piątek, 31 października 2014

Część druga: Rozdział 4

-Słucham?! - krzyknął oburzony. - Jak to nie dojechali?
Dziewczyna podniosła ręce w geście obrony.
-Spokojnie, staruszku. Nasi ludzie mieli problem z dostaniem się do tych najdalej oddalonych dystryktów. I niestety, ale Cole nie żyje - Katniss spróbowała powiedzieć mu to spokojnie i bez nerwów.
Haymitch zrobił wielkie oczy. To niemożliwe. Cole był jednym z jego bardziej zaufanych ludzi. Nawet lubił gościa, który był naprawdę miły i wykonywał wszystkie rozkazy bez marudzenia. Strata takiej osoby mogła się równać zawaleniu całego systemu.
-Co się stało? - zagrzmiał wzburzony mentor.
-Cole bronił naszego sekretu. Strażnicy Pokoju chcieli przeszukać pociąg, którym jechali. Do wagonu, w którym siedzieli nasi ludzie Strażnicy zajrzeli i poszli dalej, ale jeden z nich postanowił dokładniej się rozejrzeć. Cole musiał go zabić, ponieważ ten mężczyzna pewnie przekazałby naszych w ręce Paylor. Wszystko byłoby okay, gdyby Strażnik przed śmiercią nie zdążył ugodzić Cole'a nożem w serce - Everdeen przeczesała nerwowo dłonią włosy.
Abernathy pokręcił głową. Nie mógł w to uwierzyć. Jedenastka została bez zwiadowcy. Oni zostali pozbawieni jednego z najlepszych. Jeden z jego dobrych znajomych przeszedł na drugą stronę.
Ogarnięty frustracją i gniewem uderzył pięścią w stół. Miał ochotę coś rozwalić. Nie! Jeszcze lepiej, upić się do nieprzytomności. Wzrokiem powędrował do półki, na której zostawił butelkę whisky. Po dłuższym namyśle zrezygnował z tego pomysłu. Nie przyda się nikomu, gdy będzie pijany w pień.
-Poinformuj Levy, że gdy skończy przeszukiwać Trzynastkę, musi się jak najszybciej zająć Jedenastką. Powiedz jej, że ma się przyłożyć - rozkazał mężczyzna, siadając na biurku.
Levy, mieszkanka Dystryktu 10, bardzo sympatyczna kobieta. Ale gdy się ją wkurzy lepiej uciekać jak najdalej. Trochę roztrzepana dwudziestokilkuletnia dziewczyna, która wie czego chce, lubi dyskutować i rządzić. Jako żołnierz, wypełnia wszystkie rozkazy, lecz zawsze trzeba jej podkreślić wagę misji i powtórzyć, że musi się do tego przyłożyć. Haymitch poznał ją przez Plutarcha, ponieważ dziewczyna była jedną z najzagorzalszych zwolenników rebelii. Dlatego postanowił poprosić ją o pomoc.
-Przekażę jej. Ale to nie jedyny problem, Haymitch - rzekła Katniss.
Mężczyzna podniósł na nią wzrok. Nie spodziewał się niczego innego, gdy obejmował dowodzenie grupą, którą sam zorganizował, ale strasznie go to wszystko męczyło. Ciągłe ukrywanie swoich planów, wszystkie problemy i przeciwności losu pozbawiały go sił. Nie poddawał się tylko dlatego, że tak naprawdę polubił dziewczynę Vaughtów i nie chciał jej tam zostawić. Nie chciał zostawiać tych dzieci na pastwę okrutnego i bezwzględnego Gabriela Lawrence'a.
-Co jeszcze? - warknął, przeczesując niesforną czuprynę blond włosów.
Potarł swój podbródek, czując pod palcami dwudniowy zarost. Westchnął ciężko. Nie miał czasu pomyśleć o sobie.
-Haymitch, poznaj Arię Lostel. Ario, to Haymitch. Jak widzisz jest tak nieprzyjemny jak ci opowiadałam - Katniss uśmiechnęła się złośliwie do swojego byłego mentora, a teraz bliskiego przyjaciela.
Abernathy skinął głową nowo poznanej kobiecie.
-Everdeen, bądź tak uprzejma i przejdź do rzeczy. Jestem zbyt zmęczony na kłótnie - powiedział.
Zaskoczona tym wyznaniem Katniss dopiero po chwili zaczęła mówić.
-Aria jest lekarzem. Została dzisiaj wezwana do prezydent Paylor. Najbliższy Strażnik pani prezydent zachorował na dziwną chorobę, ale mniejsza o to. Najważniejsze jest to, co usłyszała Aria. Paylor dyskutowała ze swoimi doradcami i strażnikami o nas. Jej ludzie głosują za tym, aby wtrącić nas wszystkich do więzienia, bo uważają, że działamy przeciw państwu - zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu panna Everdeen.
Haymitch przeklną siarczyście.
Po prostu początek nie nastraja pozytywnie na dalszą przyszłość.
-Naprawdę tak było? Proszę cię, kobieto, powiedz, że nie. Wtedy będzie o wiele łatwiej - postukał szczupłymi palcami w biurko.
-Przykro mi, ale to co mówi Katniss jest prawdą. Musicie się strzec, bo to naprawdę nie przelewki - przemówiła Aria głosem wysokim i spokojnym.
Abernathy zerwał się z krzesła i pociągnął z butelki łyka. Musiał się napić, ponieważ zaczęły trząść mu się ręce.
Nie wiedział jaki będzie jego następny ruch, ale jednego był pewien. Jego celem nadal pozostaje uwolnienie trybutów. Paylor nie może się o niczym dowiedzieć. Gdyby stało się inaczej, był pewien, że przepłacą to życiem.

 ~***~

Pierwszy raz od kilku dni opuściłam podziemie. Wiedziałam, że Quinn jest pod dobrą opieką Shadow i Venus, więc mogłam spokojnie wykonać swoje zadanie. Podczas rozmowy z Gabrielem wiele razy powtarzał, że jeżeli się nie przyłożę lub coś pójdzie nie tak z mojej winy, na cierpieniu Quinna się nie skończy. Bałam się ich tutaj zostawiać, ale nie miałam wyboru.
Razem z Hunterem i trzema innymi mężczyznami wchodziliśmy po schodach na górę. W połowie usłyszeliśmy czyjeś krzyki za nami. Wszyscy odwróciliśmy się zaskoczeni. Za nami biegł jeden z żołnierzy, ciągnąc za sobą nieźle wkurzonego Flassa. Gdy dogonili nas mieli niezłą zadyszkę.
-Gabriel kazał wam zabrać ze sobą tego chłopca - wysapał strażnik i popchnął Flassa w naszą stronę, a sam oddalił się szybko.
Wściekła popatrzyłam na nowo przybyłego.
-Co on tu robi? - wysyczałam.
-Uwierz mi, Vaught, sam nie jestem zadowolony, że tutaj jestem - wymamrotał. - Ale nie tylko ty masz uwięzionych przyjaciół, których trzeba uratować.
Zaniemówiłam. Autentycznie zabrakło mi słów. Nie spodziewałam się, że ten okrutny chłopiec potrafi dbać o przyjaciół. Nie tak wyobrażałam sobie mojego wroga w tym miejscu. Założyłabym się o własną rękę, że Flass prędzej dołączy do Gabriela i jego mafii niż zacznie przejmować się sytuacją swoich sojuszników. Zaskoczył mnie tym.
-On ma ci pomóc zlikwidować przeciwników - odparł Hunter.
-Nie zgadzam się - powiedziałam.
-Tutaj nie ma miejsca na twoje zdanie - wycharczał jeden z mężczyzn i popchnął mnie w górę schodów za swoim kolegą.
Gdy postawiłam pierwsze kroki na trawie, poczułam się szczęśliwa. Oddychanie świeżym powietrzem i oglądanie czystego nocnego nieba w ciepłą noc to była najpiękniejsza rzecz, jakiej mogłam doświadczyć w ostatnich dniach.
Nie mogłam długo nacieszyć się tym stanem, ponieważ od razu przygniotły mnie wyrzuty sumienia, że ja tutaj delektuję się chwilową swobodą, a oni na dole są zamknięci i uwięzieni.
Zgarbiłam się lekko pod ciężarem odpowiedzialności. Na moich barkach spoczywało życie dokładnie sześciu osób plus moi przyjaciele. Nie wiedziałam co miałabym zrobić by wszystkich uchronić od śmierci.
Skierowaliśmy się do lasu. Szliśmy szybkim żwawym krokiem wąską ścieżką. Nie próbowałam uciekać, ponieważ wiedziałam, że któryś z towarzyszących nam mężczyzn może w każdej chwili przekazać Gabrielowi, że uciekłam, a wtedy moi najbliżsi mogli pożegnać się z życiem.
Powoli zbliżaliśmy się do skraju lasu. Między drzewami widziałam cienie budynków biedniejszej dzielnicy, a w oddali masywne składy drewna. Nabrałam pewności, że znajdujemy się w Dystrykcie 7, który para się drewnem. W ciemną noc niewiele było widać, ale gdzie nie gdzie przy ścianie jakiegoś domu widziałam błysk siekiery. Zatęskniłam za znajomym ciężarem tej broni, ale odgrodziłam się od tego uczucia grubym murem, ponieważ siekiera to śmiercionośny przedmiot, a ja ze śmiercią chciałam mieć jak najmniej do czynienia.
W miejscu, gdzie drzewa się kończyły, a zaczynała się dróżka wiodąca między zapuszczonymi domami przystanęliśmy.
-Hunter, Flass i Cinnybel idziecie wypełnić misję. My niestety nie możemy iść z wami, ponieważ tak duża grupa może narobić hałasu, a poza tym mamy rozkazy. Poczekamy na was w tym miejscu. Macie godzinę - powiedział mężczyzna, po którym było widać, że jest wyższy rangą.
Pokiwaliśmy głowami i ruszyliśmy w miarę cicho po żwirowej drodze. Otaczały nas obrzeża jedynego miasta w tym dystrykcie. Wokół walały się różne śmieci, a okolica pachniała bardzo nieprzyjemnie. Mieszkała tutaj najwidoczniej najniższa klasa społeczna, która służyła za tanią siłę roboczą. Większość domów była z drewna, nieliczne lśniły metalicznym blaskiem. Ściany domostw niebezpiecznie chyliły się ku ziemi. W jednym oknie zauważyłam świecę, przy której ktoś siedział i czytał książkę. Na szczęście nie zwrócił na nas uwagi.
Dla zwykłych mieszkańców Kapitolu taki stan materialny byłby nie do pomyślenia, ale ja już od pewnego czasu nie czuję się jak mieszkanka stolicy. Igrzyska i sytuacja, w której teraz się znalazłam zmieniły mnie na zawsze i już nigdy na pierwszym miejscu nie będę stawiać wyglądu i przedmiotów. Oglądając otoczenie uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nigdy nie byłam prawdziwą Kapitolianką. Nie interesowały mnie ekstrawaganckie ciuchy, zwariowany i oryginalny wygląd, dla mnie ważna była rodzina. Wyróżniałam się na tle rówieśników, którzy i tak nie dostrzegali mojej inności.
Przechodząc do kolejnej dzielnicy widziało się znaczną różnicę. Domy były bardziej zadbane i czyste. Tutaj zauważyłam, że zaczynano jakieś prace nad polepszeniem życia tych biednych osób, ale podejrzewałam, że to raczej z inicjatywy nowego burmistrza niż Paylor.
-Dokąd idziemy? - zapytał Flass.
Hunter rzucił mu spojrzenie, które mówiło, że ma mówić ciszej.
-Dostaliśmy cynk, że grupa osób, które mamy zabić, mają dzisiaj spotkanie. Poza dwoma osobami - odpowiedział.
-Dasz nam jakąś broń? Jak my się mamy bronić? - wyszeptałam.
Spod skórzanej kurtki wyciągnął długi sztylet i podał mi go. Flassowi trafił się mniejszy, ale ostrzejszy nóż.
-Po akcji musicie mi je oddać - powiedział Hunter, głosem nieznającym sprzeciwu.
-Naprawdę uważasz, że zabicie tych ludzi jest konieczne? - przygryzłam wargę, strasznie rozdarta.
Chłopak wyglądał jakby wahał się, wymyślając odpowiedź.
-Rozkazy to rozkazy - odprał jakoś nieprzekonująco.
Gdy w końcu doszliśmy do pierwszego domu, zastaliśmy ciszę. Był to strasznie mały, jednopiętrowy domek, stojący na uboczu. Zakradliśmy się do tylnych drzwi. Były niezamknięte. Flass parsknął i wszedł do środka. Hunter przekroczył próg, ale ja stałam niezdecydowana przed drzwiami. Nie chciałam tam być, nie mogłam zabić niewinnego człowieka.
-Cinnybel, rusz się - wyszeptał.
Przełknęłam głośno ślinę i powoli wkroczyłam do nieznanego domu.
Był zagracony, musiał mieszkać tutaj jakiś samotny czterdziestolatek. Wszędzie walały się ciuchy i butelki. Śmieci piętrzyły pod ścianami. Domostwo składało się z kuchni połączonej z salonem i małego pokoju obok. Flass właśnie zaglądał do izby, gdy zobaczył coś co go usatysfakcjonowało, skinął na nas i wszedł do środka. Wkroczyliśmy za nim. Ujrzeliśmy pomieszczenie, gdzie stała szafa i łóżko. Na materacu leżał tak jak przewidywałam mężczyzna około czterdziestki. Gdy popatrzyłam na jego spokojną twarz. Zamarłam. Nie mogłam uwierzyć, że mamy go zabić. W jakiś sposób odebrałam to osobiście. Gdy tak przyglądałam się pogrążonemu we śnie człowiekowi moim sercem wstrząsnął żal. Czułam się jakbym była plutonem egzekucyjnym, przed którym postawiono Haymitcha. W życiu nie podniosłabym na niego broni. Nie chciałam go zabić, musiałam jakoś uratować go przed śmiercią.
-Nie róbmy tego - wyszeptałam gorączkowo.
Flass uniósł tylko brwi i stanął nad mężczyzną z nożem.
-Chyba nie zamierzasz zabić niewinnego człowieka - powiedziałam.
Hunter tylko stał cicho pod ścianą, nic nie mówiąc. Mój wróg numer jeden po prostu wzruszył ramionami i bez zbędnych ceregieli wbił nóż w serce mężczyzny. Krzyknęłam głośno i chciałam podbiec zbić Flassa na kwaśne jabłko za to, że zabił Haymitcha.
Zamrugałam zaskoczona i znieruchomiałam. To nie był Haymitch, to był jakiś nieznajomy człowiek. "Ale to mógł być Haymitch" - szepnęła moja podświadomość.
Wściekła na siebie, na nich i na swoją wyobraźnie wymaszerowałam z tego domu.
U kolejnej osoby nawet nie wchodziłam do środka. Próbowałam przekonać chłopaków, aby zostawili tych ludzi w spokoju, ale Flass wszedł i po kilku chwilach wyszedł wycierając mokry nóż o spodnie. Wtedy dziękowałam, że było ciemno.
Gdy skierowaliśmy się do domu, gdzie miały być nasze cele, postanowiłam, że nie dam chłopakom zabić tych ludzi. Owszem, byłam na igrzyskach, ale przecież walczyłam tam o życie, a nie uczyłam się jak być zawodowym mordercą. Nie rozumiałam myślenia Gabriela, który w tym momencie wydawał mi się najgłupszym człowiekiem w okolicy.
Wiedziałam, że skierowaliśmy się w stronę wioski zwycięzców, co wskazywały drogowskazy, więc zaczęłam się modlić, aby Johanna Mason była u siebie w domu, choć ostatni raz widziałam ją była w Kapitolu, ale może już wróciła.
Mogłam koniecznie potrzebować jej pomocy.






Nowy rozdział jest, choć jestem niezadowolona z waszej chęci komentowania, ale wiem, że mam dla kogo pisać i będę nadal to robić. :D
Wena nie chciała przyjść i dopiero w środę zaczęłam pisać rozdział, ale na szczęście coś wymyśliłam. Tak naprawdę nic ciekawego się nie dzieję, ale poznajemy Arię. Aria - nowa postać, jeszcze będą z niej ludzie. xD Mam wobec niej jakieś tam plany. :P Cóż w tym rozdziale nie było na szczęście tak dużo brutalności i okrucieństwa, ale to nie znaczy, że tortury się SKOŃCZYŁY xD Przecież mnie znacie.... :P
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie i ciepło w te zimne dni. Życzę miłego dnia Wszystkich Świętych. :P
Niech los zawsze Wam sprzyja! ;3


11 komentarzy:

  1. LEEEVYYYY~♥
    Niesamowity rozdział, zwłaszcza ta akcja z Cinny na końcu. Szczególnie spodobał mi się sposób, w jaki opisałaś jej uczucie, że nigdy nie była prawdziwą lafiryndą z Kapitolu.
    Dlaczego tortury się jeszcze nie skończyły? Mam nadzieję, że nie chcesz kupić tej kosy z Ikei... xD
    Pozdrawiam i czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, skarbie xd Postać dedykowana tobie xd jesteś jedną z moich pierwszych czytelniczek! :D Należy ci się :D I cieszę się, starałam się opisać ją w jak najlepszym świetle. :P
      A wiesz, że zastanawiam się nad jej kupnem? :P
      Pozdrawiam i dziękuję ;*

      Usuń
  2. A co tam, powtórzę się.
    SERIO
    SERIO
    PRAWIE ZAWAŁU DOSTAŁAM
    Z tą sceną z zabijaniem przesadziłaś. Myślałam, że na serio tam leży Haymitch. Na szczęście (albo i nie) był to ktoś inny. Szczerze, to nie wiem jaki cel miał w tym wszystkich Gabryś. Jacyś przeciwnicy szefa Gabriela/zdrajcy szefa Gabriela?
    Dlaczego Flass? Czyżbyś miała zamiar ich pogodzić? To w sumie byłoby zabawne, gdyby ta dwójka nagle zaczęła ze sobą współpracować. Ale co tym dziwnego, teraz siedzą w tym samym bagnie, więc raczej współpraca jest wskazana. :)
    O Arii wiem już wszystko :") (Czy czujesz ten sarkazm?)
    Nie będę się rozpisywać, bo nie mam zbytnio czasu. :x Ale wolałam coś zostawić. :P
    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi ;c
      Bo miałaś tak myśleć :P To miało do was trafić xD Co do Gabriela to nikt nie może być niczego pewny... on ma takie motywy, których nikt się nie spodziewa. Po części przez swojego szefa :P I owszem, to są ludzie, którzy narazili się jego szefowi.
      Nie, nie mam takiego zamiaru. To by było niegodziwe z mojej strony :P
      Owszem, czuję :P Ale tak ma być :P Choć.. mogłabym ci coś powiedzieć, ale ja nie mam pojęcia co zrobię z nią dalej.. .tylko jeden fakt jest pewny... ale tylko jeden :P
      Dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Kochanie moje, ty wiesz, że jam leniwa i po prostu co 62837827373802727 rozdział komentuję. Ale jak mi tu piszesz, że nie ma dla kogo pisać, to się we mnie gotuje normalnie. Masz pisać! Dla mnie!

    Anyway. Rozdział cudny, piękny i w ogóle to chyba się rzucę z mostu w rozpaczy, bo tortury się nie skończyły. Oczywiście chodzi mi o rzucenie się z mostu w zachwycie dla twojej twórczości xD Z pieśnią pochwalną dla ciebie na ustach... :D

    I tak sobie myślę... doszłam do wniosku, że chcesz, żebym dostała zawału, serio. W tym momencie, kiedy wchodzą tam do domu, zamknęłam oczy i przewinęłam w dół, żeby nie patrzeć xD W końcu nie wiem, co tam było, ale na pewno kogoś zabiłaś. I nie chcę czytać, więc... to nie Haymitch, błagam, powiedz, że to nie on...!

    Aria jest przecudowna już teraz, mogę lubić za samo imię xD Czytałaś albo oglądałaś PLL? :D Chcę wiedzieć, co jej siedzi w głowie *_______* Teraz, już!

    Życzę ci dużo weny, cieplutkiego domciu, czasu i w ogóle najlepszego ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałaś nowy u Loksa?
      Jeśli tak, to z grzecznosci zapytam - idziesz ze mną spalić piekłoi?

      Usuń
    2. Och, bo się rozpłaczę ;c Ale oczywiście, będę dla ciebie pisać :P Dziękuję :D

      Buhahaha xd Rozumiem. xD Spokojnie, te tortury nie będą aż takie straszne. Jak już mówiłam tylko jeszcze ktoś zginie i będzie okay. :D Chyba... że coś jeszcze wymyślę :P

      To nie był on. Cinnybel myślała, że to mógłby być on. Ciężko jej było przeżyć to, że zabili niewinnego człowiek w wieku Haymitcha, który mógłby być Haymitchem. :P

      Owszem, też mi się podoba to imię. :P I nie nie czytałam ani nie oglądałam :P Buhahaha :D

      Dziękuję i wzajemnie :P
      ********************************
      Widziałam *-* O jacie... przeżywam to cały dzień. Oczywiście, że idę z tobą, siostro. Zawsze i wszędzie. A poza tym jak ona mogła? :O Biedna Sof... ;c Lisico, skarbie, bierzmy za widły i idziemy! :D
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  4. Hej :)
    Rozdział wcale nie taki krótki, ale wiesz, że wolałabym więcej. Największym zaskoczeniem dla mnie jest ta domniemana współpraca Cinny i Flassa. Niby rozumiem, że obydwoje są do tego zmuszeni przez Gabriela i jadą na tym samym wózku, ale nigdy bym się czegoś takiego nie spodziewała. Powiem Ci, że potrafisz człowieka zaskoczyć ;P
    W momencie, w którym czytałam słowa "za to, że zabił Haymitcha. " moje serce stanęło na chwilę, ale potem uświadomiłam sobie, że to niemożliwe. Tak po prostu nie mogło się stać i kolejne zdania już mnie trochę uspokoiły. Jeżeli można powiedzieć, że śmierć kompletnie nieznanej osoby może w jakikolwiek sposób uspokoić.
    Cinny chce udaremnić zabijanie? No to trzymam za nią kciuki, oby jej się udało, chociaż łatwe to nie będzie.
    Znalazłam jedną wadę rozdziału - nie było Quinna. I to chyba tyle :P
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bry ;3
      Oczywiście, że potrafię, a ty wiesz o tym najlepiej :D Co do współpracy to nadal nie. Owszem, muszą ze sobą przebywać teraz, ale raczej to się nie skończy dobrze. :P
      Nie, nie mogło. W życiu nie zabiłabym go. To mój ukochany pijaczyna. Byłabym na siebie wściekła, gdybym to zrobiła. xD
      Ja też xd Musi się udać :P
      Buhahaha xd Spokojnie, w przyszłym rozdziale chyba go nie będzie, ale może za dwa tygodnie? :D
      Pozdrawiam i dziękuję ;*

      Usuń
  5. Nie jestem najlepsza w pisaniu dlugich komentarzy ale się postaram bo warto. No więc siostra pokazala mi twojego bloga.od pierwszych dwoch zdań zakochałam sie w nim. Ty powinnaś wydać jakąś książke. No to tak na poczatek było. :) No tak zakochałam się w Qinnie *.* kocham go. Proszę cie uwolnij ich jak najszybciej. Nie mogę czytać gdy oni cierpią. Wiem moze to co napisałam jest dziwne ale na serio. Haymitch kocham go pijaczek kochany .Katniss i Peeta awww. Dobra kończą moje wypociny i tak pewnie tego nie przeczytasz. Z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdział. Buziaki dla CB :***. /Asza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo... czyżby nowa osoba? :D Witaj, skarbie w moim skromnym królestwie. Cieszę się, że ci się podoba. Podziękuj siostrze xd
      Ja wydać książkę? :D Trochę to śmiesznie brzmi, ale to jedno z moich największych marzeń. :P
      A kto nie kocha Quinna? :D To moje kochane dzieciątko. <3 Co do uwolnienia ich... to powinno nastąpić niedługo.. chociaż... nie wiem jeszcze :D
      Och, piąteczka, kochana! Haymitch to jeden z moich ulubionych bohaterów. <3 Niezbyt lubię Katniss i Peetę, ale cóż muszą tutaj być. xD
      Dlaczegóż bym miała tego nie przeczytać? :P Każdy z moich czytelników jest ważny, a gdy zobaczyłam komentarz od ciebie zaczęłam się szczerzyć jak szalona. Uwielbiam poznawać nowe osoby. :D
      Pozdrawiam i całuję ;*

      Usuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)