-Czego chcesz? - powiedział niezbyt uprzejmie kat.
-Żądam raportu. Widzę wszystko na monitoringu, ale nie tak się umawialiśmy. Miałeś przychodzić tutaj i zdawać mi szczegółową relację - spokojnie wyraził się przywódca.
Mężczyzna westchnął i usiadł na skórzanym fotelu przy biurku jego szefa.
-Wybacz, ale ta dziewczyna sprawia masę problemów - odparł rzeczowo zastępca.
Druga osoba w tym pomieszczeniu wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Gabrielu, nie zapominaj kim ona jest. I nadal się dziwię, że tak pobłażliwie ją traktujesz - rzekł szef.
Na twarzy Gabriela odmalowało się zaskoczenie.
-Ale przecież to... - nie dokończył, ponieważ ciemnowłosy mężczyzna uderzył pięścią w biurko.
-Nawet tego nie wypowiadaj. Jeżeli ta suka się nie słucha to po prostu rób z nią co chcesz. Ma wykonywać moje i twoje rozkazy, rozumiesz? - warknął.
Gabriel kiwnął głową.
-Jakie są kolejne zadania do wykonania? - sługa nie dał po sobie poznać, że jest wściekły, ponieważ nienawidzi jak ktoś mu rozkazywał.
-Moje wskazówki brzmią następująco. Musimy zrobić wszystko by rozwścieczyć Paylor i doprowadzić do konfrontacji. Wtedy przejmiemy władzę.
-A co z porwanymi trybutami? - zapytał Lawrence.
-Gabrielu, nie spodziewałem się po tobie tego pytania. Ale myślę, że zrób z nimi co chcesz, ważne aby zmusili panią prezydent do działania. Równie dobrze, gdy nie będą nam już potrzebni możesz ich wszystkich pozabijać. Nie zależy mi na nich.
W głowie zastępcy kłębiło się od myśli. Uważał się za najgorszą osobę na świecie i uważał, że nie ma sposobu by stał się lepszy, więc się nie starał, ale patrząc na postępowanie jego szefa nie wierzył, że człowiek może tak postąpić.
-Coś jeszcze? - zapytał Gabriel chcąc jak najszybciej stamtąd wyjść.
Kiedyś przyjaźnił się z tym mężczyzną, ale to było za czasów Snowa. Teraz jego przyjaciel stał się bezduszną istotą, nawet Gabriel tak uważał, a on jako kat mógł się uważać za najgorszego z najgorszych.
-Możesz odejść. Ale pamiętaj, cel przede wszystkim. Wszystko co nas otacza i rozprasza jest niczym. Najważniejsze to obalenie rządów Paylor - odprawił go machnięciem ręki.
Lawrence zerwał się z fotela i wyszedł jak najszybciej, wiedząc, że nie może okazać złości w obecności przywódcy ruchu oporu.
~***~
Zaniepokojonym wzrokiem obrzuciłam otoczenie. Staliśmy niedaleko jedynego domu w Wiosce Zwycięzców, z którego okien sączyło się przyjemne światło. Domostwo wyglądało jakby zapraszało przybyszy do swojego wnętrza, aby ich ogrzać i nakarmić. Ciemność przeszkadzała mi w dostrzeżeniu pełnego piękna tego mieszkania, ale wiedziałam, że wygląda naprawdę niezwykle. Czasami ktoś z Kapitolu wykaże się prawdziwym talentem i ślicznie wykona zlecony mu projekt. Tak było w przypadku Dystryktu 7, któremu trafiła się chyba najładniejsza Wioska Zwycięzców w historii.
Spojrzałam na moich towarzyszy. Na ich twarzach malował się stoicki spokój i błoga nieświadomość, że właśnie czekają na odpowiedni moment, by pozbawić życia aż czterech niewinnych osób.
-Wchodzimy - skinął głową Hunter i po cichu zaczął się zbliżać do tylnych drzwi.
Flass bez zastanowienia pobiegł za nim, a ja dopiero po dłuższej chwili wahania podążyłam za nimi.
Miałam strasznie złe przeczucia. Wiedziałam, że ktoś jeszcze dzisiaj zginie. Kto? Możliwe, że zdecydowanie o odpowiedzi na to pytanie została przykazana mi. Wszystko zależało od tego, czy Johanna jest w pobliżu. Jeszcze lepiej by było gdybyśmy właśnie próbowali się włamać do jej domu.
Hunter mocował się z tylnymi drzwiami. Na moje szczęście były zamknięte na trzy spusty. Niestety, ale ten głupek Flass od razu dostrzegł otwarte okno. Przeszliśmy przez nie z niemałymi problemami.
Stanęliśmy w przestronnej kuchni. W lekkim blasku dochodzącym z pobliskiego pomieszczenia, ujrzałam w ciemności błyski metalowych urządzeń. Nie miałam czasu dłużej się przyglądać, bo chłopcy od razu popędzili do ścian obok drzwi. Dyskretnie wychylali się i badali sytuację w salonie.
Przeanalizowałam wszystkie za i przeciw. Bez jakichkolwiek emocji na twarzy, podeszłam trochę bliżej drzwi. Widząc, że Hunter szukał czegoś po kieszeniach, a Flass czyścił swój nóż o rękaw bluzy, jak największym pędem rzuciłam się do pokoju obok.
Wbiegłam do dużego salonu. Zatrzymałam się z trudem obok kanapy i spojrzałam na mężczyzn siedzących przy wielkim dębowym stole. Wpatrywali się we mnie wielkimi zaskoczonymi oczyma. Ich reakcja była jak najbardziej zrozumiała, ale ja oczywiście nie przewidziałam takiej możliwości. Wszyscy wstali i trzech mężczyzn zaczęło do mnie mierzyć z rewolwerów. Kolejny mężczyzna i kobieta wyszli i zaraz wrócili z moimi towarzyszami, którzy naprawdę wściekli łypali na mnie groźnymi spojrzeniami. Powoli uniosłam ręce do góry i uśmiechnęłam się uspokajająco. Otwierałam usta, aby coś powiedzieć, lecz jedna z naszych niedoszłych ofiar, syknęła ostro:
-Nie odzywaj się. Ja tutaj będę zadawał pytania. Kim jesteście i co tutaj robicie?
Hunter mocno uderzył mnie w ramię i wyszeptał:
-Trzeba było bardziej na ciebie uważać. Już jesteśmy martwi.
-Zadałem pytanie - wykrzyczał blondynek.
-Jejku, proszę pana, spokojnie. Ja tu właśnie was uratowałam i zepsułam im akcję, a pan mi takie coś urządza? - straciłam cierpliwość, ponieważ do osób cierpliwych na pewno nie należę.
Zebrani spojrzeli jak na mnie jak na wariatkę. Klęłam się w myślach, ponieważ totalnie nie przemyślałam tego zachowania. Przecież oni tutaj mieli tajne spotkanie, na które wtargnęli nieznajomi ludzie. Każdy od razu bez wahania strzelił by kulkę w łeb. Pokręciłam głową.
-Dziewczyno, dobrze się czujesz? - zapytała jedyna kobieta poza mną w tym towarzystwie.
Zachwiałam się lekko i musiałam usiąść by nie upaść. Przełknęłam mdłości i przyłożyłam rękę do czoła. Miałam podwyższoną temperaturę ciała, a do tego głowa zaczęła mnie boleć. Tylko nie to!
-Nic mi nie jest - starałam się ukryć drżenie w swoim głosie, ale przy ostatnim słowie trochę się załamałam.
Chwiejnie wstałam i spojrzałam w lufę pistoletu wycelowanego prosto w moją głowę. Nie miałam pojęcia w jakie bagno się wpakowałam, ale przybrałam maskę obojętności.
-Nie odpowiedzieliście na moje pytania - warknął blondyn, który najwidoczniej był tutaj przywódcą.
-I nie mamy zamiaru odpowiadać - wyszeptał Flass i rzucił się na najbliższego mężczyznę.
Przywdział go sobie jako tarczę, a nóż umieścił między jego łopatkami. Hunter rzucił się jego śladem i stanął za kobietą, przyciskając nóż do jej szyi. Ja po prostu stałam i walczyłam z zawrotami głowy. Czułam się jak na porządnej dawce morfaliny. Nawet oczekiwałam, że przed moimi oczami pojawią się różowe pegazy, pół-świnie, pół-psy, które wymyśliły dzieci z dystryktów, by mieć z czego się śmiać w tych okrutnych czasach.
Reszta mężczyzn w tym pomieszczeniu stanęła przede mną, celując do mnie z broni.
-Jesteście tego świadomi, że gdy ich zabijecie ona zginie? - wycedził blondyn.
Dlaczego zawsze, gdy ja próbuję ratować świat nie wychodzi mi? Czułam się zrozpaczona, bo nie widziałam żadnego światełka w tunelu.
Flass zaśmiał się.
-Strzelajcie, ona nie jest nam potrzebna. A poza tym już za wiele nam namieszała - powiedział i mocniej przycisnął nóż do pleców mężczyzny, który pod wpływem nacisku jęknął.
-Uspokój się Flass. Gdy ona zginie Gabriel nas zabije - wyszeptał Hunter, coraz bardziej zestresowany.
Na twarzach mężczyzn zaległo wielkie zaskoczenie, ale również zrozumienie. Przywódca małej grupki zacisnął zęby i spojrzał na mnie swoimi wielkimi brązowymi oczami, w których kryło się zadowolenie.
-A więc Gabriel Lawrence was przysłał? No, no... Toż to przecież mój przyjaciel - zaśmiał się cicho.
Przełknęłam z trudem ślinę, czując pulsowanie w głowie. Już teraz widziałam dziwne kolorowe mroczki wylatujące z lufy pistoletu, nadal skierowanej w moją stronę.
-Owszem, przysłał nas ze specjalnym zleceniem. Wszyscy bylibyście już martwi, gdyby nie ona - Flass podbródkiem wskazał na mnie.
Ledwo zaszczycili mnie spojrzeniem, ale ucieszyłam się z tego, bo nie czułam się najlepiej i pewnie nie wyglądałam na zdrową.
-Nie mogłam wam pozwolić zabić niewinnych ludzi, głupcy! - wykrzyknęłam i opadłam na kanapę, zupełnie pozbawiona sił.
-Skąd wiesz, że są niewinni? - warknął Flass.
-Nikt nie zasługuje na śmierć - rzekłam względnie spokojnie.
-Ty zasługujesz - powiedział.
Na chwilę straciłam oddech. Nikt nie powiedział mi nic równie okrutnego. Myślałam, że to Gabriel może ranić, ale on bardziej skupia się na bólu fizycznym, Flass natomiast uderzył w mój słaby punkt. W moich oczach pojawiły się łzy, a moje płuca z trudem próbowały spełniać swoją rolę. Zupełnie nie wiedziałam, dlaczego przejmuję się słowami swojego wroga, ale najwidoczniej moja psychika nie dała rady bronić się przed niemiłymi komentarzami rzuconymi w moją stronę.
-Dlaczego? - wyszeptałam, wiedząc doskonale, że właśnie okazałam słabość.
Roześmiał się nieprzyjemnym śmiechem.
-Jesteś chora, skażona. Twój uszkodzony gen jak i ty w ogóle nie powinien istnieć. Świat obszedł by się bez jednostek z usterkami, a poza tym mało kto wytrzymuje twoje prostackie i przemądrzałe zachowania.
Wściekłość ogarnęła mnie tak bardzo, że gorączka na chwilę zeszła na drugi plan, a ja podniosłam się.
-Nigdy więcej tak o mnie nie mów - wrzasnęłam i rzuciłam się na niego.
Odepchnęłam mężczyznę i powaliłam Flassa swoim ciężarem ciała. Mieliśmy niedokończone porachunki z areny i zamierzałam je dokończyć.
Splunęłam mu w twarz. Przycisnęłam ręce do jego gardła i jak najmocniej ścisnęłam. Miałam za mało siły, więc spróbowałam przemieścić całą masę swojego ciała, siadając mu na klatce piersiowej. Zza pasa wyciągnęłam nóż i przyłożyłam do szyi.
Czułam drżenie jego ciała. Myślałam, że drżał z powodu zimna lub powstrzymywał się od krzyku, ale on najzwyczajniej w świecie śmiał się.
-Z czego się śmiejesz? - warknęłam już na maksa rozjuszona.
-Czyżby święta Cinnybel chciała mnie zabić? - wyszeptał kpiąco.
-A żebyś wiedział - powiedziałam, ale moja ręka przy jego tętnicy zadrżała.
Do oczu napłynęły łzy, które zaraz spłynęły po mojej twarzy, a wściekłość zmieniła się w ból. Nie miałam siły go zabić. Doskonale wiedziałam, że gdybym teraz wysłała go na drugą stronę, męczyłabym się z tym przez długi czas. Do tego czułam jak choroba trawiła mój organizm. Głowa wydawała się być przygnieciona tysiącem kilogramów ołowiu, w której myśli próbują wydostać się na zewnątrz.
-Wahanie się jest pierwszym stopniem do śmierci, wiesz? - wymruczał Flass, który w ogóle się nie bronił.
Może uważał, że nie dam rady go zabić? Z rozterek wybawił mnie żeński głos.
-Co tu się dzieje, do cholery? Chłopcy, ale narobiliście mi tutaj bałaganu. Istny burdel w tym... Kim oni są? - padło pytanie.
Podniosłam głowę, ponieważ poznałam ten głos. Widok zasłaniał mi fotel, więc porzuciłam zemstę na Flassie i uniosłam się powoli na nogach. Na chwilę zawroty głowy zmąciły mi wzrok, ale gdy go odzyskałam prawie zawału dostałam ze szczęścia.
Patrzyłam właśnie na wyprostowaną i dumnie unoszącą podbródek Johannę Mason. Ta istota o krótkich ciemnych włosach, które dopiero odrastały, dała mi tyle radości jak nikt inny w ostatnim czasie. Gdy mnie zobaczyła jej oczy rozszerzyły pod wpływem wielkiego zdumienia, które zamieniło się w bezbrzeżną radość.
-Cinnybel! - krzyknęła, w tym samym momencie, w którym ja wrzasnęłam:
-Johanna!
Padłyśmy sobie w ramiona, rozryczałam się na dobre. Mocno wtuliłam się w kobietę. Chciałam choć na chwilę poczuć się bezpieczna, a w obecności Johanny było to jak najbardziej możliwe. Drugim powodem był fakt, że ledwo trzymałam się na nogach. Wiedziałam, że zostało mi jakieś pół godziny, ale już po prostu nie miałam siły.
Po części pragnęłam umrzeć. To wszystko mnie wykończyło. Za dużo straciłam i za dużo miałam do stracenia. Każdy szczegół nakładał się na siebie, tworząc górę lodową, która powoli, cal po calu, próbowała mnie zatopić w moim własnym morzu problemów. Przy życiu utrzymywała mnie jedna jedyna cienka niteczka. Byli nią najbliżsi ludzie. Quinn, Venus, Blux, Shadow, Haymitch, Johanna, Mercedes. Oni wszyscy.
-Johanna, potrzebuję lekarstwa - wyszeptałam jej do ucha. - Jestem chora, a lekarstwo zostało u Gabriela...
-Spokojnie, ja wszystko wiem. Powinnam mieć gdzieś jedną strzykawkę, którą dostałam od Haymitcha - odpowiedziała i wypuściła mnie z objęć.
Wyszła na chwilę z pokoju i zaraz wróciła z strzykawką w ręku. Ruszyłam w jej stronę, ale Flass był szybszy. Porwał z jej ręki przedmiot, rzucił go na podłogę i rozgniótł butem. Strzykawka, nawet plastikowa nie miała szans w starciu z butami z metalową podeszwą. Upadłam na kolana i dotknęłam palcem cieczy wyciekającej na podłogę. Płynu, który powinien znaleźć się w moim ciele i nie pozwolić mi opuścić moich bliskich. Wściekła uniosłam wzrok, w sam raz by zobaczyć jak Johanna policzkuje Flassa.
-Smarkaczu, wiesz co zrobiłeś? Was, Kapitolińczyków, powinni od razu do jakiś ośrodków zamykać, żebyście się nauczyli jak obsługiwać swój zdrowy rozsądek - warknęła, ciągnąć Flass za ucho.
Chłopak skrzywił się nieznacznie, ale posłusznie usiadł na kanapie, gdzie posadziła go Johanna.
-Charles pilnuj go. Może coś wykombinować, my teraz musimy zająć się Cinnybel - powiedziała poważnie, zakładając ciemny kosmyk włosów za ucho.
Ciężko usiadłam na ziemi. Podparłam się rękoma o podłogę i próbowałam oddychać głęboko. Chciałam skupić wzrok na suficie, ale cały czas traciłam ostrość widzenia. Ciało zaczęło pulsować bólem.
-Ktoś musi ją zanieś do Gabriela, nie ma innej opcji - czyiś głos obił się o krawędź mojej świadomości, ale nie zarejestrowałam właściciela dźwięku.
Gdy wróciłam do świata żywych, zaczęłam się wsłuchiwać w dyskusje prowadzoną w salonie. Musiałam coś powiedzieć Johannie, dopóki kontaktowałam.
-Johanna. Posłuchaj - zaczęłam cicho, a oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę. - Powiedz Haymitchowi, że jesteśmy przetrzymywani pod ziemią. Wejście jest na jakieś polance w lesie, wejście jest dobrze zamaskowane.
Hunter jęknął.
-Gabriel mnie zabije - wymamrotał.
-To jak zaniesiesz ją? Nie możemy czekać! Jesteś po naszej stronie czy nie? - zapytała Johanna, patrząc tym swoim stanowczym wzrokiem.
Hunter odwrócił wzrok. Czekała go trudna decyzja, ale ja wiedziałam, że jest dobrym człowiekiem, który wybierze naszą stronę. Skąd ta pewność? Gdy nas zabierano z areny pokazał mi, że nie chce być taki jak jego pracodawca czy kumple z pracy. Chłopak spojrzał mi w oczy, następnie omiótł wzrokiem pokój, nie patrząc na Flassa.
-Zaniosę ją - postanowił.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, a Flass zaśmiał się.
-Stary, wiesz, że gdy Gabriel się o tym dowie to cię zabije? Nie będzie się wahał - powiedział Flass, złośliwie się uśmiechając.
-Nie dowie się, bo nikt mu nie powie - Johanna zrobiła na nacisk na słowo "nikt". - Jeżeli Lawrence dowie się czegoś od ciebie, wiedz, że gdy Haymitch przybędzie tutaj, nie oszczędzi ciebie ani twoich przyjaciół, ponieważ byłeś jedynie przeszkodą w odzyskaniu Cinnybel.
Johanna trochę to ubarwiła, bo wiedziałam, że Haymitch nie zrobiłby czegoś takiego, ale na twarzy Flassa pojawiły się jakieś emocje, które od razu próbował ukryć. Chyba miał na tyle rozumu, by zamknąć się w odpowiednim momencie.
Mój umysł wszedł w stan lekkiego uśpienia. Jeszcze nie zemdlałam, ale byłam blisko omdlenia. Nie wiedziałam co wokół mnie się dzieje, ponieważ obraz miałam kompletnie zamazany. Byłam sama w swoim ciele z bólem ogarniającym całe moje ciało. Wiedziałam, że za chwilę zacznę się dusić, serce będzie galopowało, a głowa masakrycznie rozboli. Wiedziałam to wszystko, ale byłam spokojna.
Spokój i opanowanie brało górę, ponieważ przed oczyma stanął mi uśmiechnięty obraz Quinna. Jego rozjaśniona twarz napawała mnie nadzieją, głęboką i nieprzerywalną. Widziałam go takiego przed igrzyskami, gdy spotkaliśmy się przypadkiem na dachu. Wtedy nie wiedziałam, że zakocham się w nim na zabój, ale teraz byłam pewna, że wpadłam po uszy.
Poczułam, że ktoś delikatnie mnie podnosi. Do uszu dopłynęły jakieś szumy, ale nie wróciłam na nie większej uwagi. Starałam się przekazać swojemu ciału, że jak chce umrzeć to ma poczekać, bo zostawiłam przyjaciół w niewoli, a zostawienie ich równałoby się ich śmiercią.
Gdy delikatny podmuch musnął mój policzek wiedziałam, że walka z czasem właśnie się zaczęła. Stawką było moje życie.
W rozdziale pojawiła się Johanna, a ona oznacza, że niedługo przybędzie Haymitch! <3 :D Trochę pomęczyłam Cinnybel, ale to chyba już stało się moim hobby xD
Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział, liczę na szczere opinie co do niego. :P
Strasznie dziękuję mojej kochanej Phoenix za pomoc przy wydarzeniach w tym poście. ;*
A teraz wiadomość do Loksa: "Loks, jak mogłaś? Jak? Nadal nad tym rozpaczam. Owszem, wybaczyłam ci, ale ja chcę z powrotem moją Sofee. Pewnie nie ja jedyna, ale przecież tak nie można! Haymtch będzie w rozsypce, zabraknie tak wartościowej postaci, a o samopoczuciu Bird nie wspomnę ;c :P" xD
Okay, koniec mojej inteligentnej wypowiedzi skierowanej do Loks xD
Aha, Lisico jestem z Tobą! :D Zawsze i wszędzie, jak ci już wspomniałam w odpowiedzi na komentarz. :) Nie puścimy tego Loksikowi płazem, prawda? :P
Idziecie na premierę Kosogłosa? :P Bo toż to niedługo 21 listopada. Ja bardzo chciałabym iść, ale pewnie nie pójdę, bo rodzice nie zawiozą mnie ;c Ale cóż... potem sobie obejrzę. Jeszcze przyjdzie na to czas. <3
Niech los zawsze Wam sprzyja!
Pozdrawiam. xD
Jak zwykle rozdział napisany fenomenalnie! <3
OdpowiedzUsuńMoja Sandra :D Znowu męczysz Cinny! To jest straszne, ale faktycznie, choroba dawno nie dawała się we znaki.
Johanna! W końcu! Tak długo na nią czekałam, no i doczekałam się! :D
Jak już wspomniałam, rozdział świetny i z niecierpliwością czekam na następny!
Pozdrawiam!~♥
Dziękuję <3
UsuńPrzepraszam, ale musiałam. Wątek choroby pod koniec tej części da nam się we znaki xD
Tak, przecież nie mogłam ich cały czas torturować :P To by się stało monotonne xD
Dziękuję ślicznie i pozdrawiam! :P
Zacznę może od tego mniej ważnego, czyli twojego dopisku xD
OdpowiedzUsuńNie puścimy Loksowi płazem, nie puścimy. Pisałam już, zamkniemy ją w jednej sali z matematyczką i maturą z matmy i każemy napisać, to będzie odpowiednia kara xD
A teraz o rozdziale. Nie mam nastroju do komentowania i czytania, bo mam fazę na narkomanów i wszystko wydaje mi się takie nudne ;c Więc nie bierz sobie komentarza do niczego, ani serca, ani mózgu, ani nawet szanownych czterech liter, bo bez sensu będzie xD
Od początku: Gabriel = kat, ten co przyszedł do szefa. A dowódca to...? I tu, drodzy państwo, Sandra znów zaczyna plątać węzełek, żebym się zastanawiała, kim, do cholery jest ten jego dowódca. Gabriel nie jest najwyższy w hierarchii? Uuuu, gniew Gabriela spadnie na szefa, ja to mówię, a słowo Liska to słowo bez sensu...
Cinny! Czy ty też chcesz, żebym miała zawały i zawaliki? Zemścisz się na Loksie za Sofcię zabijając kogoś, krzywdząc przy tym mnie. Chociaż tak szczerze to w dupie z tym, grunt że dużo wyję przy czytaniu tego rozdziału po raz 7288292836379282636489272638, więc ci się udał :D
Johanna *-* Jestem żądna więcej Johny, a poza tym, Haymitch zaginął! Gdzie jest Haymitch, kici kici! I nie doszukuj się tam podtekstu, wiadomo, że jest xD Nie bo... bez przesady.
Jest jedna, wielka, przeogromna wada rozdziału, mianowicie Quinna nie ma. Poprzednio przymrużyłam oko, ale 2 rozdziały bez niego to jak życie bez tlenu :/ Quinn, give me more Quinn!
Życzę weny, pociągu weny, miłego łikendu i najlepszego ^^
P.S. Sandra, idziem na Fejf wymusić rozdział? XD Jak mam już kumpelę do ,,le szantaży" to korzystać muszę xD
Buhahahah xD Aż tak drastyczna kara? :D Loks wykończy się nerwowo xD
UsuńFaza na narkomanów? Wow xD To mnie zaskoczyło :P Nawet po przeczytaniu "My, dzieci z dworca Zoo" nie miałam jeszcze fazy na coś takiego :P Choć podoba mi się ten wątek... hmm... podsunęłaś mi pomysł ^^
O tak! Uknułam taki chytry plan co do szefa Gabrysia. Zaskoczę was tak, że wam oczy na wierzch wyjdą :P
Nie, nie chcę xD Nie będzie to tak spektakularne wydarzenie jak u Loks, ale owszem kogoś zabiję... Ale już mówiłam Wam o tym od dawna, więc nie będzie to zaskoczenie. Klucz do tego pytania to kto tym razem? ^^
Haymitch... emmm.... on se siedzi i pije xd "drinken drinken" jak ta to mówię xD Będzie, spokojnie xD Musi przyjść z odsieczą... Tylko jak to zrobić, ab Paylor się nie skapnęła? :D
Och, faktycznie nie ma mojego skarba. Emmmm... tak myślę i myślę... myślałam, że zdołam do wcisnąć do tego rozdziału, ale się nie udało xD Cinnybel wraca do Gabriela, co oznacza, że spotka się z Quinnem :D
Dziękuję bardzo i Tobie również życzę przyjemnego weekendu :D
Ps Idziem! :D Przecież ostatni rozdział został dodany 26 października! :D Buhahahha, wykorzystujesz mnie? :O :D
Nie wykorzystuję, tylko korzystam z twoich umiejętności machania tasakiem, a ty z moich umiejętności grożenia ludziom miotaczem ognia xD Wspieramy się :D
UsuńBuhahahaha xD Oczywiście! :D
UsuńTy to zawsze umiesz mnie rozśmieszyć xD A poza tym Fejf już dawno powinna dodać rozdział. Choćby dzisiaj :D
Ej.. czekaj... grozisz ludziom miotaczem ognia? :O oooo jaaa xD
Fejf jest zajęta siedzeniem na Tłiterze. Trza jej zhackować konto i kazać pisać xD
UsuńA jak nie, to miotaczem ją!
Siedzeniem na Tweeterze? To jest aż takie ciekawe? ^^ :D
UsuńBuhahaha xd Taaa... tylko musi przeżyć by napisać nam rozdział xD
Ciężkie poparzenie wystarczy xD
UsuńTłiter to złoto, powiadam ci.
Przyjaciele myślą, że siedzę na Twarzoksiążce. Ale ja tam tłicę xD
Trzeba zdobyć adres zamieszkania Fejf :D
Och, ale wtedy będzie w szpitalu i nic nam nie napisze xD Lepiej tylko pogrozić :P
UsuńNw, nie posiadam. :P Z reguły siedzę na Facebooku :D
Taaa :P
Długo zastanawiałam się co napisać, bo nie jestem w tym najlepsza. Znaczne od tego że rozdział jest wspaniały (tak jak zawsze). Johanna już wie, czyli niedługo Haymitch się dowie. Uuu a wtedy dobrze z Gabrielem nie będzie. Myślę że Haymitch zrobi wielkie wejście a potem pobije( albo zabije) Gabriela za to co zrobił Cinny. W jednym momencie lubiłam Glassa a w drugim nie. Dlaczego on zgniótł tą strzykawkę!? Ona może przez niego umrzeć. Jedna z rzeczy które mnie zasmuciły to to że nie było Quinna :(. Cinny nie mogła się do niego przytulic :(. Ja po mały kończe. Pisz kochana bo takiego talentu jaki masz nie wolno zmarnować. Pozdrawiam i przesyłam buziaki :** /Asza. Ps. Dodam ze czytając kazdy rozdział brakuje mi powietrza.
OdpowiedzUsuń*Flassa
UsuńDziękuję <3
UsuńTak. Haymitch jak wpadnie to... emm... będzie źle. :D Dla wszystkich oprócz Cinnybel i paczki :D
Ja też tak miałam, ale wtedy stwierdziłam, że przecież on jest zły i tak się stało, że zniszczył tę strzykawkę. :P
Owszem, może umrzeć. Teraz wszystko zależy od Huntera.
Tak, wiem. Niedługo powinien się pojawić.
Dziękuję ślicznie za wszystkie miłe słowa ;*
Pozdrawiam i ściskam mocno :*
Znowu z takim opóźnieniem, ale musisz mi wybaczyć i tym razem :)
OdpowiedzUsuńTak więc w moim odczuciu akcja zdecydowanie nabrała tempa; spisek Gabriela i jego szefa (no kim on jest San, kim?) miesza się z wyczynami Cinny i wciąż dręczącą ją chorobą, co sprawia, że bez paru zawałów serca czytać się tego nie da.
Flass? Weź go już tam potraktuj czymś konkretnym, tak jak tylko Ty umiesz, bo zaczyna lekko działać mi na nerwy :P
Cinny już lekko podupada psychicznie, nieprawdaż? Zaczyna tracić kontrolę nad swoim zachowaniem i raczej dobrze się z nią nie dzieje. Niech ten Haymitch już przyjdzie, uratuje wszystkich, pomoże Cinny, pokona Gabriela i tego typa bez imienia i zostanie bohaterem, a wszyscy będą szczęśliwi. Przynajmniej ja będę :)
A teraz grzecznie zapytam: GDZIE JEST QUINN? No dlaczego znowu go nie ma? Mam nadzieję, że w następnym się pojawi, bo trochę mi go brakuje. I Cinny chyba też skoro to o nim myśli kiedy choroba zbliża ją coraz bardziej do śmierci. A przed śmiercią myśli się chyba o tych najbliższych, nieprawdaż?
I naprawdę nie musisz mi dziękować, to sama przyjemność czytać przedpremierowo niektóre fragmenty tego opowiadania :)
Tak więc moja droga niecierpliwie czekam na następny - nie mam pojęcia co zrobi Gabriel jak zobaczy Cinny w takim stanie; wysuwam moje postulaty - więcej Quinna, niech wróci Haymitch; i pozdrawiam serdecznie! :))
Nie ma czego wybaczać. :) Ważne, że przeczytałaś, bo twoja opinia jest dla mnie strasznie, ale to strasznie ważna. :*
UsuńTempo musi być. :D A co do szefa, to będę Was trzymała w napięciu do końca. To jedna z moich tajemniczych kart. :D
Okay, to da się zrobić. Mnie też wkurza. xD
Owszem. Strasznie ją to wszystko wykańcza. Wiele się teraz dzieje w jej życiu, a nawet najsilniejsza osoba nie dałaby rady tego wszystkiego udźwignąć. Co do Haymitcha to nie wiem, czy akurat zostanie tym bohaterem, ale powinno być dobrze.
Quinn będzie w następnym rozdziale. Powinien być bynajmniej. Brakuje go jej, bo przecież ona go kocha. A nie wiem czy myśli się przed śmiercią o najbliższych. Ale tak z góry założyłam I szczerze powiedziawszy jak na razie nie chcę tego sprawdzać.
Och, musiałam. Ja uwielbiam dziękować. :P
Dziękuję i pozdrawiam <3