piątek, 14 listopada 2014

Część druga: Rozdział 6

 <piosenka, przy której powstawał rozdział>

Nie pamiętam zbyt wiele z wędrówki Huntera ze mną na rękach. W moją pamięć wrył się tylko szum wiatru i cichy szept mojego towarzysza. Cały czas wymawiał moje imię, potem już w ogóle straciłam kontakt ze światem zewnętrznym. Nie zemdlałam, ale mój czas tykał. Strasznie wierciłam się z bólu w ramionach Huntera.
Zauważyłam zmianę temperatur, gdy zeszliśmy pod ziemię. W azylu Gabriela było zimniej niż na powierzchni i to w jakiś sposób ochłodziło moje zmęczone i zlane potem ciało. Nagle usłyszałam głosy, nie mogłam rozróżnić barwy ani słów, jedynie szum, który wskazywał na rozmowę. Byłam prawie pewna, że moi partnerzy dyskutują z Gabrielem.
Gdy ból wydawał się osiągać najwyższą skalę, poczułam zbawienne, wcale nie delikatne ukłucie w udo. Wtłaczana do mojego ciała substancja rozchodziła się po organizmie dając zbawienny chłód i uczucie spokoju. Ból odchodził w niepamięć, a powolne umieranie przekształciło się w kolejne przykre wspomnienie związane z chorobą.
Długo nie otwierałam oczu, aż dostałam w twarz. Syknęłam i uchyliłam powieki. Kilka centymetrów od mojej twarzy, zdecydowanie za blisko widniała uśmiechnięta twarz Gabriela. Gwałtownie odsunęłam się, prawie spadłam z krzesła, na którym mnie posadzono.
-Cóż za miłe powitanie po tak ciężkim dniu pracy - zaśmiał się mężczyzna, prostując plecy.
Mruknęłam coś niezrozumiałego i rozwaliłam na krześle. Uniosłam twarz do sufitu i westchnęłam. Powieki miałam tak ciężkie, że myślałam, aby odpłynąć do krainy snu. Nie było mi to dane, bo Gabriel powiedział, że mam wstawać i iść za nim. Musiałam wykonać to co powiedział, bo nie miałam wyboru. Strasznie nienawidziłam, gdy ktoś mi rozkazywał, ale nie chciałam ryzykować. Byłam zbyt zmęczona i podłamana.
Powinnam się cieszyć, że Johanna sprowadzi posiłki i nas uratuje, ale po tym napadzie choroby zupełnie straciłam chęci do czegokolwiek. Powłócząc nogami, weszłam do sali zaraz za Gabrielem. To pomieszczenie kojarzyłam jedynie z torturami, bólem i cierpieniem Quinna. Nie chciałam tutaj wchodzić, ale gdy zobaczyłam stojących przy ścianie przyjaciół wtargnęłam do pokoju cała czerwona na twarzy.
-Co to ma znaczyć? - warknęłam.
-Pogaduszki, herbatka, rozumiesz temat? - zachichotał Lawrence.
Spojrzałam na niego jak na wariata. Gabriel zachichotał? Świat się kończy i rujnuje. Na końcu dopiero odkryłam jak bliska byłam prawdy.
-Zostaw ich w spokoju. Wypuść ich. Zrobię wszystko, tylko chcę, aby oni byli bezpieczni - powiedziałam.
-Tak patrząc to Venus, Shadow i Blux nie są mi potrzebni - stwierdził, przekrzywiając lekko głowę.
-A co z Quinnem? Jego też wypuścisz? - przeklęłam się w myślach za nadzieję słyszalną w moim głosie.
Nienawidziłam być zdana na czyjąś łaskę. Wszystko teraz zależało od tego gnojka. Życie każdego z nas było w jego rękach. Tak strasznie żałowałam, że nie mogłam trzymać ręki na swoim losie.
-A czy ja powiedziałem, że ich wypuszczę? Poza tym Quinn jest zbyt ważny - mruknął.
-Ważny? - powtórzyłam w tym samym momencie co Quinn.
-Owszem. Nie wiesz kim on tak naprawdę jest, prawda? - zapytał poważnie Gabriel, patrząc mi w oczy.
-To Quinn Elvey - odparłam pewnie.
-Dobra, a co wiesz o jego rodzinie? - drążył dalej Gabriel.
Zmarszczyłam brwi.
-Miał trzy siostry i jednego brata - wymamrotałam.
-Hmm... a mówił ci coś o rodzicach? - widząc, że nie wiem co powiedzieć, zaśmiał się. - Jego rodzice to Rain i Morgan Elvey. Widziałaś może Rain?
Pokręciłam głową. W Kapitolu zawsze chodziły plotki, że żona pana Elveya została zamordowana, ponieważ nigdy jej nie widziano. Ta plotka była kompletną bujdą. Każdy z tych mądrzejszych mieszkańców stolicy wiedział, że ktoś chyba musiał rodzić dzieci Elveyów, które widziano tylko z ojcem, a poza tym podejrzewano po prostu, że małżonka Morgana nie lubi wychodzić z domu lub jest po prostu poważnie chora. Jedynie rodzina widziała kiedykolwiek panią Rain.
-Zamknij się, Lawrence - wysyczał Quinn.
Nie spojrzałam w jego stronę. Nie chciałam widzieć tej poplamionej krwią koszuli. Po prostu wiem, że załamałabym się już po jednym spojrzeniu, a musiałam wytrzymać jeszcze trochę.
-Quinn, spokojnie. Ona ma prawo znać twoje świetne korzenie. No więc, nasza kochana Rain otrzymała po ojcu śnieżnobiałe włosy. Płaczliwa z niej kobieta, więc otrzymała imię "Rain" - deszcz. Trochę śmiesznie to współgrało z jej panieńskim nazwiskiem. Już kojarzysz kim była matka Quinna? - poruszył brwiami Gabriel, jakby chciał mnie zachęcić do myślenia.
-Ale to jest niemożliwe... - wymamrotałam.
-Prezydent Snow miał córkę. Mało osób o niej wiedziało ze względów bezpieczeństwa. Gdy Rain dorosła, nie chciała żyć pod władzą ojca, więc wyprowadziła się z domu. Nie było jej łatwo, bo wyglądali podobnie. Wyszła za mąż za Morgana, który był pierwszym człowiekiem, znającym jej prawdziwe pochodzenie. Coriolanus nie interesował się córką. Nie zareagował nawet, gdy urodził się Tobias, najstarszy syn Rain. Następnie na świecie pojawiły się bliźniaczki - Namissa i Idalia, a po nich Quinn i ostatnia Valerie. Rain miała szczęście, bo dzieci wdały się w ojca i żadno z nich nie wyglądało ani trochę jak Snow. Do czasu, gdy urodziła się Valerie. Ta dziewczynka, choć miała czarne włosy to rysy były wyciągnięte od dziadka dziewczynki. Wtedy prezydent Snow zaczął się interesować swoją córką, a raczej jej najmłodszym dzieckiem - opowiadał Gabriel, a ja w końcu spojrzałam na swojego przyjaciela.
Na twarzy malowało mu się przerażenie, ale również jakaś bolesna znajomość tej historii.
Quinn musiał się kompletnie wdać w ojca, ponieważ nigdzie nie widziałam u niego podobieństwa do prezydenta Snowa. Nigdy nie pomyślałabym, że zakochałam się we wnuku Coriolanusa.
-To prawda? - wyszeptałam.
Elvey spojrzał mi głęboko w oczy i powoli skinął głową. Z wściekłością uderzyłam w stojący obok stolik. Echo uderzenia rozniosło się po pomieszczeniu, a moją rękę objął ból. Nie przejęłam się.
-Do cholery jasnej, nie mogłeś mi powiedzieć?! - krzyknęłam.
Wzruszył ramionami i zmieszany odwrócił wzrok. Zranił mnie tym. Poczułam jeszcze większy gniew, ale zaraz sobie coś uświadomiłam. Rain chroniła swoje dzieci za wszelką cenę, a Snow zainteresował się Valerie. Która nie żyje. A to znaczy, że prezydent zabił własną wnuczkę. Jęknęłam współczująco i rzuciłam się w stronę Quinna. Cierpiał, a ta opowieść rozdrapała stare rany.
Gabriel przytrzymał mnie za ramię.
-Nie tak szybko. Jeszcze nie skończyłem zabawy.
Wyrywałam się, ale po namyśle stwierdziłam, że to bez celowe, bo wiedziałam, że Gabriel mnie nie puści.
-Musisz mi teraz odpowiedzieć na pytanie. To tylko taki teścik. Co byś zrobiła? Ratujesz jedną osobę, czego konsekwencją jest śmierć trzech osób, czy raczej poświęcasz jednego człowieka, przez co chronisz pozostałe trzy?
-Poświęcam jedną osobę - odpowiedziałam bez zastanowienia.
Po chwili dotarło do mnie, co on chce mi przekazać.
Wyciągnął pistolet zza pasa i uśmiechnął się do mnie, odbezpieczając go.
-Wybierz kogoś z nich - wskazał na moich przyjaciół. - Wtedy będziecie wolni, ale wasz zespół uszczupli się o jedną jednostkę.
Spojrzałam na niego oszołomiona.
-Nie mówisz poważnie! - krzyknęłam.
-Absolutnie poważnie. Przecież nie wyjdę stąd bez odpowiedniego zakończenia naszej znajomości - zaśmiał się i przymierzył do strzału. - Wybieraj!
-Jesteś potworem. Jeżeli myślisz, że wybiorę kogoś z moich przyjaciół. Zastrzel mnie, a ich oszczędź - miałam ochotę się na niego rzucić i wydrapać oczy.
-Wybieraj! - wrzasnął.
Po prostu ruszyłam w jego stronę wściekła, a on jedna ręką złapał mnie za gardło, a drugą dalej mierzył do moich przyjaciół.
-Wybieraj albo uduszę ciebie, a do tego zabiję każdego z nich - zagroził.
Popatrzyłam na swoich przyjaciół. Każdy z nich wpatrywał się we mnie wielkimi oczyma. Każdego z osobna kochałam i nie wyobrażałam sobie życia bez nich. Venus to moja najlepsza przyjaciółka, tak jak Shadow. Blux i Quinn to chłopcy, którzy znaleźli się bliżej mojego serca niż mój własny ojciec. Każdy z nich był dla mnie ważny. Nikogo nie mogłabym skazać na śmierć.
-Nie mogę wy... - przerwała mi Shadow, która przeczesała swoje turkusowe włosy i wyszła z szeregu.
Jej mina była zdeterminowana i poważna. Widać było po niej, że podjęła właśnie ważną decyzję.
-Wybierz mnie, Cin - rzekła poważnie.
W tym szarym stroju wyglądała strasznie blado. Spojrzałam w jej zielone oczy. Podjęła już decyzję, ale ja nie chciałam się z nią rozstawać. Była dla mnie jak siostra.
-Nie. Shadow wracaj do szeregu - wycharczałam.
Shadow pokręciła głową.
-Musicie być wolni. Jest wojna są ofiary. Nie przeszkadza mi, że będę ofiarą - wyznała, próbując się do mnie uśmiechnąć.
-Shadow, wróć na miejsce - odezwał się Blux i chwycił ją za rękę.
-Koniec tego przedstawienia - krzyknął Gabriel i strzelił.
Nigdy nie zapomnę tego widoku. Gwałtownie rozszerzające się źrenice Shadow, gdy dostała kulkę w brzuch. Cały czas patrzyła mi w oczy. W jej spojrzeniu mogłam dostrzec miłość, ból, strach, ale radość. Krzyknęłam zrozpaczona i rzuciłam się na Gabriela. Nie widziałam momentu, gdy Shadow upadała, bo zatopiłam swoje paznokcie w twarzy Gabriela. Odepchnął mnie i ruszył do drzwi.
-Dlaczego?! - wrzasnęłam za nim.
Puścił mi tylko oczko, mówiąc tylko:
-Powodzenia w wydostaniu się stąd. Ja na razie kończę zabawę, do zobaczenia - i wybiegł z pomieszczenia.
A to sukinsyn! Klęłam go pod nosem, zbliżając się do Shadow leżącej w kałuży własnej krwi. Strasznie szybko się wykrwawiała.
-Cinnybel, chodź tu szybko - zawołał Blux.
Uklękłam obok i położyłam sobie na kolanach jej głowę.
Do oczu napłynęły mi łzy. Z każdą kroplą krwi, która wypływała z ciała mojej przyjaciółki, z jej oczu znikało życie. W moim kruchym wnętrzu jeden z witraży budujących moje serce, rosrzaskał się w drobny mak, tworząc wyrwę w dziurawym już sercu. Wybuchłam szlochem, głaszcząc dziewczynę po policzku. W głowie odmawiałam zasłyszaną kiedyś od babci modlitwę do jakiegoś boga. Nie chciałam, aby moja słodka Shadow mnie opuszczała, ale czułam, że to nieuniknione.
Kołysałam się, patrząc w jej oczy koloru świeżo skoszonej trawy. Musiało ją boleć, ale w tym momencie na jej twarzy pojawiła się świadomość, że umiera w otoczeniu przyjaciół i że robi to dla nich.
-Shadow, nie odchodź - mamrotałam.
-Cinnybel, kiedyś się spotkamy, jestem tego pewna. Ucieknijcie stąd jak najdalej. Powiedzcie mojej rodzinie, że kocham ich i nigdy nie opuszczę, tak jak was - jej szept słabł.
-Shadow - krzyknęłam.
Otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
-Cinny, słodka Cinny. Zaśpiewasz mi coś? - poprosiła i chwyciła mnie za rękę.
Przeszukałam pamięć w poszukiwaniu jakieś melodii. Pierwsza nasunęła mi się kołysanka, którą śpiewał mi brat, więc nie zastanawiając się drżącym głosem zaczęłam dukać słowa piosenki. Przeszkadzały mi w tym salwy płaczu, które mnie napadały, ale zdołałam wykrztusić:

"Po prostu zamknij oczy
Słońce chyli się ku zachodowi
Będzie dobrze
Nikt cię teraz nie skrzywdzi
Przyjdź, światło poranka
Ty i ja będziemy cali i zdrowi"
*

Przez cały tekst obserwowałam ją uważnie przez łzy. Gdy doszłam do ostatniego wersu jej słodki i spokojny uśmiech na twarzy zamarł, a oczy stały się puste. Nie było już w nich życia. Ręka, którą trzymała moją dłoń przy jej twarzy opadła bezwładnie, a całe ciało zwiotczało.
Drżącą ręką zamknęłam jej powieki i ostrożnie opuściłam głowę na posadzkę. Wstałam i wybuchłam jeszcze większym płaczem. Moje serce rozerwane na kawałki płonęło. Miałam ochotę sprawić by Gabriel spłonął, ale nie było go pod ręką. Więc cały swój ból, złość i smutek wyładowałam na krześle. Wzięłam stojący obok mnie mebel i rzuciłam nim o ścianę. Z pokoju zabrano wszelką broń, więc nie miałam czym rzucać. Po prostu tupnęłam mocno nogą o posadzkę i usunęłam się na nią powoli. Gorzkie łzy sływały mi po twarzy. Już zaczynałam tęsknić za tą niebieskowłosą dziewczyną.
Ktoś mnie objął. Wtuliłam się w ciepłe ciało drugiej osoby. Pragnęłam bliskości, ponieważ dobijała mnie świadomość, że ona nie musiała ginąć. To moja wina. Gdybym powstrzymała Gabriela, nie zginęłaby. Ja chcę moją Shadow z powrotem!
-Cinnybel, musimy uciekać - powiedział ktoś nad moją głową.
Pokręciłam głową.
-Cinny - jakiś głos szepnął mi do ucha.
Spojrzałam na osobę, która mnie obejmowała. Quinn wpatrywał się głęboko w moje oczy.
-Jeżeli zaraz stąd nie uciekniemy, zaprzepaścimy szansę daną nam przez Shadow. Tutaj jest bomba, mamy tylko piętnaście minut - szeptał gorączkowo.
Pokiwałam i chlipnęłam. Pozwoliłam się postawić na nogi. Cały czas tuliłam się do Quinna. Gdy przez przypadek musnęłam palcem jego plecy, syknął lekko. Wymamrotałam przeprosiny i uczepiłam się jego ramienia jak deski ratunkowej. Przyciągnął mnie do siebie i ucałował we włosy.
-Co robimy? - zabrzmiał płaczliwie dziewczęcy głos.
Spojrzałam na Venus, starannie omijając wzrokiem martwe ciało Shadow.
-Uciekamy. Nie chcę tutaj być, gdy to wybuchnie - stwierdził Blux, wskazując na bombę, umieszczoną w kącie pomieszczenia.
Wyszliśmy z tego cholernego pokoju, który przysporzył nam tyle bólu i płaczu. Gabriel kiedyś za to zapłaci i mam nadzieję, że już niedługo.
Po obu stronach ciągnęły się białe korytarze. Nie miałam pojęcia, w którą stronę się udać. W głowie mieszało mi się od nadmiaru wrażeń. Blux wybrał prawo i biegiem kierowaliśmy się w tamtą stronę. Nie mogłam tak obciążać rannego Quinna, więc tylko wzięłam go za rękę i razem brnęliśmy w plątaninę ścian i zakrętów. Blux mocno trzymał przy swoim boku Venus, aby się nie zgubiła. Sama ledwo trzymałam się na nogach, ale próbowałam ogarnąć swoje ciało i dodatkowo pomóc Quinnowi, który najwidoczniej osłabiony, nie radził sobie zbyt dobrze, ale był twardy.
Po chwili trafiliśmy na ślepy korytarz. Blux zaklął i zawrócił. Po chwili akcja się powtórzyła. Zasapana i nieźle zmęczona uniosłam rękę.
-Blux, moment - wysapałam.
Spojrzał na mnie ze złością.
-Nie możemy się zatrzymać - warknął.
-Ale Quinn za chwilę nam tu zemdleje - krzyknęłam.
-Masz jakiś lepszy pomysł? - zapytał, przecierając czoło.
Rozejrzałam się i zaczęłam gorączkowo myśleć. W końcu natknęłam się na to czego szukałam.
-Wyjdziemy przez system wentylacyjny - powiedziałam, wskazując dziurę w ścianie pod sufitem.
-Jak chcesz się odnaleźć w tym czymś, jak nawet nie możemy ogarnąć tych korytarzy? - zaczęła panikować Venus.
Blux wzruszył ramionami i podsadził Venus, która bez problemów wczołgała się do kwadratowego przewodu. Przyjaciel skinął na mnie. Pokręciłam głową.
-Najpierw Quinn - zażądałam.
Podsadził Quinna, potem mnie. Teraz był problem jak on miał się dostać do szybu. Nie było czasu.
Kazałam Venus szukać wylotu, który prowadził by w górę i miał otwór. Zlękniona patrzyłam w dół i szukałam Bluxa, który gdzieś znikł, a następnie spoglądałam zaniepokojona na Quinna. Z przymkniętymi powiekami siedział, próbując nie opierać pleców o ścianę w miejscu rany. Głęboko oddychał. Wyciągnęłam do niego rękę i odgarnęłam niesforne kosmyki, które opadły mu na czoło. Otworzył oczy i przytrzymał moją rękę. Uścisnęłam jego dłoń i posłałam mu pocieszające spojrzenie.
Usłyszałam okrzyk Venus. Dochodził z bliska. Nie był to okrzyk strachu, ale wielkiej radości.
-Znalazłam wyjście! - wrzasnęła.
Popchnęłam Quinna w jej stronę i kazałam im wyjść na powierzchnie. Elvey nie chciał mnie zostawiać, ale przemówiłam mu do rozsądku.
Nadal czekałam na Bluxa. Wychyliłam się lekko i zawołałam:
-Blux! Czas mija!
Cisza. Na korytarzu panował bezruch. Ani śladu po moim przyjacielu. Już chciałam zespoczyć i go poszukać, kiedy do moich uszu doszedł huk. Przerażona prawie wypadłam z szybu. Przytrzymałam się ściany, aby nie zaliczyć upadku na podłogę.
-Blux, do cholery! Chodź już! - wrzasnęłam.
Po chwili z jednych z drzwi wyszedł Blux, ciągnąc za sobą biurko. Przycisnął mebel do ściany i wspiął się na niego. Jego głowa była na wysokości otworu, w którym tkwiłam. Podciągnął się na rękach. Chwyciłam go za koszulkę i pociągnęłam mocno w swoją stronę. Wpadł na mnie, ale zaraz od razu podreptaliśmy na czworakach do wyjścia.
Kiedy zobaczyłam lekkie jasne światło sączące się do tunelu od góry, ucieszyłam się. Do powierzchni było niedaleko. Wygramoliliśmy się z trudem na trawę. Położyłam się na mokrym podłożu i odetchnęłam. Odpędziłam łzy smutku i wzięłam się w garść. Wstałam i rozglądałam się za Quinnem. Stał niedaleko i prawie wyrywał sobie włosy z głowy. Stał do mnie tyłem. Przeraził mnie widok jego pleców. Cała jego koszulka w okolicy łopatek była od krwi. Mocno zaciskał wargi, pewnie rana się otworzyła i znów zaczęła krwawić. Zachwiał się lekko. Podbiegłam i chwyciłam go za rękę. Spojrzał na mnie udręczonymi bursztynowymi oczami i jęknął. Wiedziałam, że nie chciał ukazywać słabości przy reszcie, ale wiele dla mnie znaczyło, że odkrył choć rąbek swojego bólu przede mną.
Bardziej poczułam niż usłyszałam wybuch. Ziemia zadrżała, a z otworu, z którego wyszliśmy buchnął kurz. Quinn otoczył mnie ramieniem i przytulił. Z wdzięcznością przywarłam do niego ciałem. Dość długo można było czuć wibracje ziemi, której spokój został zakłócony przez bombę.
Gdy to wszystko się skończyło, spojrzałam na przytulonych Venus i Bluxa. Uniosłam tylko brwi, ale się nie odezwałam. Rozejrzałam się uważnie. Staliśmy kilka metrów w głębi lasu. Między zaroślami prześwitywała skąpana w świetle poranka polana.
Nagle uderzył w nas gwałtowny podmuch wiatru. Rośliny wokół nas zaczęły się giąć pod wpływem siły wichru. Spojrzałam w górę. Na polanie obok właśnie lądował poduszkowiec.
Serce zabiło mi szybciej z radości i podniecenia.
Haymitch przybył z odsieczą.

*Tłumaczenie refreny piosenki Taylor Swift - Safe and Sound. 
Rozdział wyszedł nawet dobrze. Podoba mi się on, choć strasznie mi się chciało płakać jak to pisałam. Naprawdę lubiłam Shadow. Ale cóż.... Życie... 
Bardzo stresujący był ten tydzień, ale dałam radę, bo wena mnie naszła we wtorek i napisałam prawie cały rozdział. Dzisiaj tylko trochę go udoskonaliłam i dokończyłam. :)
Mam nadzieję, że podobał Wam się ten rozdział i  że nadałam odpowiedni nastrój weekendowi, który się zaczyna. :P
Niech los zawsze Wam sprzyja!
Pozdrawiam ;3

8 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, jak zawsze, ale...
    Nie wybaczę Ci śmierci Shadow. Są rzeczy, które jestem w stanie wybaczyć, ale są też granice.
    WIESZ, ŻE UWIELBIAŁAM JĄ I DLATEGO JĄ ZABIŁAŚ.
    Wywal tą kosę z Ikei!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;)
      Wiem, jestem tego świadoma. Nie zabiłam jej, bo ją lubiłaś, ale dlatego, że ona taka młoda była. Nie chciałam jej dalej krzywdzić, a dostałaby w kość i zginęła by prędzej czy później. To planowałam od początku. :)
      Okay! :D
      Pozdrawiam. ;3

      Usuń
  2. Nie dziwię się, że chciało Ci się płakać skoro musiałaś pożegnać jedną z barwniejszych bohaterek, no ale cóż, tak czasem bywa. Tak czy inaczej ta scena wyszła naprawdę wzruszająco, chociaż okoliczności wcale temu nie sprzyjały. Z jednej strony śmierć przyjaciółki, a z drugiej walka o własne życie. Łatwo im nie było, ale jakoś dali radę :)
    Haymitch! Chyba się trochę spóźnił, gdyby przybył choć odrobinę wcześniej Shadow mogłaby żyć, wszystko potoczyłoby się inaczej! Chyba, że szykujesz dla nas kolejną niespodziankę i to wcale nie Haymitch. W końcu szokować to Ty potrafisz - pochodzenie Quinna to jedno wielkie WOW. Zarówno dla Cinny jak i dla nas :P
    Gabriel mnie trochę zaszokował tym, że uratował Cinny - w końcu podał jej lek, nie? Ale później okazał się tym samym Gabrielem co zawsze, czyli torturującym wszystko co się rusza dookoła. Musimy się go jakoś pozbyć :P
    Pozdrawiam i czekam na następny! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Echh.. właśnie. Ale jej śmierć planowałam od początku opowiadania i zapowiadałam wam, że kogoś zabiję. Nie powiedziałam, że akurat Shadow, ale to miał być ktoś.
      Miała być wzruszająca i cieszę się, że udało mi się. Fajnie, że to zauważyłaś. Tą szybką zmianę sytuacji.Chodziło właśnie o pokazanie tego, że nawet nie mogli w spokoju rozpaczać po stracie przyjaciółki, tylko musieli ratować się.
      Spóźnił, ale tak miało być. xD A co do pochodzenia Quinna, to sama siebie tym zaskoczyłam xd Wymyśliłam to pod prysznicem :3
      Musimy, ale to później. Wydaję mi się, że na końcu powinno być lekkie zaskoczenie co do intencji Gabriela. Ale zostawmy to na koniec części drugiej.
      Pozdrawiam i dziękuję <3

      Usuń
  3. No nie.
    Przez ciebie się też chyba rozpłaczę xD.
    Zgadzam się z komentarzem powyżej i jednocześnie opłakuję,że nie jestem pierwsza ;-;
    No i śmierć Shadow ! Jak mogłaś ? ;-;
    Rozdział byłby świetny, gdyby nie to ,o ! Zapraszam do siebie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, mogę pożyczyć chusteczki.
      Buhahaha, spokojnie. Kiedyś się uda, będziesz pierwsza. :D
      Mogłam, niestety ;c
      Dziękuję i pozdrawiam xD

      Usuń
  4. Ha! Wiedziałam, że z Quinnem coś jest nie tak! Nie rozumiem tylko dlaczego od razu go nie wybrała. I tak był ranny. Powiedzmy, że oszczędziłaby mu bólu :D Ale Shadow? To niewybaczalne...
    Mam takie marzenie. Że będę umierać w ciszy. Jak ktoś mi zacznie śpiewać, to wrócę z zaświatów i będę go straszyć po nocach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dlaczego go nie wybrała? :P Wilczyco! Przecież ona go kocha :P Buhaha xd twoje rozumowanie jest takie oryginalne :D
      Tak, Shadow.... Niestety ;c
      Uuu... marzenia mogą się spełniać xd
      Pozdrawiam. :D

      Usuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)