piątek, 19 września 2014

Rozdział 18

Szłam przez ciemność. Nic nie widziałam. W mojej głowie pojawiały się różne scenariusze. Czy trafiłam do piekła? A może do nieba? Naprawdę umarłam?
Jeżeli tak, to w piekle jest bardzo zimno. Trzęsłam się z obezwładniającego chłodu. Szczękałam zębami i stawiałam kolejne kroki. Rozglądałam się gorączkowo, przerażona, że coś może wyskoczyć z mroku i mnie zaatakować.
Dziwnie mi się myślało, że nie żyję. Chciałabym jeszcze raz ujrzeć wszystkich moich przyjaciół. Quinna, Venus, Shadow, Bluxa. I Haymitcha. Myślałam, że pomogę któremuś z moich sojuszników wygrać igrzyska. Że któreś z nich będzie szczęśliwe w Kapitolu, w nowym odrodzonym Panem z rodziną wokół. Pocieszałam się, że przed odejściem uratowałam życie Quinnowi. Może to on wygra.
Z drugiej strony w końcu od dłuższego czasu będę miała szansę przytulić się do Cinny. Opowiedzieć mu wszystko, powiedzieć jak za nim tęskniłam. Będę mogła spojrzeć na rodziców i posłać im uśmiech. Może spotkam Mirash i przeproszę ją za to, że to ja ją puściłam, że jej nie uratowałam. Będę błagać na kolanach o wybaczenie tych, których zabiłam na igrzyskach. Może nawet zamienię kilka słów z siostrą Katniss, Prim.
Nagle zobaczyłam światło. Jaśniało przede mną złotą poświatą. Pobiegłam w jego stronę. Gdy już zatopiłam się w cieple tego blasku, znalazłam się w salonie w moim rodzinnym domu.
Rozejrzałam się. Wszystko było na swoim miejscu. Białe, skórzane meble, wielki telewizor, białe kwiaty, fortepian, półki z książkami. Na jednej z kanap siedział najważniejszy człowiek w moim życiu.
Rzuciłam się na niego z otwartymi ramionami. Wydałam z siebie coś pomiędzy piskiem, krzykiem i szlochem.
Cinna przytulił mnie mocno do siebie i wtulił twarz w moje włosy. Przylgnęłam do niego całym ciałem. Łzy płynęły obficie po policzkach. Zacisnęłam pięści na jego koszulce.
Mój brat odsunął mnie lekko na długość ramion. Przyjrzałam mu się.
To był naprawdę on. Te same krótkie włosy, ciemna karnacja, brązowe oczy, złoty makijaż. Uśmiech prawie zwalił mnie z nóg. Tak bardzo przez ostatnie tygodnie pragnęłam go ujrzeć, że teraz nie mogłam uwierzyć, że tutaj jest.
-Cinny jak ty wyglądasz? Te ciuchy są okropne - cmoknął niezadowolony.
Miałam na sobie czarne ubrania z areny. Wywróciłam oczami. Tak. To na pewno był mój braciszek.
-Tęskniłam za tobą - zagryzłam wargę, aby znów nie wybuchnąć płaczem.
Uśmiechnął się do mnie i pogłaskał po policzku jak zawsze to czynił. Wtuliłam twarz w jego dłoń.
-Siostrzyczko, ja za tobą też. Cały czas obserwuję cię. Mam nadzieję, że moja pomoc czasami się przydaje - puścił do mnie oczko.
Skinęłam głową.
-Czy ja umarłam? - zadałam to pytanie zdenerwowana.
Cinna zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
-Haymitch wysłał leki i Quinn błyskawicznie ci je podał. Żyjesz - mój brat opadł z westchnieniem na sofę.
Usiadłam obok niego i podwinęłam nogi. Zawsze tak siedziałam, nie interesowało mnie to, że pobrudziłam butami kanapę. Choć wtedy musiałam się liczyć z kazaniem mamy na temat mojego zachowania.
-Ale jak? Co ja tu robię?
Cinna popatrzył mi głęboko w oczy.
-Przysłali mnie, żebym dał ci kazanie - odpowiedział, puszczając oczko.
Zamrugałam zdumiona.
-Żartuję. Najprawdopodobniej twój umysł przeżył tak wielki wstrząs, że wytworzył nasze spotkanie, ponieważ tak bardzo go pragnęłaś. Więc oto jestem - rozłożył ramiona.
Zapadła cisza. Nie odrywałam wzroku od Cinny, który rozglądał się z przyjemnością po salonie. Chwyciłam go za rękę i przejechałam kciukiem po bransoletce. Przyjrzałam się wygładzonym brzegom liścia dębu. W ostatnim roku życia Cinny zauważyłam u niego, że gdy był zdenerwowany lub zamyślony pocierał palcem zawieszkę w kształcie liścia.
-Mam nadzieję, że wygrasz te igrzyska - powiedział po chwili Cinna.
-Nie mam po co wygrywać tych igrzysk. Wolę, żeby któryś z moich przyjaciół wrócił do domu. Najlepiej by było, gdyby wszyscy wrócili. Oddałabym za to życie - mruknęłam.
Mój brat spojrzał na mnie przerażony.
-Nawet tak nie mów. Musisz wygrać! Za chwilę się obudzisz i będziesz dalej walczyć - podniósł lekko głos.
Powoli pokręciłam głową, nic nie odpowiadając.
-Masz wielką rolę do odegrania. Musisz być silna, ponieważ to co się stanie w przyszłości nie będzie miłe - dopowiedział, ściskając mnie pocieszająco za rękę.
-Co masz na myśli? - zapytałam.
Wzruszył ramionami kończąc temat.
-Posłuchaj. Czuje, że nasz czas się kończy. Za chwilę wybudzisz się i będziesz dalej zmagać z igrzyskami. Chciałbym ci powiedzieć, że bardzo cię kocham i zawsze jestem obok. Zaufaj tym najbliższym. Haymitch wbrew pozorom nie jest taki zły, a twoi przyjaciele cię potrzebują. Tak samo jak ty ich.
Pociągnęłam nosem, powstrzymując łzy. Wtuliłam się w brata. Miałam zapamiętać ten uścisk na zawsze.

Ocknęłam się, gwałtownie wciągając powietrze. Otworzyłam oczy i ujrzałam ciemne niebo, które już za chwilę musi ustąpić miejsce jasności.
Usiadłam powoli trzymając się za głowę. Całe ciało zdrętwiało, a skóra mrowiła od perlącego się potu na niej. Spękane usta domagały się wody.
Rozejrzałam się i napotkałam wzrokiem sylwetkę Quinna, który siedział na brzegu stawku. Poruszyłam się, a on słysząc szelest odwrócił się błyskawicznie. Radość w jego oczach była tak wielka, że prawie się wzruszyłam. Elvey wstał szybko i podbiegł do mnie.
Wstałam, a on wziął mnie w ramiona i szeptał do ucha moje imię. Uśmiechnęłam się i ze śmiechem poklepałam go po plecach.
-Quinn! Powietrza! - powiedziałam rozbawiona i prawdę mówiąc szczęśliwa.
Odsunął się ode mnie i wyszczerzył zęby.
-Zdążyłem, naprawdę zdążyłem - wymamrotał.
Pokiwałam energicznie głową.
-Tak. Dziękuję - pocałowałam go w policzek.
Wybuchł śmiechem. Spojrzałam na niego zdumiona. Dziwnym przypadkiem wydawał mi się tak szczery i wesoły śmiech na arenie.
-Odreagowuje stres - wykrztusił pomiędzy salwami rozbawienia.
Poklepałam go po ramieniu i poszłam się napić. Umyłam twarz. Rozpaczliwie potrzebowałam prysznica, ale wiedziałam, że tutaj tego luksusu nie dostąpię. Chyba, że...
Odwróciłam się do Quinna, który patrzył na mnie uważnie, jakbym miała za chwilę zniknąć.
-Emm... Quinn, czy mógłbyś się odwrócić? Chciałabym się pozbyć tej całej krwi z mojego ciała.
Zakłopotany pokiwał głową i poszedł usiąść pod drzewem, tyłem do mnie.
Szybko rozebrałam się i weszłam głęboko do stawku. Obmyłam się w ekspresowym tempie, skrępowana, ponieważ wiedziałam, że teraz moje ruchy obserwuje całe Panem. Po chwili wyskoczyłam stamtąd czysta i odświeżona. Ubrałam ciuchy i westchnęłam. Czułam się dobrze, a nawet bardzo dobrze.
-Okay, możesz już patrzeć - powiedziałam.
Quinn podszedł do mnie i wręczył mi srebrny spadochron, który zawsze widywałam w telewizji, kiedy trybuci dostawiali coś od swoich mentorów. Zajrzałam do środka, a tam ujrzałam dwie pełne strzykawki i jedną pustą z zakrzepłą krwią na końcu. Zauważyłam karteczkę przytwierdzoną do pakunku.
"Nie daj się zabić głupiej chorobie. H."

Westchnęłam i przytwierdziłam sobie pakunek do paska spodni. Uśmiechnęłam się do Elveya, ale coś sobie przypomniałam. Uśmiech zamarł mi na ustach. Mój przyjaciel zmarszczył brwi.
-Co jest? - zapytał.
-Quinn. Gdzie jest moja siekiera? - wymamrotałam drżącym głosem.
Zaczęłam jeszcze bardziej się denerwować, gdy usłyszałam wystrzał z armaty. Przygryzłam wargę przerażona, bojąc się o resztę naszego sojuszu.
-Gdzieś tu była. Spokojnie - Quinn zaczął rozglądać się, a ja pobiegłam do wody i zaczęłam macać dno stawu.
Uspokoiłam się dopiero, gdy moja dłoń natknęła się na trzonek siekiery. Wyszłam na brzeg ociekając wodą. Uśmiechnęłam się do Quinna z ulgą.
Nagle po całej arenie rozszedł się krzyk. Krew zmroziła mi się w żyłach. Rozpoznałam ten głos.
-To Venus! - wrzasnęłam i pociągnęłam Elveya za rękaw, wpadając biegiem między zarośla.
Biegłam z całych sił. Dziewczyna krzyczała jakby miała za chwilę wywrzeszczeć sobie gardło. Po moim ciele rozeszły się drgawki, gdy ujrzałam rumowisko prześwitujące przez roślinność. Zatrzymałam się na skraju lasu. Słońce odbijające się od pyłu pokrywającego ruiny, raziło w oczy. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że słońce niedawno wstało, a już mocno przygrzewało.
Rozejrzałam się po placu obok Rogu Obfitości. Tamtejszy widok wstrząsnął mną do głębi.
Spostrzegłam resztę naszego sojuszu, którzy stali przyciskając plecy do metalowej ściany Rogu. Z przerażeniem dzierżyli broń, patrząc na okrążających ich ludzi. Z niesmakiem stwierdziłam, że to Flass z bandą. Dopiero, gdy ujrzałam Venus klęczącą przed Willem ogarnęła mnie wściekłość.
Quinn odwinął z nadgarstka bicz i spojrzał mi w oczy.
-Będzie dobrze - rzekł, a ja rzuciłam się biegiem naprzód.
Na szczęście Flass i reszta jego zespołu stała do mnie tyłem. Blux i Shadow stojący pod Rogiem nie wyrażali żadnych emocji, ale błyski w oczach kiedy nas zobaczyli dodały mi otuchy. Czekali na nas.
Podbiegłam szybko do Willa i zanim zdążył się zorientować zaatakowałam. Powaliłam go na ziemie i usiadłam na nim okrokiem trzymając siekierę w górze. Nakazałam Venus pobiec jak najszybciej do Quinna. Dziewczyna zerwała się na równe nogi.
Przeniosłam spojrzenie na mojego przeciwnika. Przyglądał mi się z dziwną mieszanką przyjemności i triumfu. Przyłożyłam ostrze siekiery do jego gardła. Uśmiechnęłam się okrutnie widząc błysk strachu w jego oczach.
-Jak śmiałeś w ogóle dotknąć Venus? Przecież jest twoją koleżanką z dystryktu! - krzyknęłam.
Will zaśmiał się i opluł mnie. Z obrzydzeniem starłam jego ślinę.
-Jesteś głupsza niż myślałem - odparł i w tamtej chwili poczułam uderzenie w tył głowy.
To wystarczyło Willowi. Podczas, gdy ja chwiałam się odchylając do tyłu, Will zrzucił mnie z siebie, a nade mną stanął Flass.
-Pragnąłem tej chwili od początku igrzysk. Twoi przyjaciele są jak posłuszne stadko owieczek pilnowani przez Oxanne i Fixeda, a ty samiuteńka stoczysz ze mną pojedynek, który był ci pisany od początku. Jeżeli tego nie zrobisz któryś z nich zginie - wysyczał w moją stronę, pokazując palcem na moich sojuszników.
Faktycznie stali stłoczeni w ciasnej grupce. Zaklęłam i dźwignęłam się na nogi. Posłałam spojrzenie Bluxowi mówiące: "Jeżeli ja zaatakuje, wy również atakujcie".
Z okrzykiem rzuciłam się na Flassa. Zrobiłam wykop, celując w głowę. Zwinnie uchylił się i posłał w moją stronę swój prawy sierpowy. Za późno się odchyliłam i dostałam. Chwyciłam się za policzek, ale zaraz zamachnęłam się siekierą próbując trafić w nogi. Drasnęłam jego goleń. Zaklął siarczyście i chciał mnie powalić na nogi, lecz uskoczyłam.
Z szału bitwy wytrącił mnie krzyk Bluxa. Gwałtowanie poderwałam głowę i rozejrzałam się. Quinn zajął się Willem i starał się być blisko Venus, która zażarcie atakowała Oxanne. Blux walczył z Fixedem, który chciał dorwać jego i Shadow. Mój przyjaciel chwycił się za ramię, skąd wypływała krew. Ta chwila nieuwagi mogła kosztować mnie życie.
Flass uderzył mnie w kolana swoją włócznią, tak że od razu runęłam na ziemię. Usiadł na mnie i ostrą końcówką broni jeździł mi po dekolcie zostawiając krwawe ślady. Wiłam się i wierzgałam.
-Wiesz co, Vaught? Jesteś najbardziej irytującym człowiekiem jakiego spotkałem.
-Chyba jestem jedynym człowiekiem, który ci się postawił - prychnęłam.
Przycisnął mocniej włócznie do mojego ciała, a ja krzyknęłam.
-Powinnaś już dawno nie żyć, tak jak ten twój cholerny zdradliwy braciszek i puszczalska matka. W ogóle Vaughtowie nie powinni istnieć. Wiesz, że to przez ciebie tu jestem?
Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o czym mówi. Mocno zacisnęłam zęby coraz bardziej wściekła.
-Ta twoja cholerna rodzinka razem z innymi mądrymi wymyśliła igrzyska. Owszem, dostarczały nam rozrywki przez ostatnie siedemdziesiąt pięć lat, ale nie myślałem, że tutaj trafie. Oprócz ciebie winny jest ten twój zapijaczony mentor - potrząsnął głową.
-Czyżby Flassik się rozklejał? Użalasz się nad sobą, skarbie? Och, jak mi cię żal. Napisz koniecznie list do swojego psychologa, na pewno cię zrozumie - posłałam mu szyderczy uśmiech.
Znienacka wbił mocno włócznie w ziemię tuż obok mojego policzka. Oczywiście, nie omieszkał drasnąć mojego policzka. Poczułam jak moja gorąca krew leje się po policzku i spada na trawę. Mruknęłam niezadowolona. Bolało, ale nie chciałam dawać mu tej satysfakcji.
-Marzę od pierwszych chwil by cię zabić, wiesz? - wyszarpnął broń z ziemi. - Ciesze się, że marzenia się spełniają.
Zobaczyłam błysk szaleństwa w jego oczach. Uniósł włócznie nad sobą, a ja wtedy modląc się, słyszałam tylko krzyki rozpaczy moich przyjaciół.

                    ~***~
Mężczyzna ze zmarszczonym czołem oglądał rozwój wydarzeń na ekranie. Cieszył się, że tak szybko to poszło.
Nacisnął guzik na biurku, a po chwili do drzwi ktoś zapukał.
-Wejść - mruknął.
Do pokoju wślizgnął się jego zastępca. Wysoki, chudy chłopak o długich brązowych włosach i zielonych oczach. Wiedział, że za tym niewinnym wyglądem, kryje się wielki potencjał kata.
-Gabrielu, już czas - powiedział do nowo przybyłego, który kiwnął głową i z uśmiechem wymaszerował z pomieszczenia.
Właściciel gabinetu odwrócił się z powrotem do telewizora wiszącego na ścianie. Czuł moc w kościach. Wiedział, że teraz jest jego czas.
Spojrzał na dziewczynę leżącą pod reprezentantem Jedynki.
Nadszedł właściwy moment.
 
 
 
 
 
 
A oto przedostatni rozdział pierwszej części. :D Przypuszczam, że ostatni będzie krótki, ale nic jeszcze nie wiadomo.
Cóż... to już osiemnasty rozdział, uwierzycie? Niech Bóg ma mnie w opiece, abym dała radę skończyć to opowiadanie. xD
Mam nadzieję, że się podoba. Podręczę Was jeszcze wielką niewiadomą, którą jest mężczyzna na końcu. ^^ Buhahahaha xD 
Niech los zawsze Wam sprzyja!
Pozdrawiam ;3

8 komentarzy:

  1. Dobra, powiem szczerze. Przymykałam oko, byłam miła, byłam słodka, ale ciut mnie to przerosło.
    Sprawa pierwsza: hologramy. Kumam, okay, pomysł, ale... ojej, sprawdźmy coś!
    24 sierpnia 2014 roku. Wstawiam rozdział o hologramach bliskich, które nawiedzają Trybutów w moim opowiadaniu. Dowód tutaj, proszę bardzo, można sprawdzić. I wtedy u ciebie, BUM! Pojawia się Rozdział 15. Dobra, poszłaś jeszcze o krok dalej, zamieniając hologramy w zmiechy, ale to nie zmienia faktu, że to ukazało się zaraz po moim rozdziale i z lekka wzbudziło moją ciekawość.

    Sprawa druga! Tutaj już zaczęłam mieć ostre podejrzenia, serio. Ale nic się nie odzywałam. Może popełniłam błąd? Nie ważne. W każdym razie, opublikowałam sobie spokojnie rozdział o mgle, odrobinę wcześniej niż ten o hologramach, a potem... wchodzę na twojego bloga i o ironio! Pojawia się dusząca mgła, i to w Rozdziale 17! Jestem przewrażliwiona? Może. Może i jestem. Ale mnie to zmartwiło.

    No i ten najnowszy rozdział. Przysięgam na bogów starych i nowych, jeżeli Cinny zostanie wyratowana z Areny, zupełnie tak, jak moja kochana Faye Higgins, to będzie problem. I to spory. Nawet bardzo duży.

    To nie miał być komentarz, który cię hejci. Po prostu chcę postawić sprawę jasno. To mi się nie podoba, że w tak wielu aspektach ostatnie rozdziały przypominają mi inne opowiadania - w tym moje własne, do cholery! - i chciałam tylko wyrazić swoje zdanie.
    Więc jeżeli ty przestaniesz czytać przez to mojego bloga i zaczniesz hejcić mnie, to spoko, rozumiem, niektórzy źle znoszą takie komentarze i sprawy.
    Przepraszam, jeżeli cię uraziłam, no i pozdrawiam, bo jednak nadal cię lubię i nie chciałabym, żebyś mnie za to znienawidziła (ja też nie chcę znienawidzić ciebie! Serio!).
    xoxo, Loks.
    ~lilybird-everdeen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko... to faktycznie się ze sobą pokrywa.
      Faktem jest, że hologramy, które zamieniają się w zmiechy wymyśliałam, gdy czytałam rozdział u cb. Okay, do tego się przyznaję.
      Co do tej mgły to faktycznie pojawiła się w rozdziale 17. Ona pojawiła się dlatego, że nie miałam co zrobić z tą wodą, która tak naprawdę wyratowała trybutów od "zombie" zwierząt. Jeżeli masz się na mnie gniewać to napiszę nowy rozdział, wymyślę coś innego, po prostu pomajstruje i usunę tą mgłę. Naprawdę nie wiedziałam, że tak się to pokrywa z twoim opowiadaniem. Nie ściągałam od ciebie, naprawdę. Po prostu wpadło mi to do głowy i głupia użyłam tego pomysłu.
      Cinnybel nie zostanie wyratowana z areny. Zostanie porwana. Przez kogo nie powiem. Ale zostanie porwana, potem będzie torturowana, będzie zgrywać bohaterkę i zginie ktoś z jej przyjaciół itd.
      Rozumiem. Dziękuję, że postawiłaś sprawę jasno. Naprawdę, uwierz mi, że dodawając rozdziały nie spostrzegłam, że tak bardzo przypominają twoje własne. Naprawdę mi przykro. Zmienię je.
      Nie przestanę czytać twojego bloga. Nie mam ci tego za złe, że powiedziałaś mi to. Uwielbiam twojego bloga i będę go czytać, ale jeżeli ty nie będziesz chciała widzieć mnie na nim to po prostu zostanę cichą czyteliczką albo w ogóle przestanę czytać, jeżeli tego pragniesz. I po co miałabym cię hejcić? To ja powinnam sama siebie hejcić, bo nie zauważyłam tego, że moje napisane rozdziały są podobne do twoich. Przepraszam.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Kyaa~
    Rozdział jest niesamowity, zapiera dech w piersiach!
    Nawet nie wiesz jak czekałam na potyczkę z Flassem :D Spodziewam się co będzie, ale mam nadzieję, że oberwie od Cinnybel.
    No i ten facet na końcu... coś Ty wymyśliła, kochana? Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział, nie mogę się doczekać!
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bry ;3
      Dziękuję ;)
      Cinnybel vs. Flass Ta potyczka jeszcze się nie skończyła. I nie skończy. :D
      Facet na końcu jest... emmm... bardzo dziwnym bohaterem xd I wymyśliłam coś okrutnego xd Buhahaha xd Wiem, że jestem straszna. W szczególności dla Cinnybel, ale cóż... ktoś musi :)
      Pozdrawiam i dziękuję ;3 Nawet nie wiesz jak mi humor poprawiłaś samą swoją obecnością ;3

      Usuń
  3. Rozdział naprawdę fajny :D
    W ogóle to już koniec pierwszej części? Och jak to szybko zleciało. Czekam z niecierpliwością na drugą część!
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Paulla K
    Ps. u mnie nowy rozdział, zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Tak, to był przed ostatni rozdział, bo nie mam już pomysł co zrobić na arenie xd Faktycznie, bardzo szybko zleciało :D A co dopiero w kwietniu bloga zakładałam xd
      Pozdrawiam ;3
      Ps Nie mam się kiedy zabrać za twoje opowiadanie xd przepraszam, muszę jak najszybciej nadrobić xd

      Usuń
  4. Ahh, u Ciebie te rozdziały powstają w jakimś ekspresowym tempie :P Ale to dobrze, bardzo dobrze dla mnie.
    Cinna ♥ Każda wzmianka o nim, nawet ta najmniejsza potrafi poruszyć, ale tutaj on tak jakby był naprawdę. Czyli czuwa nad Cinny i wierzy w jej zwycięstwo. Może to właśnie dlatego ta wciąż żyje?
    I niech Cinny pozbędzie się już tego Flassa, nawet mi go nie żal. Teraz pozostaje tylko czekać na dalszą część ich walki, bo tak okrutnie ją tu przerwałaś :P
    I ostatni fragment jak zawsze u Ciebie pozostawia dużo pytań, które domagają się jak najszybszej odpowiedzi. Także mam nadzieję, że na następny nie trzeba będzie długo czekać, bo intryguje mnie ostatnie zdanie, czyli na co nadszedł właściwy moment? :P
    Pozdrawiam i czekam na następny :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekspresowym? :D Dla mnie jak napiszę rozdział to minie wieczność :D
      Tylko przez Cinnę Cinnybel żyje xd bo główna bohaterka to taka mała bomba tykająca.. jak czara bólu i straty się przeleje może zrobić coś hmmm... nieprzewidywalnego xD
      Wiem, ale nie martw się. Ona tak jemu dokopie, że aż on zęby swoje pozjada. Jak nie teraz to niedługo. :D
      Nadszedł właściwy moment na... a nie powiem xD to tajemnieca :D I to właśnie miało wzbudzać wiele pytań, ponieważ emmm.... wyjaśni się to dopiero na końcu.
      Pozdrawiam i ja czekam u ciebie na następny! :D

      Usuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)