sobota, 4 października 2014

Prolog drugiej części.

"Ślady, które ludzie pozostawiają po sobie, zbyt często są bliznami." (John Green)



Pamiętam, że zawsze gdy się bałam lub byłam bliska przejścia na drugą stronę Cinna śpiewał mi kołysankę. Nie chodziło o to, że znał tylko tą jedyną. Liczyła się ta jedna piosenka, ponieważ ciągnęła za sobą wiele ciekawych i ciepłych wspomnień. Doskonale przypominam sobie brzmienie jego głębokiego głosu, gdy głaskał mnie po głowie i zapewniał słowami kołysanki, że wszystko będzie dobrze. Poszłabym za tymi słowami w ciemność. Wryły mi się w pamięć tak mocno, że nawet teraz, gdyby ktoś wyrwał mnie ze snu w środku nocy i kazał zaśpiewać to zrobiłabym to bez wahania. Siedząc w poduszkowcu w otoczeniu tych wszystkich mężczyzn zamknęłam oczy i po prostu poddałam się wspomnieniom. Tak się zatraciłam, że słyszałam głos Cinny, który śpiewa mi do ucha:

"Po prostu zamknij oczy
Słońce chyli się ku zachodowi
Będzie dobrze
Nikt cię teraz nie skrzywdzi
Przyjdź, światło poranka
Ty i ja będziemy cali i zdrowi."*


Gdy te słowa wybrzmiały w mojej głowie zaczęłam rozmyślać o moich rodzicach. Oni pozostawili po sobie straszne blizny. Nigdy jakoś szczególnie nie byłam przywiązana do tych osób, ponieważ oni nie dawali nam siebie poznać. Gdy ja i mój brat byliśmy młodsi grali wzorowych rodziców. Gdy ukończyłam jakieś jedenaście lat przestali się nami interesować. Ich uwaga skupiała się tylko na mnie, gdy musiałam iść z nimi na jakieś przyjęcie albo zasłabłam. Kochałam ich jako ludzi, którzy dali mi życie i owszem brak mi ich.
W tamtym momencie podjęłam decyzję, że nie mogę pod żadnych pozorem okazywać słabości. Trzeba wykombinować jak uwolnić się od tych ludzi.
Otworzyłam oczy dopiero, gdy ktoś brutalnie poderwał mnie do pionu. Przed twarzą ujrzałam obrzydliwy uśmiech Gabriela.
-Wysiadamy - warknął i popchnął mnie do drzwi.
Wyszliśmy z poduszkowca na małą polankę w środku lasu. Słońce schowało się za chmurami, więc szybko zaczęłam się rozglądać. Nie mogłam skojarzyć tego miejsca z żadnym innym, które kiedyś widziałam. Wszędzie drzewa i zieleń. Nie rozumiałam, dlaczego się tam znaleźliśmy.
Zrozumiałam dopiero kiedy jeden z mężczyzn otworzył wielką klapę w ziemi i zaczął schodzić pod ziemię. Nie zauważyłam jej wcześniej, ponieważ była przykryta trawą, idealnie zamaskowana.
Gabriel popchnął mnie do wejścia. Zadrżałam i rzuciłam okiem za siebie. Moi przyjaciele szli za nami. Powoli z ostrożnością zaczęłam schodzić po schodach. Cieszyłam się, że korytarz, do którego zeszliśmy był dobrze oświetlony. Dowódca boleśnie wykręcił mi ramię i pchał przed siebie.
Obok mnie czułam obecność Huntera. Przede mną szło trzech mężczyzn z karabinami, a za mną moich przyjaciół otaczało prawdopodobnie dziewięcioro facetów w czerni.
Westchnęłam i ze złością pokręciłam głową. Zero możliwości ucieczki.
Szliśmy dalej białym korytarzem. Było tutaj tak czysto, że aż kolor kuł w oczy. Mijaliśmy wiele drzwi, ale żadnych nikt nie otworzył. Skręciliśmy w lewo, potem w prawo i znów w lewo. W końcu pogubiłam się w tych kierunkach. Całe ciało przeszywały igiełki bólu. Przy każdym wdechu poobijane żebra protestowały. Czułam, że jeżeli będziemy jeszcze iść choć chwilkę dłużej upadnę.
Nagle zatrzymaliśmy się w połowie korytarza. Na drzwiach, które zaczął otwierać jeden z mężczyzn widniała liczba 898. Wepchnięto mnie brutalnie do środka, a ja bez sił osunęłam się na podłogę. Do pomieszczenia weszły jeszcze trzy osoby, a drzwi zatrzasnęły się z hukiem i zgrzytem metalu.
-Cinnybel! - krzyknęła Venus i uklękła obok mnie razem z Shadow.
Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do nich słabo. Pomogły mi wstać i posadziły na jednej z pryczy.
Zaczęły mnie opatrywać. Bolało mnie całe ciało. Najgorzej, jak dowiedziałam się od dziewczyn wyglądał mój brzuch. Skrzywiłam się, ponieważ każdy kolejny oddech to był męczarnia.
Shadow patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Zagryzała wargi, aby nie zacząć płakać. Skinęłam na nią głową i wyciągnęłam rękę. Przytuliłam młodszą przyjaciółkę do piersi. Była ode mnie trochę wyższa, więc musiało wyglądać to śmiesznie, ale nie obchodziło nas to. Do naszej grupki przyłączyła się Venus i tuliłyśmy się razem.
Gdy oderwały się ode mnie, Venus powiedziała:
-Cinny, śmierdzisz męskim potem - powachlowała sobie ręką przed nosem i zmarszczyła czoło.
Zaśmiałam się krótko.
Rozejrzałam się po pokoju, który nam przydzielono jako cele. Ściany zostały zrobione z stali, która w świetle lamp połyskiwała okropnie. Dwa dość szerokie łóżka przytwierdzone do podłogi, okryte białym prześcieradłem i cienkim kocem. W kącie stały dwa wiadra, jedno z wodą, drugie puste. W górnym rogu pokoju patrzyła na nas czerwonym okiem kamera. Drzwi, potężne i metalowe, wyglądały jak niemożliwe do sforsowania. Jedynie małe okienko, otwierane od zewnątrz dawało jakiś pogląd.
Zadrżałam i stłumiłam uczucie paniki. Klaustrofobia mi tutaj nie pomoże.
Dopiero teraz spostrzegłam, że razem z nami jest Oxanna, która przyglądała nam się podejrzanie siedząc na drugim łóżku.
-Co z chłopakami? - zapytałam.
-Wydaje mi się, że zostali ulokowani w celi na przeciwko - odparła Venus.
Pokiwałam głową.
-Gdzie my w ogóle jesteśmy? - wyszeptała Shadow.
-Nie wi... - nie dokończyłam, ponieważ Oxanna wpadła mi w słowo.
-W dystrykcie 7.
Wszystkie posłałyśmy jej zdumione i niedowierzające spojrzenia.
-Skąd wiesz? - zagadnęła Venus, unosząc prowokująco brew.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Podsłuchałam jak jeden z mężczyzn rozmawiał z kimś. Powiedział, że "właśnie wylądowaliśmy w Siódemce, razem z małą Vaught".
Przygryzłam wargę. Daleko od Kapitolu. Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Vaught, prosimy z nami - czarnoskóry mężczyzna wysyczał słowa, wskazując na mnie palcem.
Posłałam dziewczynom pocieszający uśmiech i wyszłam z celi. Zostałam odprowadzona do pokoju na końcu korytarza przez sześć osób. Otworzono przede mną drzwi i kazano usiąść na krześle przy biurku. Nie usiadłam.
W pomieszczeniu stał tylko fotel, biurko i krzesło. Na ścianach pojawiały się różne obrazy. Wszystkie pokazywały fragmenty moich igrzysk. Przełknęłam głośno ślinę, świadoma, że właśnie chcą mnie złamać. Centralnie na przeciwko mnie wyświetliła się scena, która przedstawiała mnie puszczającą rękę Mirash. Moja przyjaciółka odbija się od pola i już martwa ląduje na trawie. Odwróciłam wzrok ja najszybciej.
-Usiądź, Vaught - usłyszałam głos Gabriela, który właśnie wchodził do pokoju.
Posłałam mu najbardziej jadowity uśmiech i pokręciłam głową. Wzruszył ramionami z westchnieniem i usiadł na fotelu za biurkiem. Wlepił swoje spojrzenie we mnie. Spróbowałam być twarda i patrzyłam mu w oczy.
Zaśmiał się i oparł łokcie na biurku.
-Chciałbym porozmawiać z tobą na temat incydentu na arenie - posłał mi mrożące krew w żyłach spojrzenie. - Mój kolega przez ciebie stracił dłoń. Prawie wykrwawił się na śmierć. Jesteś świadoma, że czeka cię kara?
Nie odezwałam się, tylko złożyłam ręcę na piersi.
-Zastanawiam się czy lepszym rozwiązaniem będzie pobawić się którymś z twoich przyjaciół, czy może zabrać się za ciebie - przekrzywił głowę jak zwierze oceniające swoją ofiarę.
Wzruszyłam ramionami, choć w środku gotowałam się ze złości.
-Wybiorę ciebie. Będę sprawiedliwy i to ty poniesiesz konsekwencje swoich czynów.
-Po co nas tu trzymacie? - wpadłam mu w słowo.
Wybuchł śmiechem.
-Mamy dla was kilka zadań. A poza tym zabawnie jest wywołać chaos w Panem.
Pokręciłam głową. Ten człowiek jest szalony.
-Zadania? Masz tylu ludzi, a nas musiałeś tutaj ciągnąć - prychnęłam.
-Jesteś najodpowiedniejszym człowiekiem do wykonania tych zadań, a twoi przyjaciele to tylko dodatek. A teraz wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy, dobrze? Na początek zapraszam do pokoju obok - wstał i pomaszerował do drzwi, których wcześniej nie zauważyłam.
Po chwili wahania podążyłam za nim. Wchodząc do kolejnego pomieszczenia przeraziłam się tak strasznie, że aż prawie czułam jak serce wylatuje mi z piersi.
Znalazłam się w sali tortur. Na ścianach wisiały różne młotki, kolorowe substancje, noże. Na środku stało krzesło, obok postawiono stolik z różnymi obrzydliwymi narzędziami. Zaczęłam się trząść, ale starałam się tego nie zdradzić.
-Oto moje królestwo - po tych słowach do sali wkroczyło dwóch żołnierzy. - Masz wykonywać wszystkie moje rozkazy, słuchać moich ludzi.
-Bo? - odpowiedziałam wojowniczo, unosząc wysoko podbródek.
-Widzisz te wszystkie narzędzia? - zatoczył ręką wokół siebie, nie czekając na odpowiedź kontynuował dalej. - Mam nadzieję, że jesteś świadoma, że gdy będziesz sprawiała problemy twoi przyjaciele będą dwa razy mocniej torturowani niż jest to przewidziane.
-Nie tkniesz moich przyjaciół - warknęłam i zacisnęłam ręce w pięści.
-Panowie, posadźcie ją na krześle - Gabriel skinął dłonią.
Podeszli do mnie i chwycili za ręce. Wyrywałam się i wrzeszczałam. W końcu ich siła zwyciężyła i posadzili mnie na krześle, zamykając metalową obrożę wokół mojego pasa.
-No więc, gotowa? - Gabriel zachichotał i uniósł strzykawkę z żółtym płynem w środku.
Zachowałam obojętny wyraz twarzy, ale w głowie zaświeciła mi się czerwona lampka.
Z całej siły wbił mi strzykawkę w ramię, a ja krzyknęłam z bólu. Płyn dość szybko rozniósł się po moim ciele.
-Teraz z przyjemnością będę patrzeć jak wymiotujesz swoimi wnętrznościami - rzekł, a ja zgięłam się w pół i zwymiotowałam do wiadra postawionego między nogami.
Żebra przy kontakcie z obrożą zabolały niesamowicie. Krzyknęłabym, ale właśnie cała zawartość mojego żołądka z bólem opuszczała moje ciało. Gdy nie miałam już czym wymiotować, plułam krwią i żółcią.
Wyginałam się na wszystkie strony w konwulsjach.
-To jeszcze nie koniec, Vaught. To nawet nie jest początek. Będzie jeszcze więcej frajdy, gdy będę mógł użyć moich ukochanych zabawek - wskazał na noże i zaśmiał się jak psychopata.
Ja nadal wymiotując i kręcąc się z bólu myślałam gorączkowo, aby to już się skończyło.
Łzy leciały mi ciurkiem po policzkach, a ja tak bardzo zapragnęłam znaleźć się gdzieś indziej, że po prostu zaczęłam się modlić o śmierć. Nie dla siebie, ale dla Gabriela.
To jeszcze nie koniec. Jeszcze będzie mnie błagał o litość. Byłam pewna, że jakoś to przetrwam i zdołam uciec z moimi przyjaciółmi. Będzie dobrze. Haymitch nas tak nie zostawi.
Wojna z Kapitolem to był dopiero początek. Teraz czas, aby doprowadzić to do końca. Czas, aby Panem oczyściło się z żądań Snowa na zawsze.



 * Tłumaczenie refrenu piosenki Taylor Swift - Safe and sound.

 
 
 
Zaczynamy drugą część :D 
Nie podoba mi się ten prolog, ale opublikowałam go, ponieważ nie chciałam Was zawieść. Wena w tym tygodniu mi nie sprzyjała, ale cóż poradzić? :)
Nie wiem teraz jak to będzie z pozostałymi rozdziałami, bo zapisałam się na konkurs z polskiego i biologii i muszę wszystko ogarnąć do listopada, a czas ucieka. :D Więc rozdziały mogą pojawiać się rzadziej, ale niekoniecznie. xD 
Niech los zawsze Wam sprzyja!
 
 

10 komentarzy:

  1. Słońce znowu marudzisz, że Ci się nie podoba, ale zupełnie niepotrzebnie. Jako prolog to świetne wprowadzenie w tematykę drugiej części, takie oderwanie się od areny i wejście w zupełnie nową, całkowicie odmienną atmosferę, która wydaje się niezwykle ciekawa. Ciekawa, ale i okrutna, sądząc po opisach tortur przygotowanych dla Cinnybell w końcowym fragmencie. Coś mi się zdaje, że nasza kochana bohaterka będzie cierpiała przez długi czas i chociaż liczę na pomoc wspomnianego Haymitcha to mam złe przeczucie. No bo co on może teraz zrobić?
    No i znowu dręczysz nas wspomnieniami o bracie Cinny, które zawsze poruszają mnie dogłębnie. I mimo iż on już nie żyje to właśnie Cinna będzie stanowił dla Cinny największe wsparcie, zawsze będzie z nią i pomoże jej wyjść z każdej, nawet najgorszej sytuacji. A właśnie ta taka jest. I nie mam pojęcia jak to wszystko się skończy, ale to już Twoja w tym głowa żeby było niezwykle, niesamowicie i zaskakująco. A znając Ciebie nie mam żadnych wątpliwości, że tak się stanie, San! :)
    Pozdrawiam i czekam na następny :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ale mnie nie przypadł do gustu. Wydaję mi się taki wymuszony.
      Tak szczerze to cieszę się, że już mogłam oderwać się od areny. Wchodzimy w etap kolejnej walki o Panem. Cinnybel będzie cierpieć. Nie zdradzę nic więcej, ale aż chce mi się płakać jak myślę co jej zrobię :/ Ale będzie okay xD Ja również liczę na Haymitcha, ale jeszcze nic nie wiadomo. I twoje przeczucia są niezłe :D
      Musiałam. Tak, musiałam :D Wspomnienia o Cinnie są jednym z najlepszych fragmentów opowiadania. :D A dla Cinnybel jej brat będzie wielkim oparciem w podziemiach Siódemki. Nawet gdy nie żyje.
      Sama nie mam pojęcia jak to się skończy. Mam jakiś plan, ale u mnie wszystko jest na spontanie :D Dziękuję <3
      Pozdrawiam. :D

      Usuń
  2. Wszyscy mają fazę na Greena xd kocham <333
    Czy tylko mi na wspomnienie o Cinnie zrobiło się smutno?
    + Jeśli ten prolog był pisany przy braku weny to ja się już wprost nie mogę doczekać rozdziału : DDD
    ~ Pozdrawiam ; ) PS. Powodzenia w szkole ! Nwm jak u Cb , ale moi nauczyciele chcą wyssać z nas ostatnie krople radości... xDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również kocham <33
      Buhahaha :D Tak, to jest pisany prolog przy braku weny. Strasznie się męczyłam. Brrr.. xD Dziękuję :D
      Pozdrawiam xD
      Ps Wzajemnie! U mnie nauczyciele strasznie męczą. xd Bardzo poetycko to opisałaś :D

      Usuń
  3. Nowa część zaczyna się bardzo dobrze. Super prolog.
    Czekam na pierwszy rozdział.
    Pozdrawiam i życze weny
    Paulla K.
    Ps. Wybacz ten haniebnie krótki kom

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekałam cały tydzień! :D
    Co ci się tu nie podoba? Dla mnie wszystko było idealne, w końcu to prolog, a długością może niemalże dorównywać rozdziałowi. :)
    Tak jak wspominałam w poprzednim rozdziale, bardzo się cieszę, że odchodzisz od schematów innych ff Igrzysk. Ten prolog, to... jakby wprowadzenie do innego opowiadania, osadzonego w tym samym świecie i czasie wraz z tymi samymi bohaterami, co w pierwszej części, tylko z inną fabułą (masło maślane, czyli to co zwykle).
    Gabriel to taki osobnik, którego nienawidzę za tą bezduszność i arogancję. Nadal nie rozumiem dlaczego niektórzy ludzie mogą być... tacy. Choroba? Charakter? Wychowanie? Kto wie.
    A swoją drogą, to od razu skojarzył mi się z Gabrysiem z "Ja, diablicy". Ale chyba tylko przez wzgląd na imię, bo twój Gabriel nie jest raczej kwintesencją dobrego władcy Niebios. ;D
    Nie wiem co tam twoja główka stworzyła, ale dla mnie sytuacja Cinny jest beznadziejna. Nie wiem w jaki sposób będziesz chciała ją uratować (o ile tego chcesz), nie wiem co planujesz, nie wiem co chcą osiągnąć zwolennicy Snowa... Czyli w sumie to ja nie za dużo wiem. A ja bardzo nie lubię czegoś nie wiedzieć. Czuję wtedy przemożną chęć rozszarpania czegoś (o! Poduszka tuż obok mnie...), szczególnie gdy główna bohaterka, nasza kochana Cinny, jest torturowana! I jeszcze ten gnojek Gabryś grozi jej przyjaciołom. ;-; Błagam, nie zabijaj nikogo (jesteś śmieszna, Cam...)! Jak ty kogoś zabijesz to nie wytrzymam i się rozpłaczę, no. Szczególnie, że za 18 dni wychodzi "Krew Olimpu" i ja jestem święcie przekonana, że umrze połowa bohaterów. :'( A Zresztą, to jest ostatnia część serii 10-ciu książek. Autodestrukcja po przeczytaniu jest nieunikniona, więc co ja tam piszę... :(
    Pisz szybko 1. rozdział i nie bierz ze mnie przykładu!
    Ściskam i czekam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za spóźnienie. xD
      Nie podoba mi się, ponieważ strasznie mi się to pisało i jakoś wyszło trochę. Emmm... inaczej? :D
      Mówisz? :D Cóż... staram się. ;)
      Ja Gabriela lubię. Owszem, jest okrutny i arogancki, ale jest częścią mojej wyobraźni, więc nie mogę go nie lubić. xD Wy, oczywiście możecie. Jestem pewna, że po dłuższym czasie go znienawidzicie. :D Co doprowadziło do tego stanu, że jest taki? Tego dowiemy się potem. :D
      Nie, nie jest :D
      Masz rację. Jej sytuacja wydaje się beznadziejna. Zwolennicy Snowa to nie aniołki i jeszcze pokażą pazurki. Ja na razie sama nie wiem jak ją uratuję i czy w ogóle ona stamtąd wyjdzie. Niestety nie mogę ci obiecać, że nikogo nie zabiję. Przepraszam ;-;
      Niestety ja nie czekam na "Krew Olimpu" xD Nie czytałam tej serii, więc... xD
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  5. Kochana! Przepraszam, że nie przeczytałam wcześniej, ale mam naprawdę sporo na głowie, jednakże już jest okay.
    Ten prolog... powalił mnie na kolana. Zwłaszcza końcówka.
    Biedna Cinny. Nie znoszę takich sytuacji, że "zrobisz co ci każę, bo twoi przyjaciele będą cierpieć na twoich oczach". To straszne, ale bardzo dobrze napisane.
    Nie mogę się doczekać kontynuacji.
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało. Cieszę się, że jesteś ;3
      To miało być takie przerażające :D Też nienawidzę takich sytuacji, ale musiałam tutaj takiej użyć, aby zmusić Cinny do działanie xd
      Pozdrawiam i dziękuję ;)

      Usuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)