niedziela, 4 stycznia 2015

Część druga: Rozdział 11

Zacisnęłam mocno usta, aby nie wybuchnąć płaczem. Przejechałam spojrzeniem po jego wyprostowanej sylwetce. Ciemne włosy jak zawsze starannie ułożone, czarny mundur idealnie wyprasowany. Przeżyłam z tym człowiekiem tyle chwil, a on okazał się być największą szują w Panem.
-Co ty tutaj do cholery robisz? - wrzasnęłam tak głośno, że na placu zaległa cisza.
Mężczyzna wybuchł głośny śmiechem.
-Stoję. Tak długo się nie widzieliśmy, a ty nadal nic nie wiesz o życiu. Już dawno powinienem mieć władze. Należy mi się to - odpowiedział.
-Cały czas powtarzasz "należy mi się, należy". Ale już nie widzisz tego jak dążysz do swojej pozycji. Jesteś okropnym tyranem, nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś te wszystkie straszne rzeczy - pokręciłam głową.
-Moja droga, gdyby pani prezydent sama pofatygowała się ze mną porozmawiać, wszystko było by dobrze - przeczesał ręką włosy.
-Dobrze? - krzyknęłam. - Skrzywdziłeś moich przyjaciół, okaleczyłeś Quinna, zabiłeś tak wielu ludzi. Jeszcze ci mało? Wypuść ich!
-Za chwilę, muszę nawiązać połączenie z Paylor. Gabriel, zajmij się tym - kiwnął na niego palcem.
Z niedowierzaniem patrzyłam jak nieustraszony Lawrence potulnie wykonuje rozkazy.
-Wypuść tych ludzi - zażądałam.
-Uspokój się, dziewczyno! - warknął.
Ruszyłam na niego. Wskoczyłam i powaliłam na ziemię. Musiałam się bardziej postarać, ponieważ przeciwnik był większy i cięższy, więc zmuszona byłam rozegrać to z głową. Usiadłam na nim okrakiem, brudząc mu mundur. Wyciągnęłam nóż z pochwy przy pasku i przyłożyłam mu do gardła. Nie miałam żadnych oporów. Przez cały czas myślałam, że on nie żyje. Miałam prawo do złości.
Widziałam jak jego żołnierze ruszyli w moją stronę. Rozległy się strzały z dachów. Najwyraźniej Levy zdołała dotrzeć na swoją pozycje. Przyjaciele Gabriela padali jak muchy. Ja patrzyłam tylko w oczy mojego prześladowcy. Myślałam, że największym złem, które mnie spotkało był Gabriel, ale pomyliłam się okropnie.
-Jak mogłeś? - po moich policzkach spływały łzy.
Kątem oka widziałam jak na wielkich ekranach, przymocowanych do ścian Pałacu Sprawiedliwości wyświetlany jest obraz sceny, na której się znajdowałam. Na innym zaś było widać spokojną twarz pani prezydent. Nie obchodziło mnie to w ogóle.
-Dałeś rozkaz Gabrielowi by mnie torturował, traktował jak najgorszego człowieka na ziemi. Pozwoliłeś by moje imię zostało na zawsze uwiecznione na plecach ukochanej mi osoby. To przez ciebie Shadow nie żyje. To wszystko twoja wina - wydzierałam się na cały głos.
Odezwała się we mnie maniakalna natura. Za długo dusiłam to w sobie. Sprawca musiał zapłacić, niezależnie od tego kim był.
-Myślałam, że nie żyjesz - mój głos niósł się po placu, na którym zaprzestano strzałów. - Wcisnąłeś wszystkim kit, że umarłeś. Pozwoliłeś mi się opłakiwać. W ogóle cię nie obchodziłam! Co z ciebie za ojciec, do cholery?
Szlochałam, przyciskając mocniej nóż do jego skóry. Spod ostrza wypłynęła stróżka krwi. Widok jego brązowych oczu, tak podobnych do moich wywoływał we mnie ból.
-Zasłużyłaś. Nigdy cię nie kochałem, zawsze mówiłem Nare, że nie chcę drugiego dziecka. Ale jednak wyszło inaczej, a twoja matka nie zgodziła się ciebie usunąć. Jesteś nic nie warta, dlatego pozwoliłem na to wszystko. Przynosisz hańbę naszej rodzinie.
Przełknęłam głośno ślinę. Pokręciłam głową. To wszystko nie prawda, on chciał mnie po prostu zdenerwować. Przecież przed wojną nasze stosunki może nie były najlepsze, ale nigdy mi nie powiedział, że mnie nie chciał. Zapałałam do niego taką nienawiścią, że myślałam tylko o tym jak go zabić. Chciałam, aby zapłacił za wszystkie moje cierpienia. Zmrużyłam oczy i pozwoliłam ogniu w moim wnętrzu płonąć.
-Kłamiesz - tylko na tyle było mnie stać w tej chwili.
-Czy skończyliście już to przedstawienie? - zagrzmiał przez głośniki głos pani prezydent.
Ta jedna chwila rozproszenia wystarczyła. Ojciec wytrącił mi nóż z ręki i przewrócił na plecy. Nie zdążyłam zareagować, wstał i postawił mnie na nogi, trzymając za szyję. Podszedł do mikrofonu, ciągnąc mnie za sobą.
Rozglądałam się niepewnie wokół. Levy udało się zabić kilku żołnierzy, ale jeszcze niektórzy pilnowali ludzi na środku placu. Każdy z tych biedaków wlepiał we mnie spojrzenia pełne nadziei i strachu. Chciałam im jakoś przekazać, że jestem z nimi, ale byłam wykończona i strasznie ciężko mi się oddychało, bo ojciec zaciskał mocno swoją dłoń na moim gardle.
-Witam panią prezydent. Widzę, że przysłałaś do mnie swoich sługusów. A przecież tak bardzo nalegałem na spotkanie z tobą osobiście. Czyżbyś tak bardzo bała się mnie, czy może utraty władzy? Nie chcesz pomóc swoim rodakom? - wybuchł śmiechem Xander.
-Zapewniam cię, że oni są dla mnie najważniejsi. Dlatego apeluję do ciebie o wypuszczenie ich i spokojne zakończenie sprawy. Przyjedź do Kapitolu, porozmawiamy jak ludzie - odparła Paylor, na której twarzy malowała się pogarda i lekka złość.
-Och, chce rozwiązania sprawy tu i teraz. Tu, przede mną i Dystryktem 9, a także przed całym Panem oddaj mi władzę. Wiesz, że ja jako zastępca prezydenta Snowa powinienem siedzieć na twoim miejscu - uśmiechnął się.
Próbowałam się wyrwać, ale mi na to nie pozwolił. Przed oczami skakały mi czarne plamki.
-Wyobraź sobie, że nie spełnię twojej prośby. Nie nadajesz się do rządzenia, a poza tym nic ci się nie należy. Jeżeli dalej chcesz prowadzić te swoje gierki, to się porządnie zastanów.
-Miałem sporo czasu na przemyślenia. Chcę władzy, więc jeżeli mi jej nie oddasz, będę niszczył twoje nowe kruche Panem kawałek po kawałku. Na początek zabiję tą ulubienice publiczności - wskazał na mnie. - Potem zajmę się wszystkimi ludźmi w Dziewiątce, a gdy mi się znudzi znajdę sobie inny dystrykt.
Pani prezydent wybuchła śmiechem.
-Przecież to twoja córka, nie podniesiesz na niej ręki - prowokowała go, co mi się bardzo nie podobało.
Zacisnął rękę, czym odciął mi dopływ powietrza. Zaczęłam wierzgać nogami, próbując odkleić jego dłoń od mojego gardła. Na szczęście szybko przestał i pozwolił mi opaść na deski sceny. Zaczęłam kaszleć, próbując zaczerpnąć jak najwięcej powietrza w płuca. Wyciągnął pistolet zza paska i wycelował we mnie.
-Nadal tak myślisz? - uniósł brwi. - Powinnaś już się nauczyć, że ja nie rzucam słów na wiatr.
Paylor lekko zbladła, ale nie chciała dać tego po sobie poznać.
Po wojnie i całym tym bałaganie, który zostawił Snow Panem było kruche. Jedna celna strzała w sam środek mogła zburzyć całe państwo. Nie wiadomo, czy dałoby się coś z tego uratować.
-Posłuchaj... - zaczęła.
-Nie, to ty posłuchaj! - krzyknął mój ojciec, przez co odruchowo skuliłam się w sobie. - Tutaj nie ma nic więcej do powiedzenia. Wiesz, że zginęłoby o wiele mniej osób, gdybym to ja od początku trzymał rękę na pulsie. Vaughtowie od zawsze są stworzeni do rządzenia.
Parsknęłam śmiechem, chrapliwym i kpiącym.
-Proszę cię - zaskrzeczałam przez obolałe gardło. - Nasza rodzina to artyści, nie potrzebna nam władza.
-Ty tak myślisz, niewdzięczny bachorze - szturchnął mnie butem i odwrócił się do Paylor. - Widzę, że nie zmienisz zdania. Zacznijmy.
Odbezpieczył pistolet i wycelował we mnie. Patrzyłam przerażona w lufę broni, a przez głowę przemknęła mi tylko uśmiechnięta twarz Quinna. Dziwne, że w obliczu śmierci innej niż tej wywołanej przez moją chorobę widziałam tylko tą jedną twarz. Zawsze, gdy byłam bliska końca, bo potrzebowałam leku widziałam wszystko i wszystkich, a teraz stoję oko w oko ze śmiercią i tylko Quinna mam przed oczami. Pogodziłam się już z nieuniknionym losem i zaakceptowałam go. Zalewałam się łzami, a z godnością wstałam i wyszeptałam drżącym głosem:
-Zastrzel mnie. Dalej. Po prostu to zrób.
Zadrżała mu ręka. Słyszałam krzyki z tłumu, próbujące odciągnąć mojego ojca od tego. Gdzieś z daleka Haymitch z Venus i Bluxem machali do mnie, żebym tego nie robiła. Żebym walczyła do końca, ale ja po prostu nie miałam już siły na to wszystko.
Nagły ruch z prawej strony przyciągnął moją uwagę. Ktoś silnym ruchem wytrącił pistolet z dłoni mojego ojca i przewrócił go na deski.
-Xander, czy ciebie porąbało? Chcesz zabić własną córkę? Zostaw ją w spokoju, już wiele wycierpiała!
Patrzyłam się na mojego wybawcę z szeroko otwartymi ustami. Nie spodziewałam się, że akurat Gabriel wstawi się za mnie.
-Odwal się, Lawrence. To moja sprawa - warknął mój ojciec.
-To również moja sprawa. To ty kazałeś robić mi te wszystkie rzeczy tej biednej niczemu winnej dziewczynie. Dość już - wykrzyknął.
-To ja jestem twoim szefem. Nie będziesz mówił mi, co mam zrobić - wkurzył się Xander i poderwał na nogi.
Rzuciłam się do pistoletu i podniosłam go. Cofnęłam się poza zasięg mojego ojca.
Wtedy wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Na scenę wpadli moi przyjaciele. Prawie nikt tego nie zauważył, bo wszyscy wlepili wzrok w parę mężczyzn przed nimi.
-A ty nie będziesz już mi więcej rozkazywał. Nie chciałem robić żadnej rzeczy pod twoim dowództwem, ale wykonywałem rozkazy tylko dlatego, że się ciebie bałem. Teraz to już przeszłość - powiedział Gabriel i splunął na twarz swojemu już byłemu szefowi.
Mój ojciec wytarł twarz w rękaw i zarechotał przeraźliwie.
-Nikt dobrowolnie nie opuszcza moich szeregów. Chyba, że w trumnie - krzyknął Xander.
Ostatnie zdanie powinno być dla nas ostrzeżeniem, ale nikt nie był na tyle szybki by powstrzymać mojego szalonego rodzica.
Bez zbędnych ceregieli, nim Gabriel zdążył odskoczyć Xander zatopił jeden ze swoich noży w klatce piersiowej swojego zastępcy.
Wstrzymałam oddech.
Przed przyjazdem tutaj marzyłam o tej chwili, ale przecież to jedyny człowiek, który obronił mnie przed egzekucją z ręki ojca. Nie mogłam pozwolić by umarł. Przecież wszystkie złe rzeczy, które mi uczynił wynikały ze strachu przed ojcem. To go nie usprawiedliwia, ale w jakiś sposób pomaga znieść świadomość, że moja osoba nie była obiektem tak wielkiej nienawiści jak sądziłam. Nie skreśla to również wszystkich złych rzeczy, które zapewne zrobił pod rozkazami prezydenta Snowa jako jeden z jego najbliższych ludzi, ale przecież nikt nie zasługuje na śmierć z rąk szaleńca jakim okazał się mój własny ojciec.
Gabriel osunął się na kolana. Rozkaszlał się strasznie, ale gorączkowym wzrokiem szukał kogoś. Gdy jego spojrzenie padło na mnie uspokoił się, uśmiechnął się lekko i powiedział na tyle głośno, że go usłyszałam:
-Wybacz mi, proszę wszystko.
To były jego ostatnie słowa. Ciało ogarnęły drgawki, a oczy błysnęły białkami nim upadł cały we własnej krwi na deski sceny.
Powoli i ledwo dostrzegalnie kiwnęłam głową. Ciężko to zrozumieć, ale wybaczyłam.
-Och, jeden mniej - skwitował to wszystko mój ojciec.
Z niedowierzaniem spojrzałam na niego. Nie mogłam uwierzyć, że kiedyś ta osoba była dla mnie prawdziwym ojcem. Choć nienawidziłam go czasami ze względu na to jak traktował Cinnę, to nadal był to mój rodzic. Pokręciłam głową. To chyba nie dzieje się naprawdę. To musi być sen, bo przecież byłam na pogrzebie całej rodziny i dobitnie mi powiedziano, że jestem sama. Jego nie powinno tu być.
-Panie Vaught, proszę się uspokoić. Załatwmy tę sprawę jak dorośli ludzie. Odłóżmy broń, wypuśćmy tych biednych ludzi do domów i porozmawiajmy - prawie znów się rozpłakałam na dźwięk głosu Levy.
-Nie mam zamiaru nigdzie się stąd ruszać - odparł uparty Xander, choć zwróconych w niego było mnóstwo karabinów.
Wycelowałam do niego z jego własnego pistoletu. Zmagałam się z jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu. Wiedziałam, że tylko ja mogłam zakończyć tę szopkę. I mimo wszystko planowałam wyjść  z tego żywo.
-Pójdziesz dobrowolnie czy chcesz opuścić ten dystrykt w trumnie? - zapytałam zachrypniętym, ale pewnym siebie głosem.




Cóż... wracam po świętach, w nowym roku z nowym rozdziałem. Jestem z niego dumna, powiem Wam. Po tak długiej blokadzie jaką odczuwałam przez ostatni czas w końcu coś napisałam. I do tego to ma ręce i nogi. No po prostu chcę mi się płakać. I nie tylko z powodu Gabriela :D
Chciałabym Wam podziękować, bo zrobiliście mi naprawdę fajny prezent na święta. Ponad 10 000 wyświetleń! Och, jestem wniebowzięta. :)
Dedykuję tej rozdział mojej najukochańszej Phoenix, która razem ze mną przeżywała moje załamanie wenowe i rozumiała mnie we wszystkim! Dzięki, kochana! :D
Zapraszam do wyrażenia opinii, co mi bardzo pomoże w pisaniu kolejnego rozdziału. Bo to dzięki Wam i Waszemu wsparciu powstał dzisiejszy rozdział. Tylko nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego podejrzewaliście biednego Quinna o zdradę :D
 Mam nadzieję, że jakoś trzymacie się w nowym roku i właśnie! Chciałabym Wam złożyć spóźnione życzenia, aby ten 2015 rok był lepszy od tego minionego oraz aby spotkało Was jak najwięcej przyjemności i powodzeń. :)
Niech los zawsze Wam sprzyja!


20 komentarzy:

  1. Łe tam, a miałam taką nadzieję, że to Quinn... Zawiodłam się. To nie było nawet specjalnie szokujące- bez obrazy. Co prawda dla niej musiał to być szok, i strasznie jej współczuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, wyszło jak wyszło :D Nie dałabym rady napisać, że to był Quinn. Za bardzo ich uwielbiam xD
      Przykro mi, że cię zawiodłam, ale cóż... bywa :)

      Usuń
  2. ...
    CO TO BYŁO
    Ojciec Cinny to ten parszywy szef Gabrysia?! Co? Co? Co? Co? ;-; Zrobiłaś mi teraz wodę z mózgu.
    Nie spodziewałam się tego. Po prostu szok. Może kiedyś coś tam myślałam o takiej możliwości, ale z pewnością uznałam to za dobry żart ze strony moich myśli. xd Wracając do Xandera (pozwól, że nie nazwę go już ojcem Cinny, bo na to miano zasługuje ktoś inny [np. Hay ♥]) - nienawidzę go za te wszystkie krzywdy jakie wyrządził ludziom, nienawidzę go za słowa, które wypowiedział na tym placu do Cinny, nienawidzę go za to, że nie ma już dość śmierci, władzy, pieniędzy i czego o tam jeszcze chce, no. Po prostu ukatrupię. I, no nie mogę, sorry, ale dlaczego Cinny go nie zastrzeliła pod koniec rozdziału? >.< Nie mogę uwierzyć, że jej nie dopilnowałaś! ... A może dopilnowałaś ją? Kurczę, ja tu tak rozkazuję jej zabijać ojca, tfu byłego ojca, zresztą, kogokolwiek, a sama zapominam o tym co przeszła...
    Boże GABRIEL coś ty mu zrobiła do... Nieważne. Chociaż był taki okropny i niewrażliwy na ból, to jednak miałam do niego jakąś tam słabość (zawsze lubiłam czarne charaktery bo bo były i są jednymi z najciekawszych i tajemniczych postaci w prawie każdej książce :)). I teraz tak mi smutno bardzo, bo go już nie ma. :(
    I Levy tak władcza. xd Genialna kobieta, nie dziwię się Haymitchowi, że dał pod opiekę jeden z dystryktów właśnie jej. :)
    Dlaczego podejrzewałam Quinna? A tak sobie. :D W końcu Cinny się przeraziła, bo była to osoba jej znana i w sumie chodziło o faceta. W każdym razie - tak wyszło. :) (a on teraz siedzi gdzieś w szpitalu i wije się z bólu, co? ;-;)
    Pozdrawiam i życzę ci, żeby ten rok obfitował w jeszcze więcej takich cudnych rozdziałów jak ten. :) I dziękuję za życzenia. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, dziwne prawda? Ojciec Cinnybel okazał się być wrodzonym diabłem. Nie lubię Xandera, straszny z niego człowiek. Pozabijał tyle ludzi tylko dla jednej rzeczy, władzy. Echhh... no ale bywa xd Rozumiem twoje oburzenie, on naprawdę jest okropny.
      Popieram, czarne charaktery pociągają. Stwierdziłam, że Gabriel nie mógł być aż tak zepsuty, więc wymyśliłam jakąś łzawą scenę z wybaczaniem. Nie chciałam, aby każdy go nienawidził, ponieważ to jeden z moich ulubionych dzieci. :D Smutno ;c
      Tak, Levy to naprawdę złota kobieta. Mam do niej wielkie plany. ;3
      Tak, siedzi w szpitalu i wyje z bezsilności. :D
      Dzięki, wzajemnie :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Chciałabym skomentować rozdział, ale powiem szczerze, że go nie przeczytałam, bo nie mam nerwów. Zabiję za Gabrysia, ale później, bo na razie chora i w depresji, więc... weny, Sandra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buhaha, przecież ostatnio nikt nie lubił Gabriela xD
      Pozdrawiam i dziękuję :D

      Usuń
  4. NIE MA MNIE JAKIŚ CZAS, A TU DO CHOLERY DZIEJE SIĘ WOJNA NA MOICH OCZACH, LUDZIE UMIERAJĄ, LUDZIE WRACAJĄ ZZA GROBU, DZIECKO, CZY TY CHCESZ MNIE ZABIĆ?!
    Ale ok. Zacznijmy od tego, że przepraszam za moją nieobecność. Postaram się już więcej cię nie opuszczać. Szkoła mnie dobijała, no i tak jakoś wyszło, ale to już pewnie wiesz.
    A teraz sedno sprawy.

    JAK TO KTOŚ WYŻEJ POWIEDZIAŁ: ZROBIŁAŚ NAM WODĘ Z MÓZGÓW. Jestem w szoku, serio, nie spodziewałam się tu ojca Cinnybel. ON MIAŁ BYĆ MARTWY. WĄCHAĆ KWIATKI OD SPODU. WŻERAĆ PIACH I INNE TAKIE.
    TO JAK Z SOFCIĄ. MOŻE JĄ WSKRZESZĘ POD KONIEC.
    ...naah. ja już mam inny plan dla Haymitcha i też będzie happy, I promise.
    Anyway. ZABIŁAŚ GABRYSIA. Mało ci było mordu?! Jesu, Sandra, mam ochotę przetrącić cię za ten rozdział moją siekierką, serio. Jak można mnie doprowadzać do takiego stanu, jesus.
    Jeszcze nasza biedna Vaught. CZY CINNA TEŻ MOŻE ŻYĆ? Weź go wskrześ jak Xandera. Cokolwiek. SERIO. PLS.
    Na początku miałam żal, że Cinny nie zastrzeliła Xandera na miejscu i na końcu.Ale potem przypomniałam sobie słowa wszechmądrego Gandalfa Szarego, który powiedział: "Nie rozdawaj wyroków śmierci zbyt pochopnie, albowiem niektórzy nie zasługują na takie luksusy, jak śmierć.". Powiadam, miał rację. Ten drań zasługuje na wieczne katusze i potępienie. I zapomnienie. O, właśnie, to najważniejsze.
    OBY TO NIE WPŁYNĘŁO ZBYT MOCNO NA NASZĄ KOCHANĄ CINNY. BO UKATRUPIĘ.

    Podsumowując: przez cały rozdział siedziałam z wielkim i głośnym: "CO" na ustach. Jestem w szoku. Tyle w temacie.
    Dziękuję za zabicie mnie, nie pozdrawiam.
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIE, NIE CHCĘ CIĘ ZABIĆ. SZKODA TAKIEGO TALENTU :D
      Spoko rozumiem, dzięki, że teraz jesteś :)
      Miał być, a jednak nie jest. Xander okazał się być niezły emm... sukinsynem, że tak powiem :D
      Taaaakkkk... było by nieźle :D
      Ale na pewno obiecujesz? :D
      Tak jakoś wyszło, wybacz. :D I niestety Cinna naprawdę jest martwy, przykro mi ;c
      Pięknie ujęte, Loks. Właśnie tym się kierowałam w nowym rozdziale. On nie zasłużył na śmierć.
      OCH, ZOBACZYMY :D

      Buhahaha, cieszę się z twojego stany :D Taki był zamiar. :D I ja wręcz przeciwnie, gorąco pozdrawiam i dziękuję :D

      Usuń
  5. Hahahah xD wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam xDD
    już od momentu gdy Gabriel powiedział "ale to przecież twoja..." a ta ciota mu przerwała, to wiedziałam że to jest ojciec Cinny :3
    Mam nadzieję że Cinny zabije tego sukinsyna (no co... wkurzyłam sie...)

    A za Gabriela, Shadow i pojawie sie pewnego wieczoru nad twoim łóżkiem i zadźgam cię plastikowym nożem z KFC -,-
    nadal ci mało tych wszystkich śmierci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mmmm... nieźle :D
      Och, ostre słowa :D Zobaczymy ;3

      Mam się bać? :D To boję się ;-; Buhahah xD
      I odpowiedź brzmi NIE xD

      Usuń
  6. Hej :)
    Z tego co widzę obydwie jakoś wyszłyśmy z kryzysu wenowego, nieprawdaż? Ty tu z takim rozdziałem wyskakujesz, że aż człowieka zatyka. Tak więc musimy trzymać się razem i będzie dobrze. Najważniejsze to mieć kogoś przy sobie jak robi się ciężko :D
    Co do rozdziału, to mnie trochę rozwaliłaś (z tego co czytam w powyższych komentarzach to nie tylko mnie; chyba nie jesteś bezpieczna, bo otrzymałaś wiele gróźb za to, co wyczyniasz w Panem) :P
    W ogóle bym się nie domyśliła, że ojciec Cinny może być właśnie tym, który dowodzi całą akcją i chce przejąć władzę. Nawet przez moment mi to przez myśl nie przeszło, a tu takie zaskoczenie. Dla niej samej to musiał być niezły szok, ale dla kogo by nie był? Chętnie poznam głębiej motywy jego działania, bo to, że chciał po prostu objąć władzę już wiemy. Tylko zastanawia mnie jakim trzeba być człowiekiem, żeby mieć oczy tak bardzo przesłonięte żądzą władzy ponad wszystko; ponad swoją rodzinę, ponad miłość do własnej córki, ponad zwykły szacunek dla życia drugiego człowieka. Nie wiem już nawet czy taką osobę można nazwać człowiekiem; chyba na takie miano nie zasługuje.
    Najbardziej chyba wstrząsnęło mnie jego stwierdzenie, że wcale nie kocha Cinny i chciał żeby nigdy się nie urodziła. To chyba najstraszniejsza rzecz jaką dziecko może usłyszeć od swojego rodzica, nie ważne w jakich są relacjach, dobrych czy złych, ale powiedzenie czegoś takiego i to z takim przekonaniem to większe zło niż fizyczne tortury. Z pewnością słowa ojca będą prześladowały Cinny jeszcze długo, o ile nie do końca życia. Bo jak można się pogodzić z tym, że własny ojciec nie chciał żebyś pojawiła się na świecie i tak niewiele brakowało by tak się stało? No chyba nie można; przynajmniej ja sobie tego nie potrafię wyobrazić.
    I jeszcze ta gra na emocjach, którą wprowadzasz bezbłędnie. Wiesz, że akurat ja Gabriela nie znosiłam i chciałam się go pozbyć, ale akurat przed jego końcem Ty robisz z niego postać choć odrobinę dobrą, która skrada moje serce i miałam ochotę błagać żebyś jednak go nie zabijała. Ale było już po nim. Dalej nie mogę zrozumieć, jak można tak szybko zmienić swój stosunek do drugiego człowieka - kiedy to nienawiść przeradza się w pewnego rodzaju podziw i szacunek. Jednym słowem, biedny Gabriel :(
    A końcówka znowu w takim momencie, ale na 99% jestem pewna, że Cinny swojego ojca nie zabije. Ona nie jest taka i wie, że jeśli by się dopuściła, stała by się taka jak on. A tego po tym wszystkim na pewno by nie chciała.
    Także czekam na następny i obym się nie myliła, niech ukarzą go w znacznie gorszy sposób za wszystko, co zrobił. Wymyśl coś, co tylko Ty potrafisz, San :D
    Pozdrawiam i czekam na następny :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! :D A to wszystko dzięki Tobie, jesteś genialna <3
      Tak, boję się przebywać poza domem. :D Bo gdy ktoś podejdzie zapyta: "To ty jesteś tą od Gabriela i Xandera? Masz zjedz łykołaki" xD Ale jakoś śmieszą mnie te groźby :D
      Człowiekiem tego nazwać nie można, potwór... nawet to nie opisuje go w zupełności. Dla wszystkich było to zaskoczenie, ale każdy wiedział, że Gabriel ma szefa. Specjalnie trzymałam Was w niepewności :D
      To co ona usłyszała mi osobiście złamałoby serce. Nikt nie powinien tego usłyszeć od rodzica, nikomu tego nie życzę. Zdecydowanie nie można się z tym pogodzić, że ojciec cię nie chciał. To coś strasznego.
      Taki był zamiar. Zrobić z niego choć odrobinę dobrego mężczyznę. Każdy zasługuje na odrobinę miłości i najwidoczniej Gabriel dostał na końcu po trochu od każdej z Was. xD Chyba :D
      Och, czytasz mi w myślach? :P No tak... zapomniałam xD Jesteśmy telepatycznie połączone :D
      Dobra, spróbuję. Mam nadzieję, że nie zawiodę :D
      Pozdrawiam i dziękuję! :D

      Usuń
  7. Hej, zostałaś nominowana do Liebster Award :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana Sandro. Jak już wcześniej do ciebie napisałam ZABIJĘ CIĘ. Nadal nie mogę uwierzyć w to co zrobiłaś. Jak mogłaś zabić Gabrysia bez uprzedniego tygodniowego ostrzeżenia mnie?! Jak?! Miałyśmy umowę. Jednej części nie dotrzymałaś i mam nadzieję, że jutro pojawisz się w szkole ubrana na czarno, bo jak nie to skopię twój mały utalentowany tyłek moimi nowymi glanami. (jeśli dotrą do tego czasu XD)
    PS. Świetny rozdzialik. <3 Czekam na następny ;D Mimo, że jestem na ciebie zła nadal moja propozycja z narysowaniem twoich bohaterów jest aktualna ^^
    Twoja BF Patty :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buhahaha, wasze groźby mnie śmieszą, naprawdę ;3
      Emmm... tak jakoś wyszło. Wiesz, miałam tyle pracy ^^ Satysfakcjonuje cię ta wymówka? Bo jak nie to znajdę inną :D
      Dzięki <3 Muszę jeszcze pomyśleć nad tym i możesz zabierać się za rysowanie :D
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  9. Cudowne!
    Ja myślałam, że to będzie Quinn, a to taki zonk! Świetny pomysł, naprawdę fenomenalny. Rozdział napisany jak zwykle wspaniale. Naprawdę nie mam słów, po prostu świetnie.
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny rozdział!~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Quinn? ;o nie mogłabym xD
      Dziękuję <3
      Pozdrawiam ;3

      Usuń
  10. Niedawno trafiłam na twojego bloga i dzięki temu masz kolejną wierną fankę :)

    Blog ogromnie mi się podoba, ciekawy pomysł na akcję, przyjemny styl pisania i przede wszystkim twój talent!!!

    Rozdział też cudowny, ogrome zaskoczenie. Ojciec mordercą, a kat sojusznikiem! Nikt inny nie mógł czegoś takiego wymyśleć, takie rzeczy tylko u ciebie :) Przy tym rozdziale przypomniał mi się cytat, chyba z IŚ:

    "Pokój - więzienie, cień - schronienie, przyjaciel - wróg, zabójca - nóż".

    Jakie to niesprawiedliwe! Ty tak fenomenalnie piszesz, a ja nie jestem w stanie wymyślić nawet dobrego komentarza :) Ale skoro już masz taki dar to pisz, pisz i jeszcze raz pisz!!! :)

    Pozdrawiam, czekam na kolejne świetne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, tyle miłych słów. Zaraz się zarumienię! :D

      Dziękuję ci za te wszystkie wspaniałe słowa, naprawdę. Wiele dla mnie znaczą takie wypowiedzi. Aż chcę pisać i pisać :D
      Pięknie to opisałaś tym cytatem. Pasuje jak ulał. :D Buhaha, taaak.. takie rzeczy tylko u mnie ^^

      Ten komentarz jest naprawdę świetny. Dał mi niezłego kopa w tyłek. Aż zabrałam się za pisanie. :D
      Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam :D

      Usuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)