piątek, 19 grudnia 2014

Część druga: Rozdział 10

Uśmiechnęłam się słabo do mężczyzny siedzącego na przeciwko mnie. Nie znałam prawie nikogo z zajmujących miejsce na wprost. Byli to ludzie Levy, która przyprowadziła ze sobą grupę dwudziestu uzbrojonych po zęby żołnierzy. Obok mnie siedziała Venus, a dalej Blux, Haymitch, Johanna, Katniss, Peeta i Gale.
Miejsce po lewej stronie Haymitcha zajmowała kobieta, której w ogóle nie kojarzyłam. Na kolanach miała wielką żołnierską torbę oznaczoną czerwonym krzyżem. Najwidoczniej była to apteczka. Oprócz tego w pochwie przypasanej do paska od spodni miała srebrny pistolet. Była naprawdę śliczna.
Abernathy wstał i zaklaskał. Mógł spokojnie stać w poduszkowcu, ponieważ ledwo można było odczuć, że lecimy. Każdy zwrócił spojrzenie na mężczyznę, który chrząknął i zaczął mówić:
-Chyba każdy z Was ma świadomość, że możemy zginąć na tej misji. Zostaliście powiadomieni o tym, a jednak tutaj jesteście. Naszym celem jest uwolnienie tych biednych ludzi. Nasza szanowna pani prezydent nie chce nam pomóc, ale bardzo doceniamy to, że nam pomagacie. Teraz wyznaczę kilka osób, które pójdą ze mną do komory obok i dopracujemy nasz plan - którego nie ma, dodałam w myślach.
-Levy, Gale, Johanna, Aria, Katniss, Blux, Venus i Cinnybel ruszcie się.
Wstaliśmy i skierowaliśmy się do małych drzwi po prawej stronie. Ukryty był tam mały pokój, w którym stały krzesła i mały stół. Usiedliśmy wokół niego. Wymienialiśmy się spojrzeniami, nie wiadomo był kto miał zacząć. Levy odrzuciła swoje czarne włosy na plecy i rozpoczęła.
-Nie ma żadnego planu, prawda? - uśmiechnęła się pod nosem kpiąco.
Reszta pokręciła głowami.
-Myślę, że powinniśmy porozstawiać naszych ludzi na dachach. W razie czego któryś może zdjąć Gabriela albo kogoś z jego grupy. Musimy za wszelką cenę uwolnić tych ludzi. Paylor przesłała już mi jeden filmik, który przesłał jej Lawrence. Zginęło kilkanaście osób. Robi się nieprzyjemnie - ciągnęła z błyskiem w oku.
Przyjrzałam się jej uważnie. W centrum uwagi czuła się jak we własnym żywiole. Była urodzonym dowódcą.
-Dobry pomysł - poparła ją Katniss.
-Wydaję mi się, że powinniśmy zrobić zamieszanie gdzieś na obrzeżach miasta. Wtedy Gabriel pozbędzie się większości ludzi, aby zdusić chaos w zarodku - zaproponował Gale.
-Myślicie, że jest taki głupi? - zapytała kobieta, która najwidoczniej miała na imię Aria.
Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni. Stała u boku Haymitcha, dumna i wyprostowana w czarnym uniformie. Mężnie znosiła nasze spojrzenia.
-Po prostu uważam, że on domyśli się, że Kapiol coś kombinuje - dodała Aria.
-A może wywołamy pożar? - powiedział Blux, coraz bardziej ożywiony. - Wtedy będzie musiał kogoś tam wysłać by zapobiec spalenia całego miasta.
-Jak mielibyśmy rozniecić pożar tak, aby wyglądało to na przypadek? - zadał pytanie Peeta.
-Przecież on wyrywał ludzi z domów podczas ich codziennych zadań, jakaś kobieta mogła zapomnieć zakręcić gaz albo iskra z komina poszła i zaczął płonąć dom - odpowiedział Blux.
Haymitch ze zmarszczonym czołem śledził przebieg rozmowy. W pewnym momencie pochylił się i powiedział cicho do Arii:
-Chyba robię się na to już za stary.
Zaśmiała się cicho, ale zaraz znów włączyła się do ożywionej dyskusji.
Zamyśliłam się. Myślami wędrowałam do Quinna. Strasznie za nim tęskniłam. Chciałabym przy nim być i trzymać go za rękę. Miałam ogromną nadzieję, że już się obudził i ma się dobrze. Bałam się o niego, a zostawiając go moje serce cały czas roztrzaskiwało się na miliony odłamków. Może jestem samolubna, ale cieszyłabym się gdyby był tutaj ze mną.
Dopiero moje imię i krzyk Haymitcha wyrwał mnie z głębi mojego umysłu.
-Nie zgadzam się! Za dużo już miała do czynienia z tym człowiekiem - protestował oburzony Abernathy, którego Aria próbowała bezskutecznie przywrócić do porządku.
-Nie okłamujmy się, Hay. Ona jest w tej misji kluczem. Bez niej nasz plan spłonie na panewce. Kiedy żołnierze Gabriela będą biec ugasić ogień, ona po tym jak złapiemy i zwiążemy jego ludzi, odwróci jego uwagę swoją osobą - powiedziała poważnie Levy.
-Nie mów na mnie Hay - warknął Haymitch. - To jest nie do pomyślenia. Cinnybel już dużo przeszła, a wy jeszcze dodajecie jej zmartwień. Mieliśmy jej pomóc, a nie wysyłać na pewną śmierć!
-Przecież nasi ludzie będą na dachach! - wykrzyknęła Levy, wstając gwałtownie. - Jeżeli chcesz mogę być jak najbliżej, nawet skontaktuje się z naszym człowiekiem w szeregach Gabriela.
-Mamy tam naszego? - zdziwiła się większość osób obecnych w sali.
-Owszem - odezwała się Johanna.
-Kto to? - zapytałam.
-Hunter - odpowiedziała Levy.
Otworzyłam usta ze zdziwnia. Venus i Blux zaczerpnęli głośno powietrza. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, ale po ostatniej konfrontacji Johanny z Hunterem, było to nawet prawdopodobne. Ucieszyłam się nawet, że jest po naszej stronie.
-Nadal się nie zgadzam by ona się narażała - wymamrotał Haymitch.
-Och, wybacz, ale ja zrobię to, o co mnie proszą. Nie jesteś moim ojcem, by decydować za mnie - powiedziałam.
W jego oczach dostrzegłam ból, który szybko stłumił. Zacisnął drżące dłonie w pięści i zły odparł:
-Owszem, ale to jest niebezpieczne. Nie chcę, żebyś tam szła zupełnie sama.
-Spokojnie. Obiecałam uratować tych ludzi i nie załamię obietnicy. Poza tym mam niewyrównane rachunki z Gabrielem - popatrzyłam mu w oczy błagalnie, aby przestał spierać się ze mną, tylko po prostu wspierał mnie w moich działaniach.
Westchnął ciężko i kiwnął głową ledwo dostrzegalnie.
-Więc ustalone. Plan jest taki, że lądujemy w Dziewiątce. Grupa dwunastu osób idzie ze mną i za wszelką cenę dostajemy się niepostrzeżenie na dachy budynków, które otaczają plac główny, gdzie znajdują się wszyscy mieszkańcy dystryktu. Inni idą wzniecić pożar i kryją się gdzieś w pobliżu oczekując ludzi Gabriela. Gdy nadchodzą, obezwładniają ich i wtedy ich związują, zostawiają w jakimś magazynie bez broni i gaszą pożar. Jak najszybciej bez zbędnego hałasu dostają się na plac i szykują się do rozbrojenia żołnierzy pilnujących ludzi. W tym czasie Cinnybel zagaduje Gabriela i próbuje przyciągać jego uwagę jak najdłużej. Wtedy łapiemy pana Lawrenca i wracamy do Kapitolu, zostawiając porządek w Dziewiątce - podsumowała Levy.
Pokiwaliśmy głowami i wróciliśmy do głownego pomieszczenia, w którym panowała lekka atmosfera niepokoju. Gdy żołnierze zobaczyli swojego dowódce rozpromienili się, a ledwo zauważalny strach zniknął z ich twarzy. Naprawdę bardzo szanują Levy i są jej oddani. A przecież dopiero niedawno awansowała na przywódce ich oddziału.
Levy wszystko im przekazała. Po chwili usłyszeliśmy głos pilota, informujący nas, że zaczynamy lądować. Trochę trzęsło, ale naprawdę niewiele.
Wyszliśmy w ciemną noc na pole. Pszenica wokół falowała pod wpływem lekkiego wiaterku. W oddali stały pojedyncze domy, gdzie nie paliło się żadne światło. Na lewo widziałam lekką łunę światła, jedynego miasta w dystrykcie, które  sterroryzował Gabriel.
Spojrzałam w niebo. Czułam, że dzisiaj coś się wydarzy. Miałam wielką nadzieję, że wszystko pójdzie jak najlepiej. Odgrywam dzisiaj swoją rolę życia, ale tym razem stawką nie jest moja własna egzystencja, ale wiele istnień, które obiecałam ocalić.

Stałam w cieniu budynku, który mieścił się obok głównego placu. Przylegając do ściany, obserwowałam wszystko co działo się w miejscu przede mną.
Oglądałam plecy jednego ze strażników. Miał na sobie biały uniform i czarną opaskę na czole. Trzymał w ręce czarny karabin. Nie był Strażnikiem Pokoju. Wielu jego kolegów stało na brzegach wielkiej grupy ludzi stojącej na środku placu. Mieszkańcy dystryktu stłoczeni jeden obok drugiego, mieli na twarzy strach i rozpacz. Kilkanaście ciał leżało na bruku. Obok stały płaczące kobiety, szlochające małe dzieci i załamani mężczyźni. Jedno trzyletnie dziecko siedziało na piersi swojego taty i klepało go po policzku zakrwawionymi rękami, mówiąc spanikowanym głosem: "Obudź się, tatusiu. Musimy znaleźć mamusię". Do oczu napłynęły mi łzy, które próbowałam odpędzić mruganiem. Na przeciwko tłumu postawiono scenę z mikrofonami i krzesłem. Był to chyba sprzęt używany podczas Dożynek. Na podwyższeniu nie było nikogo oprócz dwóch żołnierzy Gabriela, którzy swobodnie sobie rozmawiali.
Spojrzałam w górę. Nigdzie nie widziałam Levy, która miała mi się pokazać na skraju dachu, gdy wszyscy będą na swoich miejscach. Nad budynkami powoli zaczął się unosić szary dym, trochę słabo widoczny w ciemności. Dopiero, kiedy wybuchły płomienie, nad najbliższymi budynkami pokazała się świetlista łuna.
Tłum zaczął szeptać między sobą. Zaraz jakaś kobieta krzyknęła: "Pożar!". Wszyscy rozmawiali między sobą. Każda z przedstawicielek płci żeńskiej niepokoiła się, że to jej dom płonie, bo w pośpiechu zapomniały wyłączyć żelazka czy ugasić ognia.
Drzwi do Pałacu Sprawiedliwości otworzyły się gwałtownie i na scenę szybkim krokiem wszedł Gabriel w asyście dwóch żołnierzy. Rzucił okiem na tłum, potem na dym i płomienie strzelające pod niebo. Pstryknął, a jeden z żołnierzy pochylił się, aby posłuchać co ma do powiedzenia jego szef. Po chwili pokiwał głową i wskazał na coś palcem. Połowa strażników, która pilnowała grupę mieszkańców na placu odeszła ze swoich stanowisk i pomaszerowała w stronę pożaru.
Gdy oddalili się już dostatecznie daleko, Gabriel uśmiechnął się i podszedł do mikrofonu. Tłum wstrzymał oddech przestraszony.
-Witam ponownie. Zapraszam na kolejną rundkę. Marcel, Over, Pollic i Mett do mnie - rzekł z uroczym, nie pasującym do sytuacji uśmiechem.
Wywołani mężczyźni podnieśli swoje karabiny i wystrzelili jedną salwę strzałów w górę. Weszli na scenę i stanęli obok swojego dowódcy. Potem wycelowali swoją broń w tłum.
Wstrzymałam oddech. Kręciłam gwałtownie głową. Musiałam coś zrobić.
Gabriel dał sygnał do strzału.
Wyznaczeni żołnierze, zaczęli strzelać w tłum.
Jeden pocisk trafił małego chłopczyka, który umarł próbując obudzić swojego martwego ojca. Oczy wypełniły mi się łzami. Zaczęłam wrzeszczeć.
Wybiegłam z mojej kryjówki.
-Stop! Przestańcie! - krzyczałam.
Gabriel zmarszczył brwi i kazał zaprzestać strzałów.
Chciałam podbiec do tego trzylatka i jakoś go godnie pożegnać, ale zatrzymała mnie lufa karabinu, wymierzona prosto w moje czoło.
Kierowałam się powoli w stronę sceny.
-Jak możesz zabijać tych niewinnych ludzi? - szlochałam. - Wypuść ich.
Gabriel zaśmiał się cicho.
-Prosiłem o audiencje prezydent Paylor, a przysłała mi tutaj smarkacza - wymamrotał.
-Wypuść ich! - ponowiłam swoje żądanie, wchodząc na stopnie prowadzące do Gabriela.
Nikt mnie nie zatrzymał. Jedynie lufy karabinów śledziły moje ruchy. Przystanęłam jakieś trzy metry przed Lawrencem.
-Jesteś tutaj sama? - zapytał.
Otarłam łzy i uniosłam wysoko podbródek. Posłałam mu najbardziej paskudne spojrzenie na jakie było mnie stać.
-Jestem - przytaknęłam. - A teraz opanuj się i wypuść tych ludzi.
Starałam się być nieugięta, ale te pełne nadziei oczy mieszkańców Dziewiątki wlepione we mnie bardzo mnie rozpraszają.
-Przykro mi, ale nie będę z tobą rozmawiać. Chcę tylko i wyłącznie targować się z Paylor o władze. Nic więcej. Ona odda nam władze, wtedy wszystkich wypuścimy. Zmienimy Panem, co do joty. Będzie to piękne i silne państwo - rozmarzony podniósł wzrok do nieba.
-Gadasz jak Snow. Wtedy Panem było słabe i podzielone. Sterroryzowane, szczerze mówiąc. Teraz robisz to samo z Dziewiątką - odparłam.
-Chcemy po prostu tego co nam się należy - powiedział Gabriel.
-Należy? - wykrzyknęłam kpiąco.
-Tak, należy - odparł inny głos za mną.
Zamarłam przerażona. Odwróciłam się i zaniemówiłam. W głowie mi się zakręciło, a powietrze nie mogło dostać się do płuc, ponieważ wstrzymałam oddech.
To nie może być on. Niemożliwe, że to on właśnie stał przede mną. Miałam nadzieję, że to tylko sen albo halucynacje. Ale nadzieja jest matką głupich.
 
 
 
 
 
Znów totalny brak weny, ale coś udało mi się naskrobać specjalnie dla Was na początek przerwy świątecznej jako taki mały prezent :D
Mam nadzieję, że się podoba i przepraszam, że w tamtym tygodniu nic nie dodałam, ale miałam załamanie wenowe i ani wyrazu nie napisałam. :P
Więc życzę Wam wesołych świąt, wszystkiego najlepszego i szczęśliwego nowego roku! :D
Niech los zawsze Wam sprzyja ;3

19 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. OMG i przepraszam ze nie komentowała ostatnio,ale miałam za dużo na głowie egzaminy próbne,poprawy i jeszcze pisanie rozdziału na mojego bloga. Wbacz mi proszę😳 . Przechodząc do rozdziału jest cudowny *.* . Haymitch zamienia się w ojca.ma takie dobre serce.Jak się wystraszyłam gdy Cinny krzyknęła. Proszę ja chce Quinna. Niech to wszystko się dobrze skończy Przesyłam buziaki :* :*. Życzę ci Wesołych, radosnych, szczęśliwych, rodzinnych świąt oraz żebyś miała dużo weny i pisała tak wspaniale rozdziały jak o tej pory. :** papa do następnego rozdziału.

      Usuń
    2. Wybaczam :D
      Dziękuję. :D Zawsze pragnęłam by taki był. Kochający, normalny, ale zabawny. Wiem doskonale, że nie wychodzi mi robienie go aroganckim i zabawnym, ale staram się ;c
      Co do Quinna to powinno być okay. :D
      Dziękuję, wzajemnie. Zdrówka przede wszystkim i weny <3
      Dziękuję ślicznie za wszystko! Przesyłam uściski :D

      Usuń
  2. Powiem tak:
    JA COŚ CI ZROBIĘ JAK TO QUINN.
    No i wesołych Świąt xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buhahaha, kochana to raczej nie on :D
      Zdrowych, wesołych po świętach! :D

      Usuń
  3. Po pierwsze przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale mowiłam - przeczytam i skomentuję jak tylko znajdę czas. I znalazłam.

    Nadrobiłam ostatnie 10 rozdziałów i mam trochę sieczkę w głowie, ale jedziemy z tym. Po pierwsze - nie lubię Paylor. Fajnie, że stoi tak trochę po tej zlej stronie, to potwierdza, że władza zmienia ludzi. Mimo to mam nadzieję, ze nie skończy tak jak Coin.

    Po drugie, miłość Cinny do Quinna jest piękna, choć zazwyczaj się takimi rzeczami nie ekscytuję <3 Ale jeżeli to on jest tym głosem za nią... To nie wiem co powiedzieć.

    Btw. fajny pomysł, Quinn wnuczkiem Snowa. Nigdy w życiu bym się tego nie domyśliła. I ta blizna na jego plecach... Ja lubię pisać o torturach tak samo jak o nich czytać, mi te klimaty odpowiadają. I fajnie, że dużo takich scen tu było.

    Poza tym jej zrujnowany dom i wspomnienie o Cinnie... Pięknie. Intrygują mnie Aria i Levy.
    I Shadow, biedna, mała Shadow. Umarła, albo raczej - spłaciła dług Cinny. Żal mi jej :C

    Ogólnie mam tyle przemyśleń, że nie wiem co tu jeszcze poruszyć. Świetnie to wymyśliłaś, nigdy bym nie zgadla, że z jednej strony zwykła historia o Igrzyskach mogła się tak potem potoczyć. Ten Gabriel i jego szef... Mam nadzieję, że uchylisz rąbka tajemnicy.

    Wesołych Świąt i niech wena zawsze Ci sprzyja! :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, cieszę się i dziękuję, że jesteś :D

      Też nie lubię babki. Ale chcę z nią zrobić coś innego. Może wykończyć... zobaczymy :D

      Nie jest. Nawet mi taka możliwość nie wpadła do głowy :D Dziękuję, staram się, aby nie było tak, że ona zakochała się w nim już w ciągu trzech dni. :P

      Dzięki. Staram się Was czymś zaskoczyć, a to mi wpadło do głowy, gdy brałam prysznic, bo przypomniało mi się, że w filmie prezydent Snow miał wnuczkę xd I tak się zaczęło wiązanie poszczególnych bohaterów z nim. Powiem ci, że też lubię pisać o torturach, czytać też xd choć nie wyobrażam sobie być na ich miejscu xD

      Aria i Levy to postacie, które z czasem staną się ważne, bez których nie będą mogli się obejść.
      Mi też. Kochałam Shadow, ale ktoś musiał odejść. Zbyt dużo tu ich było. Przykro.

      Och, dzięki. :D Wiesz, że zawsze gdy odpisuję na twoje komentarze jakieś pomysły wpadają mi do głowy xd muszę chybna częściej je czytać :D
      Nic nie powiem. Zaszywam usta. :D Dowiecie się tego w następnym xD

      Zdrowych, wesołych po świętach xD Dziękuję. życzę ci zdrówka i weny xd Pozdrawiam :D

      Usuń
  4. Hura, jak pozytywnie. A tym paskudnym zdrajcą jest Quinn, jak mniemam? I teraz ona będzie się go chciała pozbyć...
    ... za piękne, żeby było prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... kochana Wilczyco, myślę, że to serio za piękne. To niestety nie prawda :) A może na szczęście? :D
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  5. Rozdział oczywiście świetny. Proszę napisz szybko następny. Co to za głos za Cinny? To nie może być Quinn. Przez ciebie umrę z nerwów. Mam pewne podejrzenia. Nie mogę przestać o tym myśleć. Mam nadzieję, że akcja w 9 pójdzie dobrze i nikt fajny nie zginie. Życzę WESOŁYCH ŚWIĄT i weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D
      Nie może. To by był za duży cios dla mnie. Chyba :D Och, nie umieraj! Proszę :P
      Jakie podejrzenia? ^^
      Powinno być okay, chociaż nie.. U mnie nigdy nic nie jest okay :D
      Dziękuję, tobie również zdrowych, wesołych po świętach :D

      Usuń
  6. Cześć, cześć!
    Nadrobiłam co do joty. I tak: Wyszło genialnie! Wzruszył mnie rozdział, gdzie ukazałaś zniszczony dom Cinny. Dobijasz dziewczynę jeszcze bardziej, to jest po prostu smutne. :c Wzruszył mnie też moment, kiedy to chłopiec płakał za swoim ojcem. Poczułam, jak przechodzą mnie dreszcze. >.< A potem... dobrze wiesz, co było potem! Jego też zabiłaś. ;-; I to wszystko na oczach Cinny. Biedna Cinny. A Haymitch tak bardzo chciał ją uchronić, uchronić przed przyjazdem do ruin domu, przed igrzyskami, przed śmiercią, przed audiencją u Gabriela. I myślę, że Hay nadawałby się idealnie na matkę, ojca, brata, dziadków i zwierzaka Cinny (dobra, z pupilem przesadziłam XDD). Nawet jeśli nie nimi wszystkimi, to chociaż ojcem mógłby być. I to takim kochającym. Gdy to wszystko się skończy, i oboje przeżyją, niech Hay ją adoptuje, proszę. *-* I ta końcówka... CZY TY PRAGNIESZ MI PRZEKAZAĆ, ŻE KTOŚ BLISKI CINNY JĄ ZDRADZIŁ?! Główni podejrzani: Quinn (jeśli to prawda... nie ręczę za siebie :o), Venus (to samo, co u Quinna), Haymitch (O ZGROZO)... nie wiem, czy ktoś jest jeszcze wart uwagi. Pewnie jest, ale nie chce mi się myśleć. :'D
    To czekam na 11.! I mam nadzieję, że nie odpowiadasz na komentarze innych, bo masz problemy z netem. XDD Ja zawsze lubiłam czytać te twoje odpowiedzi, więc nie zamieraj, proszę. X'D
    Idę, bo kuzyn zaczyna skakać. A sąsiedzi z dołu tego nie lubią. Wesołych Świąt (co tam, że spóźnione xd) i Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, witaj, witaj, kochana! :D
      No, musiałam ją trochę pomęczyć. Trochę tak wyszło, że została bezdomna, ale takie życie... :P Cóż, po to ją stworzyłam by ją dobijać. :P
      Cieszę się, że ktoś wreszcie zauważył tego chłopca! :D Głowiłam się jak Wam w taki prosty i uczuciowy sposób pokazać okrucieństwo szefa Gabriela. Chylę głowę, że to zobaczyłaś :D
      Haymitch zwierzakiem... buhahahaha xd To mnie rozbawiłaś :D On nadaje się na jej ojca, tak jak chciałam od początku. :D Czemu nie, może ją przygarnąć xd
      TAK, KTOŚ ZDRADZIŁ! ;3
      Quinn... Czooo?! Venus... Nie, to moja Venus! :D Haymitch, nie zdołałby xD Ty znasz rozwiązanie, kochana, ale proszę nie mów nikomu! :P
      Nie odpowiadałam, bo fakt limit się skończył, a gdy już go miałam to po prostu je czytałam, bo mi się nie chciało odpowiadać. Nie będę, przysięgam! :D
      Och, tobie również Zdrowych, wesołych po świętach! :D Dziękuję bardzo za wszystko *uścisk* xD Szczęśliwego Nowego Roku i wiele weny i Lucka w twoim opowiadaniu! :D Pozdrawiam! :D

      Usuń
  7. Hej, hej :)
    Jak to wgl możliwe, że przez cały tydzień nie zauważyłam, że jest już nowy rozdział? No jak to się mogło stać?
    Mam nadzieję, że nie pomyślałaś sobie, że zlewam Twoje opowiadanie; co to, to nie; muszę chyba częściej przeglądać informacje o nowych postach.
    Co do rozdziału - krótko :( Ale u mnie zawsze jest tak, że chciałabym więcej i sobie tylko narzekam.
    Cinny vs Gabriel - stawiam na Cinny i mam nadzieję, że w końcu pozbędziesz się tego typa; już tyle razy Cię o to męczyłam :P
    A zakończyć musiałaś właśnie w takim momencie? No nie dało się inaczej? W sumie to dobrze, że czytam dopiero teraz, bo przez cały ten tydzień zadręczałabym się myślami o kogo może chodzić. Wiem jedno - to na 1000000% nie jest Quinn, za bardzo go kochasz (tak jak wszyscy chyba) :P
    Skoro tak wyglądają Twoje załamania wenowe to tylko pozazdrościć! Też bym chciała mieć takie; u mnie przejawiają się one zazwyczaj kompletnie pustymi kartkami - tak, jak właśnie teraz się dzieje. Ale kiedyś trzeba z niego wyjść, nieprawdaż? :)
    Pozdrawiam i czekam na następny! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :D
      Oczywiście, że tak nie pomyślałam! :D Przecież były święta, ty wracałaś do domu, mogłaś być zabiegana i nie zauważyć. :)
      Owszem, tak jakoś wyszło. Chciałam, aby był dłuższy, ale nie dało rady.
      Och, akcja będzie naprawdę nieziemska. :P A bynajmniej tak zakładam. :D
      Musiałam. Chciałam Was przytrzymać w niepewności. Buhaha, masz rację. Kocham go zbyt mocno, jak prawie wszyscy :D
      Och, to jest straszny stan. A to wszystko pewnie dlatego, że przestałyśmy ze sobą regularnie gadać :D To ty zawsze dawałaś mi takiego kopa i mówiłaś: "Sandra, pisz!" :D Musisz z tego wyjść, bo ja tęsknie za Eliasem! :P
      Pozdrawiam i dziękuję :3

      Usuń
  8. Mimo braku weny rozdział wyszedł genialnie.
    Super blog i nietypowe opowiadanie.
    Dobrze sobie radzisz z opisywaniem dalszych przygód po "Kosogłosie".
    Czekam na kolejne rozdziały i życzę weny.
    A moja gościnność nie ma granic, więc zapraszam do mnie XD http://republika-mlodych.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      Powiadasz, że nietypowe? Fanfiction jak fanfiction :D
      Pozdrawiam! ;3

      Usuń
  9. Wybacz mi za moją nieobecność!
    Rozdział naprawdę świetny, jak zawszę z resztą. Bardzo się wzruszyłam, kiedy opisywałaś zachowanie tego małego chłopca. Jednakże...
    Wybuchnęłam płaczem, gdy został zabity. Ja naprawdę nie mówię tego, bo krytykuję, ale moim zdaniem trochę przesadzasz. To naprawdę musi być aż tak okrutne?
    Mimo to, fenomenalnie napisane.
    Jestem bardzo ciekawa, kim jest tajemniczy jegomość, który pojawił się na końcu.
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, nic się nie stało :)
      Dziękuję, chciałam choć na chwilę napisać coś wzruszającego. Może przesadzam z tymi okrutnościami, ale w Panem tak było. Żadnej litości. Dorastasz tam błyskawicznie. Dzięki, że mi to mówisz, postaram się przystopować :)
      Och, a o tajemniczym gościu już niedługo.. :D
      Pozdrawiam :D

      Usuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)