czwartek, 25 września 2014

Koniec I części: Rozdział 19

Na ramieniu Flassa jak wąż owinął się bicz Quinna, który szarpnięciem zrzucił ze mnie ciężar przeciwnika. Poderwałam się na równe nogi. Rzuciłam się na oszołomionego reprezentanta Jedynki z rykiem. Zaczęłam go okładać pięściami. W głowie za każde uderzenie dawałam powód. Za obrażanie mnie. Za kpienie ze mnie.
Nawet dobrze się bawiłam dopóki mi nie oddał. Dostałam tak mocno w twarz, że zachwiałam się, a z mojego nosa zaczęła płynąć krew. Otarłam ją rękawem i kopnęłam go w bok. Zawył i z wściekłością uderzył mnie włócznią. Ból przeszył moje ciało, a ja jęknęłam głośno doprowadzając do tego, że Flass zaśmiał się z satysfakcją. Prychnęłam i zamierzyłam się, gdy nagle ktoś złapał moją pięść. Obróciłam się zaskoczona i ujrzałam Willa, który patrzył na mnie z dumą. Objęta paniką poszukałam wzrokiem Quinna, z którym walczył Will. Leżał nieprzytomny na bruku, cały od pyłu, którym był pokryty plac. Z ulgą zobaczyłam, że oddycha.
Z furią przeniosłam wzrok na Willa i zamachnęłam się drugą ręką. Przyjął uderzenie ze spokojem, ale potem zamierzał mi oddać. Wzdrygnęłam się i uniosłam kolano, które z całą mocą wbiło się w jego krocze. Wrzasnął i zaczął się zwijać z bólu na ziemi.
Błyskawicznie ruszyłam na Flassa, który myślał, że już wygrał, ale się przeliczył. Z całym ciężarem swojego ciała wpadłam na niego. Razem polecieliśmy na ziemię. Uderzenie wyrwało mi oddech z płuc. Zamrugałam powiekami, aby odtrącić mroczki.
Shadow krzyknęła. Podniosłam się i rozejrzałam.
Na każdej platformie, dzięki której się tutaj znaleźliśmy stał mężczyzna w czarnym uniformie, który w rękach trzymał pistolet. Jeden z nich podszedł do mnie i wrzasnął:
-Spokój! Ręce do góry!
Oniemiała nie mogłam się ruszyć. Gdy dotknął mnie, poczułam dreszcz obrzydzenia. Pochyliłam się i wzięłam moją siekierę do rąk. Machnęłam nią w stronę mężczyzny. Chwycił mnie mocno za ramię, że aż z jękiem musiałam się powstrzymywać, aby nie wypuścić siekiery. Szarpałam się i wiłam.
-Puszczaj - wysyczałam.
Zaśmiał się chrapliwie i uniósł pistolet pokazując coś za mną. Zerknęłam przez ramie. Przy każdym z moich przyjaciół i wrogów stał facet z pistoletem, który dotykał ich głów. Z ulgą zauważyłam Quinna, który zaskoczony był już na nogach.
-Jeżeli będziesz się jeszcze tak wyrywać, możesz się pożegnać ze swoją przyjaciółeczką - wychrypiał i skinął głową.
Mężczyzna stojący za Venus pistoletem uderzył ją z tyłu w kolana, przez co osunęła się na ziemię i mocno poobijała sobie stawy. Za nią mundurowy chwycił ją za gardło i przyłożył pistolet do głowy. Przerażona i bezbronna mina Venus mówiła mi wszystko.
Przełknęłam głośno ślinę. Stałam nieruchomo.
-Czego chcesz? - powiedziałam.
-Tego dowiesz się w swoim czasie. A teraz proszę za mną - szturchnął mnie mocno lufą pistoletu.
Skrzywiłam się i podążyłam za nim. Rzuciłam pocieszające spojrzenie w stronę moich przyjaciół, którzy w porównaniu z ich wyglądem przed igrzyskami, teraz reprezentowali wraki siebie. Gdy turkusowe włosy Shadow, teraz opadające jej na ramiona w brudnych, tłustych strąkach, rzuciły mi się w oczy, zamarłam ujrzawszy długą pokrytą krwią ranę na jej ramieniu. Zarobiłam uderzenie w głowę za postój. Zmuszona dalej kroczyłam w stronę jednej z platform.
Nagle na arenie rozbrzmiał głos Petera Lovlisa, nowego komentatora igrzysk:
-Trybuci Siedemdziesiątych Szóstych Głodowych Igrzysk! Nakazujemy wam, abyście pozostali na swoich miejscach. Niedługo przybędzie do was oddział Strażników Pokoju. Nie ufajcie mężczyznom. Prosimy o pozostawienie trybutów w spokoju.
Przewróciłam oczami. Naprawdę nie skapnęłam się, że nie wolno ufać tym gościom. Zostałabym na swoim miejscu, gdyby nie to, że nie mogłam tego zrobić. Potknęłam się i wyłożyłabym się jak długa, gdyby nie Quinn idący na prawo ode mnie, nie złapał mojego ramienia. Posłałam mu wdzięczny uśmiech.
Mężczyzna idący za Quinnem zdzielił go z całej siły pistoletem w plecy. Mój przyjaciel stęknął i ledwo ustał na nogach.
-Żadnego dotyku i konwersacji - dla potwierdzenia swoich słów uniósł jeszcze raz broń, aby ponownie uderzyć Quinna.
Wściekła podniosłam siekierę, którą nadal trzymałam w ręku i nie myśląc zamachnęłam się. Prawie zwymiotowałam widząc efekty moich działań. Odcięłam facetowi dłoń. Krew lała się na wszystkie strony, a mężczyzna trzymając się za przedramię, darł się z przerażeniem patrząc na swoją rękę.
Dziesięciu facetów w czerni podeszło, powaliło mnie i zaczęło kopać. Wyrwali mi siekierę z dłoni i odrzucili za siebie. Ich buty z metalowymi czubkami, boleśnie wbijały mi się w ciało. Po policzkach płynęły łzy, a z gardła wyrywało się błaganie i przeprosiny. Słyszałam krzyki moich przyjaciół. Gdy w końcu zostawili mnie, zwinęłam się w kłębek. Szlochałam, ukrywając twarz w ramieniu. Brzuch, nogi i plecy bolały mnie cholernie. Z każdym oddechem poobijane żebra protestowały. Już czułam jak całe moje ciało pokrywa się siniakami i krwiakami.
-Wstawaj! - usłyszałam krzyk i ktoś na mnie splunął.
Podniosłam zapłakane oczy i wlepiłam wzrok w mężczyznę nade mną. Był to wysoki, chudy chłopak o długich przetłuszczonych włosach. Jego wielkie oczy w odcieniu zgniłej zieleni wpatrywały się we mnie z okrucieństwem.
-Wstawaj! - ponowił krzyk i kopnął mnie w plecy.
Wrzasnęłam, a po mojej twarzy potoczyło się więcej łez.
-Jeżeli nie wstaniesz, któryś z twoich przyjaciół wyda ostatnie tchnienie. Tym razem chyba wybiorę tego chłopaka - wskazał na Quinna. - Widzę po twoich oczach, że coś do niego czujesz, a miłość w tych czasach jest najgorszą bronią, więc jeśli chcesz go jeszcze ujrzeć żywego, podnieś ten tyłek.
Wzdrygnęłam się i usiadłam. Potem z wysiłkiem podniosłam się do pozycji klęczącej. Nagle znowu poczułam uderzenie. Tym razem oberwałam w twarz. Poleciałam bezwładnie na bruk, a z mojego nosa zaczęła się sączyć krew. Z piersi wydarł mi się bezgłośny szloch.
Spojrzałam na czyste błękitne niebo i zapytałam bezgłośnie: "Dlaczego ja?".
-Szybciej. Nie mamy całego dnia - warknął szatyn stojący nade mną.
Powtórzyłam cały proces wstawania trochę szybciej. Bolało jak cholera, ale ja skwitowałam to tylko skrzywieniem ust. Choć ból był bardzo silny, przyzwyczaiłam się do jego ostrego pulsowania w moim ciele. Gdy już stałam na nogach, zabrakło mi tchu. Czułam jakby w całe ciało wbijano mi sztylety po samą rękojeść. Mężczyzna, któremu odcięłam dłoń, gdzieś się ulotnił.
Posłałam blady uśmiech Bluxowi, Shadow, Venus i Quinnowi, którzy patrzyli na mnie z troską, ale i jakimś rodzajem podziwu.
-Podejdź do włazu, gdzie jest drabina na dół. Ruchy - szturchnął mnie palcem, a ja ledwo utrzymywałam równowagę.
Podeszłam we wskazane miejsce i spojrzałam w dół. Widziałam drabinę oświetloną strumieniem światła wypływającego z latarek wielu osób. Przełknęłam ślinę i z stęknięciem przełożyłam nogę. Schodziłam po drabinie powoli na dół.
Krzyknęłam głośno, gdy ktoś chwycił mnie w pasie. Jakaś wielka ręka zasłoniła mi usta i stłumiła krzyk. Poczułam gorący oddech na policzku.
-Nie krzycz, proszę. Oni znowu cię pobiją. Bądź spokojna, jeżeli chcesz dożyć podróży do Bazy - wyszeptał mi do ucha zadziwiająco ciepły i spokojny głos.
Odwróciłam się do niego i zobaczyłam na oko dwudziestoletniego chłopaka z burzą czarnych włosów. Jego szare oczy przekazywały mi tak wiele uczuć, że nie mogłam żadnego odgadnąć.
Na dół zaczęli się schodzić wszyscy trybuci pozostający przy życiu i mężczyźni w czarnych ubraniach. Po chwili w pokoju zrobiło się tłoczno, więc większość mężczyzn wychodziła z pomieszczenia. Chciałam podejść do mojego sojuszu, ale brunet zatrzymał mnie kładąc mi na ramieniu dłoń. Starałam się nie krzyknąć, ponieważ miałam tam siniaka, który po nacisku przez nieznajomego mocno zabolał.
Obserwowałam jak Flassa i jego grupkę ustawiali razem z moimi przyjaciółmi, którzy wyglądali na naprawdę przerażonych. Ja sama byłam totalnie wystraszona, ponieważ wiedziałam, że to na pewno nie byli przyjaciele prezydent Paylor.
Mój poprzedni oprawca, wysoki szatyn podszedł do mnie i przyłożył mi do pistolet do skroni. Kazał ruszać do drzwi. Szłam spokojnie, kątem oka widząc jak reszta trybutów idzie zwarta w ciasną gromadkę, którą otaczają uzbrojeni mężczyźni.
-Gabrielu, wydaje mi się, że to nie jest konieczne - szarooki chłopak, który pomógł mi zejść z drabiny, wskazał na pistolet.
Gabriel dziwnie na niego spojrzał. W jego spojrzeniu kryła się nieufność i niesmak.
-To jest konieczne, Hunter. Ona jest nieprzewidywalna, przecież wiesz. A poza tym, nie kwestionuj rozkazów szefa - warknął.
Hunter popatrzył na mnie przepraszająco i wzruszył ramionami, mówiąc mi na migi, że próbował.
Zdziwiona zastanawiałam się, dlaczego on mi pomaga i sygnalizuje, że jest po mojej stronie.
Poza tym dowiedziałam się istotnej rzeczy. Gabriel nie jest szefem.To chyba lepiej dla mnie.
Szliśmy korytarzami, którymi szłam zaledwie tydzień temu. Natknęliśmy się na wiele martwych ludzi. Ciała leżały ułożone pod ścianami. Gdy przebiegałam po nich wzrokiem po moim ciele przechodziły drgawki, a w gardle zbierał się odruch wymiotny. Było mi żal tych ludzi, przecież oni tutaj tylko pracowali.
Gdy potykałam się Hunter mnie podtrzymywał, choć przyznał, że wcale nie pomagało mi to, że do mojej skroni przyciskano lufę pistoletu.
W końcu weszliśmy do wielkiej hali, skąd wylatują poduszkowce.
Na środku stał wielki czarny poduszkowiec oznaczony symbolem namalowanym białą farbą. Przedstawiona była biała róża. Wzdrygnęłam się i uświadomiłam sobie, kim są ci ludzie, którzy nas porwali.
Zwolennicy rządów nieżyjącego prezydenta Snowa.
Przez ostatnie tygodnie niewiele słyszałam o ruchu oporu ze strony przyjaciół Snowa, którzy wprost ubóstwiali sposób rządzenia już  martwego prezydenta.
Zaczęliśmy wchodzić do poduszkowca. Zostałam przykuta kajdankami do siedzenia. Po lewej miałam Huntera, a po prawej jakiegoś barczystego chłopaka.
-Witaj w piekle. Tutaj chwile szczęśliwe nigdy się nie zdarzają. A przynajmniej nie w obecności Gabriela - szepnął Hunter.
-Panem to piekło, nic się nie zmieniło. To miejsce, gdzie wyzwaniem jest przeżyć i zachować człowieczeństwo - odparłam.
Spojrzał na mnie jak na wariatkę, a ja zaśmiałam się głośno.
Wszyscy zwrócili spojrzenia w moją stronę, a ja nic nie robiąc sobie nawet z uderzeń Gabriela, śmiałam się dalej.

~***~

Mentor Dwunastki przerażony patrzył na rozwój wydarzeń na ekranie.
Najpierw Vaught prawie umiera, potem reszta z jego trybutów szaleje przy Rogu, do tego Cinnybel po raz kolejny o mało nie ginie spod rąk Flassa, a następnie jacyś faceci wtargnęli na arenę.
Zrozumiał dopiero, gdy zobaczył napastników, którzy zniewolili trybutów.
Znał jednego z nich. Gabriel Lawrence. Jeden z trzech głównych strażników Snowa.
Haymitch zazgrzytał zębami, gdy na ekranie pojawił się napis: "Na arenę wtargnął wróg. Prosimy zachować spokój".
Wiedział, że ruch oporu wykonał pierwszy krok. Będą czekali na ich ruch, a z panią prezydent u boku niewiele mogą raczej zdziałać, nie narażając jej na niebezpieczeństwo.
Mężczyzna pokręcił głową, słyszą pełne zaskoczenia okrzyki innych mentorów i sponsorów. Co się dzieje? Kto to jest? Te pytania huczały mu w głowie, wielokrotnie powtarzane przez osoby w pomieszczeniu.
Haymitch Abernathy wiedział co się dzieje.
Wojna się jeszcze nie skończyła. Byli dopiero na półmetku.

 ~***~

Ciemnowłosy z satysfakcją wpatrywał się w ekran telewizora. Patrzenie na swoich ludzi na arenie sprawiało mu ogromną przyjemność. Nie przejął się, że Cinnybel Vaught została dotkliwie pobita przez jego żołnierzy, ponieważ zasłużyła na to całkowicie. Przecież odcięła dłoń jednemu z jego najlepszych ludzi!
Pochwalił w myślach Gabriela, jego prawą rękę, który poradził sobie świetnie. Było mu trochę smutno, że sam nie mógł się tym zająć, ale nie chciał ryzykować, że ktoś go rozpozna.
Westchnął i przeczesał ręką włosy. Uśmiech rozjaśnił jego twarz.
Wiedział, że jego genialny plan zadziała i już wkrótce będzie mógł cieszyć się zwycięstwem.

Koniec części pierwszej! ;o
O matko, nie mogę w to uwierzyć. Napisałam dziewiętnaście rozdziałów. Prawie ryczę. Ostatni wyszedł dłuższy niż myślałam, że będzie, ale to lepiej. I aha! Zaszły malutkie, minimalne zmiany w rozdziale 17. :)
Teraz należy zająć się podziękowaniami, ponieważ ja uwielbiam dziękować <3 A poza tym mam za co :D
Dziękuję:
Phoenix W., za to, że jest naprawdę cudowną koleżanką i czytelniczką, moje kochane bystre oko, które wypatrzy każdy błąd i pomoże w każdej sytuacji,
Faith, która teraz trochę jest nieobecna u mnie, ale co tam, to dzięki niej między innymi powstał ten blog, ponieważ ona namawiała mnie na założenie go,
Loks, która zawsze jest i nigdy mnie nie zostawia, nawet, gdy powstają takie nieporozumienia,
Camille, za świetne komentarze, przewidywanie moich myśli i podtrzymywanie mnie na duchu,
Emily Saws, za jej obecność i za to, że odpisując na jej komentarz wymyśliłam zakończenie pierwszej części mojego opowiadania,
Paulli K, która zawsze jest i swoimi komentarzami daje natchnienie na kolejny rozdział,
Levy, mojej kochanej Levy, której komentarze rozbawiły i pomogły przetrwać dzień,
Lisicy, za to, że jest i daje mi niezłego kopa do pisania.
Jestem bardzo wdzięczna wszystkim czytelnikom, m.in. ~Ringeril, Haydee, Wilczyca1315 i innym! ;3
   Jeżeli kogoś pominęłam przepraszam ;)
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do samego końca!
Niech los Wam zawsze sprzyja! ;3
Pozdrawiam! ;) 


15 komentarzy:

  1. Haha! Smutam. Koniec pierwszej częsci? To znaczy, że bliżej końca! :(
    Gratuluję Ci bardzo, bardzo, bardzo, bardzo mocno. 19 rozdziałów, cholernie dużo, no nie? Piękne.
    Początek to było jedno wielkie WTF ARE YOU DOING CINNY?!
    A potem Gabriel :3
    No nie moja wina że kocham złych! <3
    No, może oprócz Snowa.
    Anyway.
    Dlaczego ty mi to robisz? Nie lubię tego uczucia, kiedy rozdział się kończy. Czuję niedosyt. Arrrgh, umieram z pragnienia rozdziału!
    Pisz szybciutko i weny kochanie, weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam się cieszę, że koniec pierwszej części. Owszem bliżej końca, ale to nic złego :)
      Dziękuję. <3 Strasznie się cieszę, że jest tych dziewiętnaście rozdziałów. Planowałam dwadzieścia, ale nic mi ni przychodziło do głowy. xd
      Buhahaha xD Gabriel. Zły do szpiku kości. Pokaże jeszcze pazury :D
      Niedosyt? Uuuuu....to faktycznie muszę szybko napisać rozdział :D
      Pozdrawiam i dziękuję <3

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że niesamowicie mnie zaskoczyłaś!
    Ten pomysł... jest po prostu genialny! Ale kurde, nigdy bym nie wpadła na coś takiego! Zwolennicy Snowa! Super! :D
    Bardzo zainteresował mnie Hunter. Coś czuję, że tu musi być coś więcej.
    Koniec pierwszej części. Mam nadzieję, że tych części będzie wiele, bo takie wspaniałe opowiadanie nie może się szybko skończyć! Naprawdę, cudowne~
    Btw. Powiem Ci, że ostatnio znalazłam coś ciekawego. Czytałam swoje opowiadanie sprzed dwóch lat i znalazłam tam fragment, kiedy to główny bohater miał taką samą sytuację jak Cinny z Bluxem przy zmiechach. Od razu przypomniało mi się Twoje opowiadanie.
    Czyżbyśmy miały połączone umysły? xD
    Ach i oczywiście dziękuję za te cieplutkie słowa podziękowania. Naprawdę? :D
    W każdym razie, z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział drugiej części!
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się zdziwiłam, że takie coś wymyśliłam xD Odpowiadając na komentarz Emily wpadł mi do głowy pomysł, że dlaczego ci żołnierze nie mogą się dostać na arenę tak jak trybuci? :D A zwolennicy Snowa, który już nie żyje będą po prostu bardzo okrutni xd
      Tych części będzie chyba z trzy... więcej nie :D Dziękuję <3
      Wow xd Oczywiście, że mamy! ;3 Buhahaha xd nieźle. Moja zaginiona bliźniaczka? :D
      Proszę! Należało ci się :D I naprawdę ;3
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Awww, dziękuję za te miłe słowa! Aż mi się cieplutko zrobiło na sercu. <3
    Sandro, zaraziłaś mnie przez internet (ale chyba jednak nie). Też jestem chora. :(
    No, to, co działo się w tym rozdziale, chyba przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Oczywiście walka z Flassem na tak. Czekałam na nią od dawna! Ale to, co działo się potem... no po prostu wpatruję się w ekran i nie mogę uwierzyć. Co tu się stało? :o
    Igrzyska wkraczają w etap, gdzie przestają być podobne do innych igrzysk. To mi się podoba, bo twój pomysł wyodrębnia się od innych. Już wiercę się na myśl o kolejnym rozdziale. :)
    Bogowie, Sandro kim jest ten przywódca zwolenników Snowa? Ja po prostu nie wytrzymam do następnego rozdziału. Musisz mi go napisać na jutro. ...No dobra. Na niedzielę. Ale rano! ;D
    Hmm, Gabriel i Hunter, coś mi się wydaje, że nieźle namieszają, a szczególnie ten drugi! Może się przyłączy do Cinny..? Fajnie by było (ja, naiwna). 3:)
    Okrutna jesteś. Jak mogłaś tak ją potraktować? Cinny musi być naprawdę silna fizycznie i psychicznie, skoro jeszcze się trzyma. Chociaż zaczynam w to wątpić po tym fragmencie:
    "-Witaj w piekle. Tutaj chwile szczęśliwe nigdy się nie zdarzają. A przynajmniej w obecności Gabriela - szepnął Hunter.
    -Panem to piekło, nic się nie zmieniło. To miejsce, gdzie wyzwaniem jest przeżyć i zachować człowieczeństwo - odparłam.
    Spojrzał na mnie jak na wariatkę, a ja zaśmiałam się głośno." Myślę, że to są jedne z pierwszych oznak załamania psychicznego Cinny. Zresztą, musiało to kiedyś nastąpić. Btw ten krótki tekścik pięknie podsumowuje to, co dotychczas napisałaś. A napisałaś sporo! Przecież ty zaczęłaś później ode mnie pisać na tym blogu, a masz o trzynaście rozdziałów więcej! :D Muszę się wziąć za siebie. :')
    Teraz czekam na jakąś reakcję Haymitcha i spółki.
    Tak, tak. Jestem Wyrocznią. Delficką. (sorry, taki fandom.xd Demigods♥) Ale chyba się zepsułam, bo nie mogę nic przewidzieć. :/
    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, skarbie, należały ci się ;)
      Uuuu... przepraszam ;c zdrowiej, bo ja już zdrowa jestem :D
      Walka z Flassem miała się skończyć inaczej, bo ona miała go zabić, ale potem wyszedł inny pomysł, a do tego potrzebuję Flassa... ale to później xD
      Mówisz, że wyodrębnia się. Hm.... cieszę się bardzo ;3
      Wytrzymasz, ponieważ nie mogę ci powiedzieć kto to. xD Bo nie będzie niespodzianki :D A napiszę i wstawię dopiero pewnie w piątek w przyszłym tygodniu, a może nawet w czwartek ;*
      Gabriel i Hunter. Dwóch mężczyzn po jednej stronie barykady. A może nie? ^^ Hunter jeszcze się wykaże :D
      Cinny będzie poddawana jeszcze wielu próbom. Ecchh... cieszę się, że to zauważyłaś. Ten fragment, który zacytowałaś oznacza właśnie to, że Cinnybel jest jak tykająca bomba. Nie wiadomo kiedy wybuchnie i się załamie kompletnie.
      Napisałam sporo, więcej niż się spodziewałam, że dam radę :D A co do twojego bloga, kochana... czekam na Lucyfera <3
      Haymitch i spółka nie mają planu i są bezradni. Na razie. Bo moja główka musi coś wymyślić :D
      Buhahaha xD Jesteś moją wyrocznią i czasami czytasz mi w myślach :o Nie zepsułaś się, może przez tą chorobę masz jakiś zastój? :D
      Ściskam ;*

      Usuń
  4. Jej Sandra ja nie mogę, już koniec tej części. Jeju jak to szybciutko zlecialo *-* OMG!
    Jeju czekam na kolejne części i rozdziały, bo ojej ale mnie zaskoczyłaś w tym rozdziale, normalnie nie mogę :D
    Btw gratuluje ukończenia tej części :D
    Dziękuje za tak miłe słowa ;D
    Pozdrawiam i życzę weny
    Paulla K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błyskawicznie poszło napisanie tego. Aż sama się dziwię :D
      To był mój zamiar. Zaskoczyć was. Fajnie, że mi się udało.
      Dziękuję <3 Należały ci się te wszystkie słowa :D
      Pozdrawiam! ;3

      Usuń
  5. Hej San! Zakończenie pierwszej części wyszło Ci niesamowicie, strasznie mi się podoba, a rozdział chyba należy do moich ulubionych, bo tyle się w nim dzieje niespodziewanych rzeczy. Najpierw Cinny walczy do upadłego z przeciwnikami na arenie co jest całkiem do przewidzenia, bo na igrzyskach walki trwają bez przerwy. W końcu to właśnie po to one są, nie? Ale to, co dzieje się później przechodzi moje najśmielsze oczekiwania i całkowicie zaskakuje. Skąd Ty w ogóle bierzesz te pomysły? :P
    Zastanawia mnie postać Huntera, bo z jednej strony nie jest jakoś wrogo nastawiony do Cinny, ale dobrych intencji też chyba nie ma. Poczekamy, zobaczymy :)
    I Haymitch niech się weźmie w końcu do roboty i ratuje swoją biedną trybutkę! No, weź mu coś powiedz żeby nie stał bezczynnie tylko walczył o Cinny!
    A skoro już mowa o głównej bohaterce to mam wrażenie, że ta trochę już nie daje sobie rady z tym wszystkim i zaczyna lekko wariować. Ale nie ma się chyba co dziwić, że zaczyna mieć problemy psychiczne, patrząc na to, co dzieje się wokół niej. Mam tylko nadzieję, że jakoś to przetrwa, pokaże wszystkim ile jest warta i co potrafi tak, by nie była już bezbronną ofiarą lub marionetką na tych igrzyskach. Niech pokaże, że Cinnybell Vaught jest kimś więcej niż tylko zwykłą mieszkanką Kapitolu. Trzymam za nią kciuki :)
    Jak teraz tak sobie o tym wszystkim myślę to widzę, że nie ma chyba żadnego dobrego wyjścia z całej sytuacji, którą stworzyłaś. Mam na myśli tę polityczną walkę między przeciwnikami władzy Snowa, a jego niedawno ukazanymi sojusznikami, którzy postanowili namieszać na arenie. Przecież ktokolwiek z nich zwycięży los ludzi w dystryktach i całym Panem nie stanie się nagle lepszy. Jeżeli zwyciężą sojusznicy Snowa pewnie wrócimy do corocznych dożynek, zabijania przeciwników, tortur, braku sprawiedliwości i wszechobecnego strachu. Tyle, że zwycięstwo obecnie panujących jeszcze zwolenników Paylor, czy jak tam ona się nazywa wcale nie zmieni życia tych ludzi. Igrzyska nadal trwają - przecież tam właśnie znalazła się Cinny i jej przyjaciele. Na arenie. Na czymś, przeciwko czemu walczono przez ostatnie lata, a co stało się narzędziem zemsty w rękach kolejnych stojących przy władzy. Tak czy inaczej życie jednostek nie jest wiele warte dla rządzących. Liczy się tylko władza. I nieważne czy są to przeciwnicy czy zwolennicy dawnych lub obecnych systemów. I tak życiem człowieka będzie się poniewierało.
    Tyle moich wywodów na dzisiaj, chciałam tylko bardzo Ci podziękować za miłe słowa w notce pod rozdziałem. Naprawdę się nie spodziewałam i wiesz, że w każdej kwestii możesz na mnie liczyć, San! :P
    Pozdrawiam i czekam na następny :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleś się rozpisała ^^ :D
      Powiem ci, że mnie również ten rozdział podoba chyba najbardziej ze wszystkich. I cieszę się, że tobie też. xD A pomysły biorę od Boga. xd To on mi szepcze do ucha ;)
      Hunter. Ta postać jeszcze dla mnie nie jest całkiem jasna. Wymyśliłam go na spontana, więc tak jak i wy nie wiem o nim wszystkiego.
      Haymitch będzie robił wszystko co będzie mógł. A co do walki o Cinny to będzie walczył jak lew. Nie zostawi jej samej.
      Chyba nikt z nas nie dał by rady z taką presją otoczenia, z taką stratą. Najpierw cała jej rodzina ginie. Pierwszy cios. Zostaje wylosowana na igrzyska. Drugi cios. Traci przyjaciółkę i musi zabijać. Trzeci cios. Zostaje porwana z areny, a jej każdy niewłaściwy krok może skutkować śmiercią jej przyjaciół. Czwarty cios. Obciążenie psychiczne gotowe. Załamanie nadchodzi. Ale spokojnie. Cinnybel Vaught będzie walczyć. Ona jeszcze pokaże na co ją stać.
      Ludzie w Panem to tylko pionki. Nikt się nimi nie przejmuje. I tak też tutaj będzie. Opisałaś to tak prawdziwie. Co do ostatnich igrzysk. Igrzyska zostały zorganizowane właśnie, aby zemścić się na Kapitolu, bo w końcu władzę objęła mieszkanka dystryktu. Władza prowadzi do przemocy i złych rzeczy.
      To ja ci dziękuję! :D I naprawdę fajnie wiedzieć, że mam kogoś takiego jak ty :)
      Pozdrawiam! ;*

      Usuń
  6. Mam sekundę, więc krótko się wypowiem.
    Po pierwsze, BRAWO! Gratulacje! Ukończenie pierwszej części to zajebiste uczucie, wiem coś o tym ;) Poza tym, zakończyłaś z wielkim bum i w wielkim stylu. Bardzo mi się podobało.

    Powiem tylko, że ten rozdział mnie zaskoczył. Oczywiście, faceci w czerni to było takie: WOW. Nieźle się porobiło. Znaczy, czułam coś, że wojna się jeszcze nie skończyła, że ci ludzie to ci, którzy chcą dawnego ustroju. Cóż poradzić - świat jest okrutny, ale to zwykle właśnie tak wygląda. Też mi się nie podobało w książkach pani Collins, że to tak po prostu o, wyszło. Moim zdaniem to by się ciągnęło jeszcze długo.

    No, ale z innej beczki - wydaje mi się, że Cinny długo nie pociągnie. Widać, że zaczyna jej "odbijać". W sumie, komu by nie odbiło? Ja już dawno siedziałabym pod drzewkiem z misiem, kiwając się w przód i w tył jak dziecko z chorobą sierocą, serio.
    Szkoda mi jej. Szczególnie, bo jest siostrą Cinny. A Cinna był cudowny. Jestem ciekawa, jak dalej pociągniesz całą akcję, bo zapowiada się świetnie. No i czego oni chcą od naszej biednej Cinny?
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Ukończenie pierwszej części to naprawdę fajne uczucie :D

      Rozdział miał zaskakiwać xd Cieszę się, że mi się to udało. Wiem, że trochę przereklamowanie brzmi "faceci w czerni", ale wpadli mi do głowy tak nagle i wykorzystałam ten pomysł. Co do wojny to ona w Kosogłosie zakończyła się po cichutku. Nie było takiego bum. Nie było żadnych opisanych zmian. A przecież to było potrzebne, bo ludzie o coś walczyli. Więc tutaj chaos w Panem jeszcze się nie skończył. xD

      Myślę, że każdy by tak właśnie zrobił po tak wielkich przeżyciach. Siedziałby i kiwał się w przód i w tył. Ja sama też bym tak zrobiła. A to co czeka jeszcze Cinnybel to po prostu emmm... będzie dla niej straszne. Miejmy nadzieję, że jej psychika wytrzyma. Bo nawet ja nie wiem co jej będzie. :D
      Mi też, ale kogoś muszę męczyć, bo po to ją stworzyłam xD Czego chcą? :D Buhahaha xd To się okaże potem. Wiedz tylko, że to nie będzie nic przyjemnego. :)
      Pozdrawiam i dziękuję <3

      Usuń
  7. Po pierwsze bardzo przepraszam, że nie komentowałam, ale jestem dosłownie zawalona robotą. W końcu odnalazłam trochę czasu, żeby przeczytać bloga chociaż do tego momentu i po pierwsze chciałabym CI bardzo podziękować za dedykację, naprawdę :*
    Cieszę się, że moja praca może natchnąć do napisania czegoś aż tak dobrego.

    Poza tym gratuluję tak niesamowitych pomysłów. Serio, starzy przyjaciele Snowa ruch oporu... Niesamowite. Nigdy bym nie przypuściła, że właśnie tak to rozwiniesz.

    Poza tym charakter Cinny jest tak dobrze przemyślany, że nie mogę się nadziwić. Oczywiście, że nie skomentuję wsyztskich ostatnich rozdziałów, bo nie mam na to czasu, ale skoro już dorwałam się do tego laptopa, to muszę ci powiedzieć, że moim ulubionym momentem w tych ostatnich rozdziałach jest rozmowa Cinny z Cinną. Wow, to było świetne. Kiedy Cinna mówi jej, że jest tylko halucynacją :D Bez owijania w bawełne. Śmieszne i smutne zarazem.

    I Quinn, mój kochany Quinn tyle razy ją ratuje i jest ratowany. Cudowne. Quinna chcę jak najwięcej!

    Ogarnę jeszcze te dwa następne rozdziały w najbliższym czasie, obiecuję.

    Dziękuję jeszcze raz, weny życzę ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, skarbie! ;* Nic się nie stało, cieszę się, że dotarłaś. Miałam nadzieję, że to przeczytałaś, bo podziękowania są bardzo uzasadnione. Wiesz, że bez ciebie nie byłoby tej końcówki i byłaby inna, która by ci się na pewno nie spodobała :)

      Dziękuję <3 Ja sama jak zaczynałam pisać to opowiadanie nie spodziewałam się, że tak to się skończy :)

      Przemyślany? Hmm... nie powiedziałabym. ;3
      Ważne, że jesteś. Nie musisz ich komentować :) Owszem, ja również lubię rozmowę Cinnybel z Cinną. Jest to niezwykła, trochę psychiczna scena, ale jakże ważna dla głównej bohaterki ;)

      Cóż... Quinn będzie w drugiej części, ale w pierwszych rozdziałach będzie go mało. Choć może postaram się go gdzieś tam wepchnąć :D

      Okay ;)
      Proszę i dziękuję <3

      Usuń
  8. Wkońcu skomentuje xd
    Tak czytam ten rozdział i gdy jest wspomnienie o tym że Gabriel to nie szef i to dobrze, to pierwsza myśl że Snow jednak żyje...
    Potem jeszcze te białe róże...
    Ale na koniec, nasz tajemniczy Szef ma brązowe włosy i z mojej strony ulga xD
    No cóż
    Co moge napisać więcej...
    Ide czytać 2 część 😃

    OdpowiedzUsuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)