piątek, 24 października 2014

Część druga: Rozdział 3

Szłam jak na ścięcie. Po głębszym przemyśleniu tego porównania stwierdziłam, że to bardzo prawdopodobne, że w niedalekiej przyszłości będę szła na śmierć.
Pokręciłam głową, wyrzucając tę myśl z głowy. Patrzyłam uważnie przed siebie, studiując wszystko wokół. Starałam się trzymać głowę prosto, podbródek wysoko, aby nie pomyśleli sobie, że mnie pokonali.
Weszliśmy do sali tortur. Mężczyźni, którzy ze mną przyszli posadzili mnie siłą na krześle, które stało przy drewnianym stole. Zazgrzytałam zębami, widząc przede mną białą kotarę. Czyżby Gabriel zafundował mi nową rozrywkę?
Po chwili wszedł szanowny pan Lawrence. Uśmiechnął się do mnie i usiadł na fotelu obrotowym po drugiej stronie stołu. Złożył ręce przed sobą i spojrzał na mnie najwidoczniej zadowolony z siebie. Uniosłam brwi pytająco.
-Podobało ci się spotkanie z przyjaciółmi? - zapytał z błyskiem w oku.
Pokiwałam powoli głową.
-To się cieszę. A teraz mam dla ciebie zadanie - powiedział zacierając ręce.
Otworzyłam szeroko oczy, a serce podskoczyło mi do gardła. Ręce zaczęły mi się trząść, ale zacisnęłam mocno dłonie w pięści, aby nie pomyśleli sobie, że jestem słaba.
-Nic dla ciebie nie będę robić - syknęłam.
Zaśmiał się głośno, odchylając głowę do tyłu. Patrzyłam uważnie na jego ostre białe zęby i wielkie zielone oczy.
-Nawet nie wiesz co masz zrobić. Chciałem cię wysłać do miasta w celu zabicia małej grupki ludzi. Stwierdziłem, że ty będziesz najodpowiedniejsza do tej roli. W końcu zabijałaś bez skrupułów na arenie - rzekł, szczerząc się niemiłosiernie.
Wzdrygnęłam się mimowolnie. Nie chciałam zabijać. Najwyżej z konieczności, ale to uczucie, gdy odbierasz komuś życie jest straszne. To gasnące światło w oczach człowieka to jeden z najstraszniejszych widoków, które ujrzałam w moim krótkim życiu. Świadomość, że ktoś ginie tylko dlatego, że ty chcesz żyć. Nie miałam najmniejszego zamiaru jeszcze raz przez to przechodzić, a już szczególnie na polecenie Gabriela.
-Nic dla ciebie nie zrobię - warknęłam.
Popatrzył na mnie uważnie. W jego oczach pojawiła się jakaś iskierka radości i podniecenia. Coś bardzo niedobrego się stanie. Po prostu poczułam to głęboko w kościach. Taki wzrok zawsze mają ludzie, kiedy chcą zrobić coś strasznie nieodpowiedniego.
-Jesteś pewna swojej decyzji?
-Jestem pewna - odparłam.
Uśmiechnął się drapieżnie.
-Jeszcze tej decyzji pożałujesz - wycharczał Gabriel, wstając od stołu.
Klasnął, a kotara rozdzielająca pomieszczenie na pół odsunęła się. Tamten widok zapadł mi w pamięć tak mocno, że później budziłam się w nocy z krzykiem rozpaczy.
Przypięty łańcuchem do podłogi z rękoma na wysokości pasa klęczał Quinn. Przydługie czarne włosy opadały mu na czoło. Miał nagą klatkę piersiową. Jego lekko opalona skóra odcinała się na tle białego pomieszczenia. Obok niego stał mały stoliczek z miską parującej wody i sztyletem. Zazgrzytałam zębami.
-Nie odważysz się - powiedziałam do Gabriela.
Mężczyzna wolnym krokiem zbliżał się do więźnia, a jego uśmiech przyprawiał mnie o gęsią skórę.
-Pewnie zastanawiałaś się, po co było to spotkanie. Otóż, zorganizowałem je po to, aby dowiedzieć się, czy na pewno zależy ci na tym chłopaku. Cóż, odkryłem jeszcze ciekawszą rzecz. Nie tyle co zależy ci na nim, ale ty go kochasz - zaklaskał w dłonie z uciechy i wziął sztylet do ręki. - Mam nadzieję, że po tym zgodzisz się na każdą moją propozycję.
Przeanalizowałam sytuacje, w której się znalazłam. Właśnie mi groził, chciał abym przystanęła na wszystkie jego sugestie. Muszę coś wymyślić. Nie mogę pozwolić, aby on go skrzywdził. Jeżeli teraz się zgodzę to będę musiała zabić tych ludzi. Ale czy jestem na tyle silna, by oglądać cierpienie Quinna? To i wiele innych pytań krążyło mi po głowie.
Zacisnęłam zęby, widząc jak Gabriela przechodzi za plecy mojego przyjaciela.
-Dotknij go, a wybiję ci wszystkie zęby - powiedziałam grobowym głosem.
Za moimi plecami usłyszałam ruch, a na moich ramionach wylądowały ciężkie łapy dwóch strażników. Zaczęłam się wyrywać, ale to wszystko było na marne. Gabriel zbliżył sztylet do pleców Quinna. Nie widziałam co tam robił, ponieważ byłam za niska, aby spojrzeć przez ramię Elveya, ale wyłapałam moment, kiedy Gabriel zbliżył ostrze do skóry chłopaka. Quinn krzyknął i zacisnął mocno usta. Oczy mocno zamknął, pochylił się do przodu jakby chciał być jak najdalej od noża. Musiało boleć, bo całe ciało moje przyjaciela trzęsło się, a pot spływał mu stróżkami po twarzy. Po chwili zauważyłam pierwsze krople krwi na białych kafelkach na podłodze. Quinn pod nosem cicho jęczał. Ledwo powstrzymywał się od krzyków.
Łzy zakręciły mi się w oczach i wrzasnęłam:
-Zgadzam się na wszystko!
Gabriel spojrzał na mnie usatysfakcjonowany, ale nie przerywał swojej pracy.
-Dopiero teraz? - zaśmiał się.
-Nie rób mu krzywdy! Proszę! Zrobię wszystko, tylko przestań! - po twarzy popłynęły wielkie łzy.
Nie mogłam znieść, że on tam cierpi przeze mnie. Mogłam się wcześniej zgodzić, a nikt by nie ucierpiał.
Wyrywałam się z całych sił, ale czym mocniej starałam się uwolnić, tym bardziej byłam przyciśnięta do stołu.
Podłoga pod Quinnem robiła się coraz bardziej krwistoczerwona. Krzyczałam, gryzłam. Musiałam tam do niego dotrzeć.
-Cinnybel, nie chciałaś się zgodzić od razu, teraz musisz dotrwać do końca. Nie mogę teraz przerwać, bo będzie miał brzydką bliznę - dotknął koniuszkiem języka górnej wargi.
Quinn otworzył oczy, zaszklone od łez, którym nie chciał dać wypłynąć. Odszukał moje spojrzenie i patrzył mi w oczy. Totalnie się rozpłakałam, gdy spojrzałam w te pełne bólu i zmęczenia oczy. Wtedy moje serce ściskał żal i poczucie winy. Wyciągnęłam do niego ręce.
Patrzenie na cierpienie innych ludzi jest ciężkie, lecz patrzenie na ból bliskich osób to rozdzieranie cię na kilka kawałków. Wiele już przeszłam, dużo mi odebrano. W tamtym momencie uświadomiłam sobie jak bardzo pokochałam tego człowieka w tak krótkim czasie. Każdy jego jęk wstrząsał mną do głębi i odblokowywał takie pokłady wściekłości, że aż sama się zdziwiłam, że tak bardzo mogę kogoś nienawidzić za to co zrobił ukochanej przeze mnie osobie.
Gdy Gabriel skończył, chwycił stojącą na stoliku miskę z parującą wodą, upewnił się, że patrzę i wylał zawartość na ranę Quinna. Chłopak zrobił wielkie oczy, wrzasnął przeraźliwie i osunął się na ziemię ze szczękiem metalu.
Nie wytrzymałam dłużej. Zebrałam w sobie siłę i z całej siły odepchnęłam krzesło do tyłu. Przewróciło się na dwóch strażników, którzy zaskoczeni puścili mnie natychmiast. Zerwałam z ściany jakiś nóż i podbiegłam do mężczyzn przede mną. Odepchnęłam Gabriela, który zaskoczony poślizgnął się na krwi i upadł na posadzkę. Rzucił mi złe spojrzenie i wstał błyskawicznie. Stanęłam tak, żeby ochraniać Quinna oraz widzieć tamtych dwóch i Gabriela.
-Zbliż się, a zadźgam cię od razu - wysyczałam, stojąc na ugiętych kolanach.
Gabriel otrzepał powoli ubranie i skierował się do wyjścia.
-Opatrz go, a potem zaprowadź do celi. Przyjdź do mnie, omówimy twoje zadanie. Już wiesz, czym skutkuje nieposłuszeństwo - powiedział, skinął na strażników i razem z nimi wyszedł.
Odrzuciłam od siebie nóż i uklękłam obok Quinna.
Obrzuciłam krytycznym spojrzeniem jego ranę. Po prostu zatkało mnie to co tam zobaczyłam. Wiele krwi, poszarpana skóra i widoczne mięso w ogóle mnie nie ruszyły. Oniemiałam jak ujrzałam ranę, która układała się w słowo. Raczej imię. Cinnybel. Po chwili szoku uświadomiłam sobie, że to moje imię.
Litery wielkości środkowego palca ciągnęły się od łopatek do barków. Rany nie były głębokie, ale wystarczająco mocno zrobione by pozostawić bliznę.
Z rozmyśleń wyrwał mnie jęk Quinna. Poderwałam się jak oparzona i doskoczyłam do stolika, pod którym stała woda, woda utleniona i bandaże.
-Cinnybel - usłyszałam słaby szept.
Odwróciłam się z do chłopaka z rzeczami w rękach. Szukał mnie niewidzącymi oczami, spętanymi nagłą gorączką i ogromnym bólem. Położyłam rękę na włosach Quinna i powoli przesuwałam po nich ręką.
-Jestem tutaj. Leż spokojnie. Za chwilę powinno być lepiej - powiedziałam, nadal głaszcząc go po głowie.
Pokiwał głową i ułożył się na podłodze. Przypomniałam sobie, że przecież on ma kajdany na rękach. Przeszukałam pomieszczenie. Klucz znalazłam w bardziej zakurzonym kącie pomieszczenia, leżący na małej szafeczce. Szybko rozkułam go i w miarę wygodnie ułożyłam. Cały czas słyszałam jak cicho pod nosem jęczał, a nawet klnął. Każdy najmniejszy jęk przebijał moje serce małą igiełką. Nie mogłam uwierzyć, że doprowadziłam do tego.
Nie miałam pojęcia jak opatrzyć tę ranę. Bałam się, że zrobię mu większą krzywdę, ale musiałam spróbować mu pomóc. Namoczyłam kawałek bandaża w lodowatej wodzie, którą znalazłam w jakieś misce. Delikatnie przyłożyłam materiał do rany, a Quinn wydał cichy okrzyk i zacisnął dłonie w pięści. Przygryzłam dolną wargę i dalej ostrożnie sunęłam bandażem po ranie. Po kilku kolejnych krzykach i moich łzach, skończyłam oczyszczać ranę. Gdy starłam całą krew z pleców przyjaciela, dopiero ujrzałam okropieństwo czynu Gabriela.
Skóra wokół rany była mocno poparzona i zaczerwieniona. Rana lśniła czerwienią, choć krew już prawie przestała płynąć. Litery były uwypuklone, a imię, które z łatwością można było odczytać strasznie raziło mnie po oczach. Nie jestem lekarzem, ale na moje oko niestety pozostanie blizna.
Ta świadomość, że komuś bliskiemu stała się krzywda przez tylko i wyłącznie twój mały błąd może cię zabić. Może pogrzebać całą więź łączącą ludzi. Quinn może mnie znienawidzić, gdy co rano w lustrze będzie oglądał na swoich plecach moje imię.
-Quinn, teraz muszę odkazić twoją ranę. Ściskaj moją rękę tak mocno jak chcesz - powiedziałam i podałam mu lewą rękę, którą uścisnął z wdzięcznością.
Prawą rękę odkręciłam butelkę i przełykając głośno ślinę, polałam na ranę. Krzyk, który wydał z siebie Quinn dźwięczał mi w uszach przez jeszcze długi czas. Elvey tak mocno ścisnął moją rękę, że prawie jej nie czułam.
Niezdecydowana spojrzałam na bandaże. Nie chciałam by przykleiły się do jego skóry i przy ściąganiu ich bardziej cierpiał niż przy odkażaniu rany. Postanowiłam, że zostawię to na razie niezakryte.
Usiadłam obok głowy przyjaciela i uspokajająco głaskałam go po głowie. Odwrócił głowę i spojrzał mi w oczy. Kolor jego tęczówek był bardzo wyraźny. Totalnie zatonęłam w jego bursztynowym spojrzeniu. Widok jego skrzywionej miny pobudził moje gruczoły łzowe, więc już po chwili łkałam cicho.
-Przepraszam. To moja wina - wyszeptałam, zatapiając palce w jego czarnych włosach.
Uśmiechnął się do mnie z wysiłkiem.
-Nie prawda. To wina Gabriela, który nie ma prawa cię do niczego zmuszać - wychrypiał.
-To moja wina - powtórzyłam. - Nawet nie wiesz jak wygląda twoja rana. Znienawidzisz mnie bardzo szybko jak ją zobaczysz.
Zmarszczył brwi i sięgnął ręką na plecy. Chwyciłam jego rękę w mocny uścisk.
-Nie dotykaj. Jeszcze się zakażenie wda - powiedziałam.
-Cinnybel, co tam jest? - zapytał przerażony.
Pokręciłam głową.
-Cin, odpowiedz.
Westchnęłam i odparłam:
-Słowo.
-Konkretniej?
-Imię.
-Czyje?
Wzruszyłam ramionami, udając niewiedzę. Wstałam i podałam mu rękę. Powoli się podniósł, jęcząc z bólu. Próbował być twardy, ale widziałam łzy w jego oczach. Chciał już iść do drzwi, ale chwyciłam go za ramię i szepnęłam na ucho:
-Quinn, przy mnie może cię boleć. Nie musisz udawać twardziela.
Popatrzył na mnie, ale nie wykonał żadnego ruchu. Wcisnęłam bandaż do kieszeni jego spodni i wziąwszy go pod ramię, wyprowadziłam z sali.
Wychodząc z tego pomieszczenia, obiecałam sobie, że już nigdy nie dopuszczę do takiej sytuacji.

 ~***~

Haymitch Abernathy przechadzał się zdenerwowany po pomieszczeniu. Prawie wydeptał ścieżkę w podłodze pod oknem. Zaniepokojonym wzrokiem patrzył na miasto objęte chaosem. Z niesmakiem obserwował grupę stu dziwacznie ubranych osób, które protestowały przed Pałacem Prezydenckim. Nie wiadomo o co im chodziło, ale Paylor zdaje się nic z tym nie robić. Owszem, niby wystawiła dodatkowe straże na ulicach, ale nic poza tym. Mężczyzna podejrzewał, że szykuje się do jakieś większej akcji, która powinna unicestwić bunty ludu.
Mentor Dwunastki czekał na informacje od swojego zespołu. Wysłał trzynaście osób na zwiady do każdego dystryktu. Każdy z nich powinien już zameldować się, że bezpiecznie dotarł i zaczyna poszukiwania. Brakowało jeszcze czterech raportów. A do tego Katniss miała już dawno zjawić się w tym pokoju.
Bardzo martwił się o trybutów. Gdyby któreś z nich zginęło nigdy nie wybaczył by sobie. Nie pochwalał myślenia, że oni i tak mieli zginąć na arenie. Po prostu nie mógł wyobrazić sobie, żeby Cinnybel była martwa. Za wszelką cenę musiał ich uratować. Chciał, aby ta słodka dziewczyna, która poruszyła w nim jakieś uczucia mogła spokojnie żyć, aby była bezpieczna i szczęśliwa. Był przekonany, że teraz ani bezpieczna, ani szczęśliwa nie jest.
Drzwi otworzyły się gwałtowanie, a w progu stanęła Katniss. Za nią stała niska, szczupła kobieta o niebieskich oczach i brązowych włosach. Niby przeciętny wygląd, ale kształtne i pełne usta, prosty nos i wysokie kości policzkowe nadawały jej zmysłowości. Świecące blaskiem jasne inteligentne oczy były najpiękniejszym elementem jej ślicznej twarzy. Zgrabna i obdarzona kobiecymi krągłościami sylwetka przyciągała wzrok mimo niskiego wzrostu właścicielki.
-Mamy problem - oznajmiła Everdeen, robiąc minę, z której można było wywnioskować, że będą kłopoty.
Haymitch potarł zmęczone oczy ręką. I zadał kluczowe pytanie w myślach: "A kiedy my nie mamy problemów?". Pokręcił głową i zabrał się za rozwiązywanie kolejnego kłopotu.

 
 
 
 
 
 
Jakiś taki sztywny wydaje mi się ten rozdział. Inaczej go sobie wyobrażałam, bardziej dramatycznie, a wyszło jak wyszło. Nie mam siły go poprawiać, a czasu zbytnio nie mam. xD
Mam nadzieję, że wyrazicie swoją opinie i wskażecie błędy. :)
I wiem, że powinnam już uciekać za to co zrobiłam Quinnowi, ale jestem strasznie ciekawa co o tym myślicie, więc zostanę i pozwolę się wziąć na widły xD Od razu uprzedzam pytania. Nie, nie siedzę z kosą za monitorem komputera :D
Niech los zawsze Wam sprzyja!
Pozdrawiam xD

9 komentarzy:

  1. Mówiłam Ci kiedyś żebyś zostawiła Quinna w spokoju, mogłaś sobie wybrać każdego, ale jego miałaś chronić. Ale nie, Ty musiałaś znowu zabierać się za torturowanie chłopaka i przy okazji łamać moje serce.
    Imię Cinny? Serio? Ty naprawdę nie masz litości? Pamiętasz jak Ci kiedyś proponowałam napisanie poradnika? Ponawiam propozycję, nadajesz się do tego idealnie.
    I jeszcze ta misja Cinny wymyślona przez nędznego Gabriela. Aż nie chcę sobie jej wyobrażać.
    A rozdział wcale nie był sztywny. Był tragiczny. I brutalny - jak większość w tym opowiadaniu, ale ten chyba przebija wszystkie jak na razie. Nie powiem, że mi się podobał, bo po prostu z każdym kolejnym słowem rozwalał moje serce na kawałeczki, ale był dobry.
    Pozdrawiam i miej się na baczności, po tej akcji z Quinnem nigdzie nie jesteś bezpieczna :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiłaś... Przepraszam, ale no to mi się wydawało takie... em... ważne tutaj. xD
      A może się kiedyś za to zabiorę. Zbiję miliony na tym poradniku. :D Ale pamiętaj, że ty musisz mi pomóc :P
      Ja na razie też jakoś nie mogę sobie jej wyobrazić.
      Ufff, to dobrze. Bo jak go dodawałam to męczyło mnie to, że jakiś taki bez uczuć wyszedł. Ale jednak się myliłam... Och, trzeba będzie niedługo pozbierać te kawałki w jedno. :P
      Dziękuję i pozdrawiam. :P Och, boję się ^^ :P

      Usuń
  2. Dobra, nie zapytam po raz kolejny, bo widzę, że zaprzeczasz... Ale i tak uważam, że jakąś tam kosę chowasz w szafie.
    Sprytny i okrutny Gabryś. Ale też jakiś niedowidzący... Trzeba być ślepym, żeby od razu nie zauważyć, że Cinny kocha Quinna! W każdym razie, Gabryś trochę przesadził. Może sobie być tym złym i tak dalej, ale Quinna się NIE TYKA! Ty nie masz sumienia, wykończysz ich w końcu! xd Zresztą, ty już to prawie zrobiłaś, pewnie teraz żyją na resztkach paliwa zwanego "nadzieją". A Cinny, biedna, teraz będzie się obwiniać o ranę Quinna... Lubisz ich niszczyć, co? :(
    Kochany Haymitch znów musi coś naprawić. Biedny, pewnie nie śpi po nocach, próbując wymyślić plan odbicia trybutów... Niestety, nie wszystko da się naprawić taśmą klejącą. :/
    Btw, wydaje mi się, że Paylor knuje coś złego. Chyba o tym wspominałam... albo... no nie wiem.
    Och, i jeszcze ta dziewczyna! Nie mam zielonego pojęcia kim jest, oświecisz mnie? :D Chyba ma coś ważnego do przekazania. Z tego co widzę, Haymitch uważa ją za ładną... Oj, Hay, tylko uważaj na rączki, żeby pod wpływem alkoholu nie zaczęły latać za blisko niej. ;_;
    Bogowie, Sandro, ten rozdział nie był sztywny! xD Uwierz w siebie dziewczyno! Piszesz świetnie i ten rozdział nie odstaje od innych w żadnym stopniu. Być może jest nawet lepszy od poprzedników. :P
    To ja wracam do czytania książki na którą czekałam rok, kupiłam we wtorek, a czas na czytanie jej mam dopiero dzisiaj. ._.
    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buhahaha xd Wiedziałam, że będziesz chciała zapytać o tę kosę. :P
      Gabryś musiał Cinnybel zmusić do roboty dla niego. A że miał pod ręką Quinna i uczucie Cinny do niego no to to wykorzystał xD Co do mojego sumienia, to odzywa się i mówi nie, ale jakoś tak musiałam to napisać. Męczyła mnie ta scena z Quinnem przez całą wycieczkę do Niemiec. Więc po prostu nie miałam wyboru. I owszem, będzie się obwiniać. :P
      Ten to ma najwięcej roboty. Lata tu i tam. Nie dość, że musi odbić trybutów to jeszcze zadbać o to, aby Paylor się nie dowiedziała i porywacze nie zniszczyli Panem. xD
      Popiszemy, zobaczymy ^^ Paylor to dziwna osoba i nw co z nią zrobić... ale coś wymyślę.. :P
      To nowa postać. Nie wiem jeszcze czy będzie w kolejnym rozdziale, ale powinna się tam znaleźć. Wtedy powinno się wszystko wyjaśnić co do niej.
      A Haymitch będzie uważał! :D Nie pozwolę mu jej tknąć tak szybko... oj nie, nie :D
      Buhahaha xD Dzięki <3 Po prostu nawet nieźle mi się go pisało, ale chodzi o to, że jak go potem czytałam to wydawał mi się właśnie taki sztywny :D
      Uuuu... To miłej lektury :)
      Ściskam ;*

      Usuń
  3. Moim zdaniem powinnaś uciekać, bo ja Cię dorwę. Jak mogłaś zrobić coś takiego mojemu Quinnowi?! ;__;
    (co oczywiście nie zmienia faktu, że rozdział jest napisany fenomenalnie i wcale nie wyszedł sztywny!)
    Rozwaliłaś moje serce i psychikę :') Biedny Quinn, biedna Cinny...
    No i Haymitch. Szkoda mi go, wszystkim musi się zająć i bardzo martwi się o trybutów. Jestem ciekawa kim jest ta kobieta? Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki ją opisałaś.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny!~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, to ja już znikam xD
      Dzięki <3
      Taki był zamiar. Porozwalać wasze serca :D Nie, no żartuję xd To miało na celu zmuszenie Cinny do poddania się woli Gabrysia. :D
      Haymitch przechodzi ciężki okres. Nie zdziwmy się, gdy będzie trochę więcej pił :D
      To się cieszę ^^ Ta kobieta odegra dość ważną rolę :P
      Pozdrawiam! ;3

      Usuń
  4. Po pierwsze- mam wrażenie, że Quinn i Cinnybel powinni zamienić się miejscami. Ale skoro już było jak było, to mogła odmówić (wiesz, jak nie lubię Qinna).
    A na marginesie, takie sytuacje są genialnym argumentem za tym by się nie zakochiwać XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buhahaha xd Mogła, ale trochę dramatyzmu musiałam dać. :D I wiem, jak go nie lubisz :D A poza tym to kogo ty lubisz? Bo prawie każdy lubi Quinna :D
      Heh xd Możliwe ^^
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Shadow (ale ją zechciałaś zabić) i Haymitch

      Usuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)