok Bluxa na lekko ugiętych nogach gotowa bronić siebie oraz przyjaciół.
Nagle z lasu wybiegło dwóch facetów. O ile się nie mylę był to trybut z Piątki i Ósemki. Reprezentant Piątki to wysoki blondyn o brązowych oczach, a ten z Ósemki miał brązowe włosy i zielone oczy. Ruszyli na nas z bronią. Oboje dzierżyli miecze.
Ósemka rzucił się na mnie. Nie miałam szans. Nóż kontra miecz? Oczywiście, że chłopak ma większe szanse na wygraną w tym starciu.
Próbował pchnąć mnie mieczem w ramie, odparowałam atak. Krążyliśmy wokół siebie. Atakował zaciekle. Ja cały czas odskakiwałam i krok po kroczku zbliżałam się w stronę siekiery. W pewnym momencie porwałam ją z ziemi i zamachnęłam się na niego. Niestety podciął mnie i wylądowałam na trawie. Szybko przygwoździł mnie swoim ciałem do ziemi.
-Czy wy założyliście jakiś cholerny klub pt. "Grupa, która sprawi, aby Cinnybel Vaught jak najszybciej zniknęła z powierzchni ziemi"? - wykrzyknęłam wściekła.
Chłopak wykrzywił twarz w szerokim uśmiechu.
-Skarbie, jestem najbardziej obiecującym członkiem tego klubu - puścił mi oczko i zamachnął się mieczem celując w moją klatkę piersiową.
Na szczęście miałam w ręku moją siekierę i z całej siły wbiłam ją w jego ciało. Krew trysnęła, a zielone oczy mojego przeciwnika rozszerzyły się ze zdziwienia i niedowierzania.
Huk towarzyszący wystrzałowi z armaty sprawił, że podskoczyłam i zwaliłam z siebie martwe ciało chłopaka. Otarłam łzy, z których w ogóle nie zauważyłam.
Kolejna osoba. Miałam straszne wyrzuty sumienia. Tak nie powinno się dziać. Ludzie nie mogą zabijać się bez powodu.
Wyszarpnęłam broń z jego ciała, otarłam łzy i krew rękawem bluzy. Popatrzyłam na Bluxa. Stał nad ciałem chłopaka, a na jego twarzy malowało się poczucie winy. Podniósł wzrok i nasze spojrzenia spotkały się. Rozumieliśmy swój ból. I to czasami nazbyt mocno.
Podeszłam do Venus i spojrzałam w dół. Mirash zaczęła już obgryzać paznokcie. Cała się trzęsła. Krzyknęłam słowa pocieszenia i razem z resztą przygotowaliśmy się do wciągnięcia ją do góry.
Znalazłam sobie dobre oparcie dla nóg, mocno chwyciłam sznur.
Zaczęliśmy ciągnąć. Szło nam całkiem nieźle dzięki Bluxowi.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk rozrywanego materiału. Wiedzieliśmy już co się zaczęło dziać.
Sznur zaczynał pękać. Chcieliśmy się pośpieszyć i zapewnić Mirash bezpieczeństwo, ale pośpiech to zły doradca.
W dole rozległ się potworny krzyk. Wszyscy dopadliśmy do krawędzi urwiska.
Lina się przerwała.













Rozdział jak rozdział :P
Moglibyście mi powiedzieć, czy chcecie dostawać powiadomienia o nowych notkach? :D Bo nie chcę wam spamu zaśmiecać xD
Ten rozdział dedykuję mojej świetnej kuzynce, Karolinie, która zawsze dzielnie wysłuchuje mojej paplaniny na temat tego opowiadania i innych bzdurnych rzeczy ^^
No to pozdrowienia i do następnego rozdziału :D

14 komentarzy:

  1. No oczywiście, że musiał to być Jayden, a kto inny? Ale sama rozumiesz, tylu podejrzanych... Nie wiadomo kto mógł się za tym kryć.
    Skoro jedna zagadka została rozwiązana, teraz należy trochę podręczyć biedną Cinny - a co tam, niech sobie jeszcze pozabija - niech wszyscy na raz rzucą się na nią, a ona i tak sobie poradzi. Nie wyobrażam sobie jak musi się czuć, odbierając komuś życie nawet jeśli robi to w obronie własnej i swoich (przyjaciół ?) sojuszników. Chociaż nie, gorzej będzie chyba po Igrzyskach - jeżeli przeżyje- wtedy zda sobie sprawę z tego, co musiała robić, aby dotrwać do końca. Ale do tego jeszcze chyba dość długa droga, także trochę wybiegam na przód :)
    Mirash! Co Ty z nią zrobiłaś? Ja rozumiem - te wspomnienia o Kapitolu i w ogóle - ale to była niewinna osoba. Chyba czasem zapominam, że w Igrzyskach biorą głównie udział niewinni, by sprawiać radość tym winnym.
    Ogólnie rozdział dla mnie świetny, tylko dlaczego ta lina się przerwała? :((
    I jeśli można to ja poproszę o powiadomienia o nowych rozdziałach (nie będę musiała tu czyhać każdego dnia, co nie było wcale takie uciążliwe:)) ).
    Pozdrawiam i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Tak... zdradzę Ci, że zakończenie igrzysk dla Cinny będzie bardzo obciążające psychicznie xD
      Niewinni.. Mirash taka była... biedna ;c
      Dobrze xD Zapamiętam i będę cię informować :)
      Pozdrawiam! :D

      Usuń
  2. Po pierwsze, zanim zapomnę, nie musisz mnie informować o nowych notkach, bo i tak obserwuję i zawsze widzę. A jak od raz nie skomentuję, to znaczy, że przeczytałam na tablecie tylko nie chce mi się na nim pisać. Komentarze zawsze z komputera.

    A co do historii. Szkoda tej Mirash, ale co zrobisz. Tak czy inaczej w końcu musiałaby zginąć, żeby Cinny mogła przeżyć. Nie poznaliśmy jej jakoś specjalnie, więc nawet mi jej tak nie żal. Ale fajnie napisane, powiem ci. Takimi krótkimi zdaniami. To zawsze stwarza napięcie ;

    Blux jest fajny. Ale nie taki fajny jak pan Q., którego tutaj nie było i wcześniej w zasadzie też, więc gdzie on jest ja się pytam? Nadal czekam, ej <3

    I to wyznanie Mirash, wiem, że nie chronologicznie, ale kij z tym. Cudne. Oskar za nie, bo pięknie ukazuje psychikę dzieci z Kapitolu. Bardziej od życia żal im luksusów, nie doceniają ceny życia. Oprócz Cinny, ona jedna normalna.

    Wiem, że jak zawsze nieogarnięty komentarz, ale właśnie pisałam mój rozdział, więc jeszcze mózg się nie unormował. Weny życzę i czekam na następny ;)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, i dniem dzisiejszym dodaję twojego bloga do polecanych u mnie :D Nie wiem co ci to da, ale powiem Ci, że piszesz świetnie. Taki progres w stylu od pierwszych rozdziałów, że wow.
      Weny.
      ☮&♥

      Usuń
    2. Okay xD
      Szkoda, doprawdy szkoda ;c Dzięki ;3
      Psycha dzieci ze stolicy.. jest koszmarna... musiałam jakoś przedstawić ich... bo to, że luksusy stawiają ponad życie to jest takie w stylu Kapitolińczyków xD
      Mmm... pisałaś rozdział? :D Nie mogę się doczekać :D James <3
      Dziękuję <3 Uważaj, bo się zarumienię :P Cieszę się, że ci się podoba to co piszę xD Buhahahaha xD Progres w stylu ^^
      Dziękuję :D
      Pozdrawiam ;3

      Usuń
  3. O nie... :(
    Jayden nie żyje a to znaczy, że nie będzie więcej takich scen?
    Może to ci się wyda dziwne, ale po prostu lubię jak coś się dzieje w opowiadaniach.
    Piszesz świetnie i mam nadzieję, że nie raz wpadnę na to opowiadanie.
    Zapraszam do mnie link w Spamie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będą, będą xD Postaram się, aby się znalazły xD
      Też lubię xD
      Dziękuję ;3
      Pozdrawiam xD

      Usuń
  4. Usprawiedliwienie w komentarzu po rozdziałem 10 - brak internetu.
    O kurde. Ja myślałam, że to będzie Flass, w ogóle mi nie przyszedł do głowy Jayden, chociaż od początku mu nie ufałam. No nieźle.
    Tylko nie Mirash. Uwielbiałam ją, zaraz po Shadow. :(
    Rozdział C U D O W N Y, jak z resztą każdy. ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko xD Rozumiem xD
      Flass... on jeszcze nabroi :P A Jaydena nie lubiłam odkąd go wymyśliłam, więc go zabiłam, lekko mówiąc xD
      Mirash... ehhh....
      Dziękuję xD
      Pozdrawiam ;3

      Usuń
  5. Przybywam! Dopiero teraz, ale... na swoje usprawiedliwienie powiem, że Fejf mnie nawiedziła i chciałyśmy napisać dwa rozdziały innego opowiadania (co zresztą udało nam się uczynić, więc ju-hu!).

    "Dziwne, że każdy chce dostać się do mojego gardła." Whoa, zwolnijmy. Nikt nie zabije Cinny. Cinny wygra dla brata i wróci do domciu i Haymitch podpisze papiery o adopcję i wszyscy będą szczęśliwi. I tyle. O, tak ma być.

    Bardzo podoba mi się postać Bluxa, naprawdę coraz bardziej zaczynam go lubić.
    "Moje panie, odsuńmy się." Czy ten facet może być jeszcze lepszy? Jak już będziesz musiała go zabić (co, mam nadzieję, nie nastąpi), to zabijaj przynajmniej w jakiś humanitarny sposób, ok? Pls. Taka prośba ode mnie ;___;

    A teraz najgorsze.
    CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ. CZY TY WŁAŚNIE ZABIŁAŚ MI MIRASH? JAK MOGŁAŚ. ZA CO. ZA JAKIE GRZECHY.
    Po dłuższym namyśle - Loksie, o co ty pytasz. Pamiętaj, to są Igrzyska. Tu zginą wszyscy i wychodzi tylko jeden... ale i tak... bosz, dlaczego? Jak mogłaś? Łee, idę płakać i zabić kogoś u siebie w opowiadaniu.
    ODWET.
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okay xD Cieszę się, że przybyłaś xD
      Buhahahaha xD O tej adopcji nigdy nie pomyślałam :D Dobre :D
      Chyba może... każdy może być lepszy :P Spoko, zrobię to dla cb, okay? Zabiję go w jakiś szlachetny sposób, który już wymyśliłam :D
      Emmm... uuuu.... hmmm...
      Igrzyska to igrzyska... I nie płacz ;c
      Cooooo? Ja się nie zgadzam, od co! Kogo? ;o Boję się, Loks.... co Ty wymyśliłaś? :P
      Pozdrawiam ;3

      Usuń
  6. "-Co? A może wolałabyś drugą opcję, którą dla ciebie wymyśliłem? Miałem plan najpierw cię zgwałcić, a potem poderżnąć gardło. Ale stwierdziłem, że nie będę marnował większej ilości czasu na taką wywłokę " AŻ SIĘ ZAŚMIAŁAM. CHOCIAŻ NIE POWINNAM. Co on, pornusa chce robić. Debil, cham i prostak. *bulwers Fejf*. Przez słowa, że nie może zawieść Haymitcha i Cinny ( W SZCZEGÓLNOŚCI CHODZI MI TU O CINNĘ) zachciało mi się płakać. Moje serce.... pęka. JUHU. Jayden nie żyje. Jeden kłopot mniej.

    Bluxio jest taki genialny i mam nadzieję, że taki pozostanie. Cholera, cały czas jakaś mnie część cierpi, kiedy krzywdzą kogoś niewinnego. Cholerne igrzyska. Trochę to smutne, dołujące i ogółem... nie, nie idę w tym kierunku. Mirash. Tak nie wolno ;_; Co to jest, rozdział pt. "Dobijmy Faith"? Będę płakać.


    Pozdrawiam, Faith.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pff... xd Faith, śmiech to zdrowie :P Buhahaha xd taa... chciał chyba kręcić pornosa z natychmiastową transmisją na całe Panem xD
      Taki był zamiar xD Nie miało pękać, ale może poruszyć :) Taaa... też się cieszę xD
      Też tak myślę.. aż mnie boli jak muszę kogoś zabijać z moich ulubionych bohaterów... nie wiem jak Collins wytrzymała sama ze sobą zabijając Finnicka, jak ja już nie wytrzymałam zabijając Mirash ;c Nie, skarbie.. to nie jest rozdział pt. "Dobijmy Faith" :P Nie płacz ;c :P
      Pozdrawiam xd

      Usuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)