sobota, 6 grudnia 2014

Część druga: Rozdział 9

Zagryzłam wargę, uważnie obserwując twarz na ekranie. Wsłuchiwałam się pilnie w wypowiedź, z każdym słowem nienawidziłam Gabriela coraz bardziej i bardziej.
-Szanowna Paylor - zaczął uśmiechając się nieznacznie. - Chyba nie myślałaś, że odpuścimy tak szybko? Jesteśmy ludźmi zmarłego prezydenta Snowa, więc nie spoczniemy dopóki nie oddacie nam władzy, która nam się należy. Nie uwierzyłaś zapewne, że chcieliśmy tylko trochę potorturować Cinnybel i jej paczkę. Mamy dla ciebie niespodziankę.
Teraz wyświetlił się inny obraz, który pokazywał około pięciuset osób ustawionych na placu. Na brzegach zbiorowiska można było zobaczyć mężczyzn w białych kombinezonach. Nie byli to jednak Strażnicy Pokoju, ponieważ każdy z nich miał odkrytą głowę. Nie wyglądali jak typowi żołnierze, raczej jak barbarzyńcy. W tle było widać kilka fabryk. Wiele osób było w ubraniach roboczych, na twarzach kobiet i dzieci widniał kurz. Twarze ludzi wykrzywiał strach. Niektórzy najwidoczniej byli ściągnięci z pól. Większość rodzin stała zbita w ciasną grupkę, ale kilkoro rozglądało się za swoimi bliskimi.
Gabriel zaśmiał się.
-Nie poznajesz? To Dziewiątka. Przejęliśmy ją i nie zawahamy się zabijać. Dajemy ci jeden dzień na oddanie władzy. Aby przyspieszyć twoje decyzje, co cztery godziny będę wybierać czterech moich ludzi, którzy staną ze mną na scenie i oddadzą cztery strzały w tłum. Jeżeli nie zjawisz się tutaj jutro i nie oddasz mi władzy cały dystrykt wyrżniemy w pień. Ja nie bawię się w głupie słowne groźby, jestem człowiekiem działania. Możesz mi nie uwierzyć, ale wtedy po prostu zapytaj Cinnybel. Teraz obejrzyj przedsmak tego.
Kiwnął palcem, a wszyscy odziani w białe uniformy strażników oddali po dwa strzały. Ludzie padali jak muchy. Każdy kto stał bliżej żołnierzy Lawrenca upadał w drgawkach. Na placu wybuchły krzyki i panika. Ludzie chcieli się rozbiec by uniknąć kul, ale uniemożliwiał im to duży oddział wroga. Dzieci zaczęły płakać, kobiety wrzeszczały piskliwie. Bliscy postrzelonych próbowali odratować swoich ukochanych, ale było to już niemożliwe.
Ekran po chwili sczerniał.
Otworzyłam usta zdumiona. Nie mogłam uwierzyć, że Gabriel posunął się do takiego barbarzyństwa.
-Teraz rozumiesz. Jeżeli nie zaczniesz działać, cała Dziewiątka umrze. Weź się w garść, dziewczyno. To jest twoje zadanie. Zorganizuj sobie grupę i zrób coś z tym - warknęła pani prezydent.
Zacisnęłam zęby z wściekłości. Co ona sobie wyobrażała?!
-Proszę? Przecież to pani jest głową tego zasranego państwa! To przez panią jestem tutaj - coraz bardziej podnosiłam głos, zapominałam o wszelkich uprzejmościach. - To nie jest moja wina! Trzeba było zabić Gabriela i jego popleczników zanim zaczęli się buntować. Nie jestem głupią zabaweczką w twoich rękach!
-Jesteś! Masz powstrzymać go przed wybiciem całego dystryktu. Zrobisz to choćby przez wzgląd na swoje sumienie - powiedziała spokojnie Paylor.
Już miałam ochotę coś jej niemiłego powiedzieć, gdy uświadomiłam sobie, że ona ma rację. Nie chciałam być pod jej kontrolą, ale tak czy siak musiałam uratować ludzi z Dziewiątki. Nie mogłam pozwolić Gabrielowi by terroryzował ten biedny dystrykt.
Po prostu odwróciłam się i wymaszerowałam z pomieszczenia. Za mną wybiegł wzburzony Haymitch.
-Wydawała się całkiem inna, gdy ją wybieraliśmy na prezydenta - wymamrotał.
Pokiwałam głową.
-Gdzie jest Quinn? - zapytałam.
-Zamierzasz od razu lecieć do Dziewiątki? - odpowiedział pytaniem, lustrując mnie spojrzeniem szarych oczu.
Wiedziałam, że był doskonale świadom tego, że jestem cała w kurzu z ruin mojego domu. Rano chciał mi oszczędzić cierpień i zakazał mi wychodzenia z mieszkania, ale ja oczywiście zrobiłam swoje. Postanowiłam nie wspominać mu o domie.
-Gdzie jest Quinn? - powtórzyłam zdenerwowana.
Haymitch westchnął sfrustrowany. Załamał ręce.
-W szpitalu, niedaleko naszego mieszkania. A teraz odpowiedz na moje pytanie - zażądał.
-Planuję odwiedzić Quinna, zwołać Venus i Bluxa, a następnie jak najszybciej dostać się do Dystryktu 9 - odparłam przeczesując moje boleśnie krótkie włosy.
-Nie możesz tam polecieć. Zabiją cię! Już raz ledwo umknęłaś Gabrielowi - zaprotestował mój były mentor.
Włożył rękę do kieszeni i wyciągnął małą flaszeczkę z jakimś żółtym, sądząc po zapachu alkoholem. Był strasznie zdenerwowany i spięty.
-Muszę. Nie zostawię tych ludzi na pastwę losu jak to zrobiła Paylor.
Zastanowił się. Poprawił czapkę na głowie i postukał się palcem w górną wargę.
-Nie przekonasz mnie do zmiany zdania - powiedziałam stanowczo i skierowałam się korytarzem.
Szłam za strzałkami pokazującymi mi drogę do wyjścia. Haymitch nie odzywał się dość długo. Wyciągnął telefon z kieszeni, wystukał numer i przyłożył aparat do ucha. Posłałam mu pytające spojrzenie, on uśmiechnął się tylko lekko i nic nie powiedział.
-Aria? Tutaj Haymitch. Powiedz Levy, że ma się ogarnąć i jak najszybciej skombinować grupę zaufanych i dobrych wojowników. Razem z Cinnybel za półtora godziny wybieramy się do Dystryktu 9 i potrzebujemy ludzi... Yhym... Wolałbym nie... Och, co ja z tobą mam? Nawet gdybym przywiązał cię do krzesła i zakazał ci podróży z nami to, i tak byś coś wykombinowała, co? - westchnął zrezygnowany i rozłączył się.
Potrząsnęłam jego ramieniem.
-Nie możesz tego zrobić. Poradzę sobie sama - warknęłam.
-Ejj, to boli - syknął. - Potrzebujesz pomocy i nie wciskaj mi tu kitu. Nie jestem głupi i lekkomyślny by puścić cię samą do Dziewiątki.
Pokręciłam głową, ale w głębi cieszyłam się, że mam wsparcie i nie muszę się z tym mierzyć samotnie.

Weszłam po cichu do sali 244. Pikanie urządzeń przerywało grobową ciszę panującą w pomieszczeniu. Ściana na przeciwko drzwi była cała ze szkła. Mogłam podziwiać piękną panoramę miasta, którą burzyły tylko pochmurne obłoki sunące po niebie. Pokój był w kolorze pomarańczowym, jakby ktoś na siłę próbował rozweselić ten pokój. Obok szpitalnego łóżka stała bardzo nowoczesna i skomplikowana aparatura. Dziesiątki rurek wybiegały z maszyn i zostały przytwierdzone do ciała młodego mężczyzny. Jego ciemne włosy opadały mu na zadziwiająco bladą twarz. W białej pościeli wydawał się jeszcze bledszy. Pod papierowymi powiekami w niespokojnym śnie poruszały się gałki oczne. Przy łóżku siedziała wysoka piękna dziewczyna. Miała długie proste czarne włosy i bursztynowe oczy. Musiała być siostrą chorego chłopaka.
Gdy wkroczyłam cicho i w miarę bezszelestnie do pomieszczenia, spojrzała w moją stronę. Zmarszczyła czoło na mój widok, ale po chwili zrozumiała kim jestem. Jej oczy zabłysły gniewnie. Puściła dłoń pacjenta i podeszła do mnie. Chwyciła za ramię i wyciągnęła mnie na korytarz.
-Ty jesteś Cinnybel Vaught, prawda? - w jej głosie pobrzmiewała tłumiona wściekłość.
-Tak, a ty to? - zapytałam zaskoczona.
-Nazywam się Namissa Elvey. Jestem siostrą Quinna - przedstawiła się.
Wyciągnęłam do niej dłoń na powitanie. Obrzuciła ją pogardliwym wzrokiem. Nie podała mi swojej ręki.
-Co z Quinnem? - potrzebowałam wszystkich informacji dotyczących jego stanu.
-A co ciebie to może obchodzić? - jego siostra uniosła wojowniczo brwi.
-To jest mój... przyjaciel - odparłam.
-Przyjaciel - prychnęła. -  Czy to nie twoje imię widnieje na jego plecach?
Zakrztusiłam się powietrzem. Strasznie bolało mnie to, że musiał przeze mnie cierpieć. Gdybym mogła przejęłabym tę jego ranę i wyzwoliła go z bólu, zrobiłabym to bez wahania.
-Moje - powiedziałam drżącym głosem.
-Więc wytłumacz mi, dlaczego miałabym ci podawać jakiekolwiek informację na temat mojego brata? - wściekła zmrużyła piękne oczy.
Jej szczupła sylwetka emanowała siłą i pewnością siebie. Zdecydowanie chciała mnie zniszczyć za to co zrobiłam. Poczucie winy zagościło w moim sercu z podwojoną siłą.
-Namissa! - usłyszałam krzyk za sobą.
Odwróciłam się. W naszą stronę szybko kroczyła dużo niższa, ale bardziej urocza wersja Namissy. To musiała być Idalia.
-Jak ty traktujesz tę dziewczynę? - zgoniła starszą siostrę Idalia.
-To jest Cinnybel Vaught. Zasłużyła - odburknęła Namissa.
Młodsza dziewczyna przewróciła oczami i uśmiechnęła się lekko do mnie.
-Nie przejmuj się nią. Mam na imię Idalia. Słyszałam, że chcesz się dowiedzieć co u mojego brata - gdy pokiwałam głową, zaczęła dalej mówić. - Do rany wdało się zakażenie, które wywołało stan zapalny. Stracił strasznie dużo krwi. Jest osłabiony i od jakiś kilkunastu godzin nieprzytomny. Lekarze mówią, że z tego wyjdzie, a nawet przewidują, że obudzi się za kilka godzin. Podali mu jaką substancje, która przyspieszyła gojenie, ale już zapowiedzieli, że będzie miał bliznę.
Pokręciłam głową, a do oczu napłynęły mi łzy.
-Czy mogę z nim chwilę posiedzieć? - zapytałam cicho.
-Tak - odpowiedziała Idalia, a w tym samym czasie Namissa dopowiedziała:
-Nie.
Zdezorientowana patrzyłam na siostry. Młodsza wściekła się i prawie wyrwała sobie włosy z głowy.
-Namissa uspokój się! Przecież ona nie zrobi mu krzywdy! - powiedziała głośno i stanowczo.
Namissa uniosła wysoko brwi.
-Nie ufam jej - rzekła.
Idalia westchnęła i poklepała siostrę po ramieniu.
-Missy wiem, że boisz się o naszego braciszka, ale daj jej chwilę z nim posiedzieć. Proszę. Nie widzisz tego, że ona się o niego martwi? - potrząsnęła delikatnie siostrą, która tylko machnęła ręką i usiadła na krześle przy ścianie.
Mogłam wejść do sali. Powoli otworzyłam drzwi i wkroczyłam do środka. Chciałam się dzisiaj pożegnać, bo wiedziałam, że za chwilę wyjeżdżamy. Nie mogłam go tak zostawić.
Usiadłam na krześle przy jego łóżku i wpatrywałam się w piękną twarz młodzieńca. Na jego twarzy malował się spokój. Wiedziałam, że stan się poprawiał, ale cała ta aparatura stojąca obok przerażała mnie. Bałam się, że jak wyjadę ratować ludzi z Dystryktu 9 to on umrze tutaj. Beze mnie u jego boku.
Otarłam łzy z policzków i chwyciłam go za rękę. Na szczęście była ciepła. Uścisnęłam lekko by wiedział, że choć na chwilę przyszłam i nie zapomniałam o nim.
Odgarnęłam mu delikatnie włosy z czoła, wierzchem dłoni pogłaskałam po policzku. Nie chciałam go zostawiać w stolicy, ale musiałam wyjechać.
Poczułam wibracje komórki w kieszeni. Wiedziałam, że Haymitch wzywa mnie bym już wracała, ale chciałam być tutaj jeszcze tylko choć minutkę.
Po chwili wstałam cicho i pocałowałam w policzek. Szepnęłam mu na ucho:
-Wrócę.
Wyszłam i ze łzami w oczach spokojnym krokiem minęłam panny Elvey. Skinęłam im głową w podzięce i nie odwracając się szłam na przód.
Szłam na przeciwko przyszłości i moim wrogom. Modliłam się skrycie by moje demony zostawiły mnie, żebym mogła normalnie żyć.
Ale nazywam się Cinnybel Vaught. Mnie nie było przeznaczone sielskie życie.
Strasznie przepraszam, że tak późno i wgl, ale straszny zastój wenowy mnie dopadł. Chciałam specjalnie dla Was coś napisać na te Mikołajki, więc jest. Króciutki, ale nadal mikołajkowy. ^^
Życzę Wam udanej reszty weekendu, mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z prezentów i samych mikołajek. Chciałabym się dowiedzieć czy czasem Was nie zawiodłam tym czymś. ;)
Dziękuję za ponad 9000 wyświetleń! Jesteście boscy ;3
Niech los zawsze Wam sprzyja! 
Pozdrawiam ;)

13 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Meh meh, najpierw się pochwalę, że odświeżałam stronę ciągle, aż wyświetliło sie, że dodałaś rozdział 3 sekundy wcześniej. xD Ale nie, ja naprawdę nie jestem psychofanką ciebie i Cinny, serio. XD

      Dobra, a teraz co do rozdziału - nie wybaczam nikomu zsuczania Paylor i Coin. No nie wybaczam po prostu nooo! To jest nie fair. :P

      Oooo, Gabriel. No ale to się nie liczy, bo Cinny się z nim nie spotkała, więc tak jakby go nie było. xD Myśl za co go lubię, ja też postaram się wydumać coś sensownego i może wyjdzie nam jakieś w miarę logiczne wyjaśnienie. XD

      Haymitcha tu tyle co kot napłakał. :( Ja chcę więcej! I więcej! I więcej!

      Cinny taka dzielna. Ja nie byłabym w stanie patrzeć na swojego ,,przyjaciela". A ona taka silna i jeszcze wkracza do akcji i jsbbsjnskajans <3

      A teraz wybacz za krótki komentarz, ale mama idzie, i tentego, rozumiesz.

      Weny weny weeeeny!

      Usuń
    2. Och, zaskoczyłaś mnie :P Buhahaha xD Pewnie chciałaś zobaczyć jak się zbłaźniłam tym krótkim i pisanym totalnie bez weny rozdziałem :D
      Lubię Paylor, ale tak jakoś zalatywała mi czarnym charakterem, przepraszam. Mogę ci powiedzieć, że potem będzie jeszcze gorzej. ;3 Uppssss... xD
      Ja go lubię, bo to moje dzieciątko, ale za co ty go lubisz to nie mam pojęcia. ;D
      Wybacz! Mnie też się to nie podoba. xD
      No, musiała. W końcu to jej rola. :D
      Okay, cieszę się, że w ogóle to przeczytałaś i skomentowałaś. :D
      Dziękuję, bo teraz bardzo jej potrzebuję.
      Pozdrawiam i ściskam serdecznie na te mikołajki, które jeszcze trwają ;*

      Usuń
  2. Chcę iść spać, więc napiszę krótko. Rozdział świetny chociaż taki krótki. Kocham Quinna i nie wiem jak możesz go tak męczyć. Łamiesz mi tym serce. Biedna Cinny. Mam nadzieję, że w 9 wszystko pójdzie dobrze. Czekam na następny rozdział i zaglądam prawie codziennie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D
      A kto go nie kocha? To moje dziecko, które ubóstwiam. Gdyby coś mu się stało, to płakałabym, ale po prostu jestem jego matką i staram się go chronić, ale także nauczyć życia :D
      Pozdrawiam! :D

      Usuń
  3. Hej!
    Za krótki, ale jako, że jest to prezent mikołajkowy, który sobie przywłaszczam to nie będę narzekać :P
    Quinn i Cinny ♥ Nawet jak jest nieprzytomny to go uwielbiam, chociaż sama nie wiem co w nim takiego jest.
    Zaskoczyłaś mnie tym, że Quinn ma tyle sióstr, nie wiem czy było kiedyś o tym wspomniane, czy nie, ale sobie nie przypominam.
    I znowu Cinny wysyłasz na walkę z Gabrielem... Żadnej litości nie masz.
    Haymitch - za mało, za mało, za mało.
    Paylor - bez komentarza, co ona wgl tu jeszcze robi?
    I to chyba wszystko, także czekam na następny i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bry! ;3
      Oj, ciężko było to napisać :D
      W nim jest coś takiego, czego ja nie mam, a chciałabym mieć. Może a pewność siebie, to wybaczanie, ta walka do ustanej śmierci? Nw xD
      Było xd w którymś tam rozdziale, jak siedzieli na dachu xd Sprawdzałam :D
      Żadnej! :D
      Okay, spróbuję zmienić. :D
      Właśnie, kochana. Sama nie wiem :D
      Pozdrawiam! :D

      Usuń
  4. Po co komu Paylor ?! A tak wgl to jest super opowiadanie ale chcę także zapytać co sądzisz o moim ale bądż łaskawa bo dopiero zaczynam :)

    katniss-and-peeta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję xd Paylor po to, aby mieszać ^^
      Pozdrawiam! ;3

      Usuń
  5. Wybacz, że komentuję dopiero teraz, ale nie mam w domu internetu i wykorzystuję chwilę, gdy jestem u babci.
    Świetny rozdział, jak zawsze, ale z każdą sekundą coraz bardziej nienawidzę Paylor. Proszę, zrób jej coś bardzo, ale to bardzo złego. :')
    Czekam do następnego~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okay, okay xD
      Dziękuję. :D A robię wszystko, aby każdy znienawidził Paylor :D a nie to tak samo wychodzi, sama jej nie lubię i jakoś jej tym nie pomagam :D Och, ja nie mam zamiaru nic jej zrobić. Ale Cinny to coś innego :D
      Pozdrawiam! :D

      Usuń
  6. Mnie też niestety komp nawala. Nie chce mi komentarzy wstawiać! Całkowicie tego nie pojmuję. W każdym razie rozdział świetny itp itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D
      Rozumiem całkowicie :D
      Pozdrawiam! :P

      Usuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)