czwartek, 2 kwietnia 2015

Część druga: Rozdział 14

Chłopak jak najciszej potrafi wchodzi do sali. Na jego twarzy gości grymas, a ramiona są zgarbione pod ciężarem nadziei, która narodziła się w jego wnętrzu. Pokój odstraszał swoją sterylną bielą, kłującą niemiłosiernie w oczy. Wielkie okno wychodzące na ogromny i potężny Kapitol zajmowało prawie całą ścianę. Pod ścianą ustawiono duże, szpitalne łóżko, a wokół niego aparaturę, która swoimi piskami i pikaniem przerywała wciąż i wciąż ciszę panującą w pomieszczeniu. Przy posłaniu siedziała mała gromadka osób. Wszyscy wpatrywali się z napięciem w bladą twarzyczkę wymizerowanej szatynki, nieruchomo leżącej w pościeli. Jej skóra była prawie w takim samym odcieniu jak otaczająca ją chorobliwa biel.
Na kanapie na przeciwko łóżka siedziała Levy, Effie i Mercedes. Na krzesłach trzymając dziewczynę za rękę, siedział Quinn, a po drugiej stronie Haymitch. Venus stała przy oknie i nerwowo przygryzała wargę. Każdy z nich była zmartwiony i bał się o młodą Vaught. Nie mogli jej stracić. Była ich przyjaciółką, która dobrem i siłą przewyższała wszystkich wokół. Kochali jej uśmiech i poczucie humoru. Ta istotka odwagą wykazała się nie raz, a że ostatnimi czasy lekkie załamanie wkradło się w jej życie to tylko wina przeciwieństw losu, którymi obdarzono ją zdecydowanie za hojnie.
Nowo przybyły postanowił przerwać tę ciszę i powiedział:
-Przed szpitalem jest naprawdę wielki tłum dziennikarzy, naprawdę ledwo zdołałem tutaj wejść.
Patrzyli na niego w milczeniu, gdy podchodził do Venus i obejmował ją ramieniem, a ona od razu schowała głowę w jego ramię. Wszyscy w pomieszczeniu wiedzieli, że tą dwójkę coś łączyło od czasów igrzysk, ale nikt nie mówił o tym otwarcie.
-Czego oni chcą, do cholery? - odezwał się Haymitch, którego podkrążone oczy i zgarbiona postawa mówiła dużo o jego samopoczuciu.
-Domagają się informacji o stanie zdrowia Cinny. Lekarze na szczęście nie wpuszczają ich do środka i chronią wszystkie informacje - poinformował Blux, pocierając uspokajającym gestem plecy płaczącej w jego ramię Venus.
-Od dwóch godzin nie wiemy, co robi Aria. Gdzie ona jest? Powinna zajmować się Cinnybel, a nie łazić po szpitalu - rzuciła oskarżycielsko Mercedes.
Haymitch skierował swoje ostre spojrzenie w stronę stylistki.
-Aria robi, co w jej mocy, aby uratować naszą małą dziewczynkę, więc przestań marudzić. Będzie dobrze - zapewniał mentor.
Levy nie odzywała się, gdy w pokoju rozgrywała się dyskusja na temat tego, co można jeszcze zrobić dla młodej Vaught. Wciąż uparcie wpatrywała się w bladą twarz dziewczyny, którą znała bardzo krótko, ale od razu ją polubiła za jej ducha walki i wielką siłę. Cinnybel wiele przeszła, a jeszcze więcej skrywała w sobie. Młoda dowódczyni wiedziała, że jej przyjaciółka mogłaby jeszcze dużo zmienić w tej marnej namiastce państwa. Ludzie poszliby za nią w ogień. Była zupełnie inna niż Katniss. Everdeen załamywała się, gdy dużo rzeczy się na nią zwaliło. Niby była symbolem rebelii, ale z tego co słyszała Levy, bardzo trudno było ją do tego przekonać. Cinny nieświadomie pomagała ludziom, którzy czerpali z niej siłę. Sytuacja w Dystrykcie 9 właśnie pokazała to, że mieszkańcy Panem obdarzyli ją kredytem zaufania. Gdyby ona umarła w narodzie na sto procent zapanowałaby żałoba. Vaughtówna jest ważna dla polityki, ale nie tak bardzo jak dla otaczających ją ludzi. Haymitch traktuje ją jak córkę, więc załamałby się po jej śmierci. Quinn kocha ją nad życie, choć oboje najwidoczniej nie są jeszcze uświadomieni o swojej miłości, jej śmierć zniszczyłaby tego chłopaka. Reszta jej przyjaciół miałaby w sercu wielką, czarną dziurę, którą wydrążyłaby śmierć tej nastolatki, która po wszystkich doświadczeniach dorosła znacznie szybciej niż osoby w jej wieku. Levy podziwiała ją i bardzo cieszyła się, że miała okazję ją poznać. Dlatego postanowiła, że nie da jej tak łatwo odejść. Za bardzo ją polubiła i za dużo szkód wyrządziłaby jej śmierć w sercach ludzi.
Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia. Kobieta w białym kitlu zatrzymała się w progu i zmierzyła zmęczonymi oczami osoby w środku.
-A co wy tutaj wszyscy robicie? W pokoju mogą przebywać tylko trzy osoby - skarciła ich.
-Aria, nie rób afery. Przecież wiesz, że dla wszystkich to jest trudne. Chcemy być przy niej - Effie poprawiła swoją sukienkę i zniszczoną już fryzurę.
Pani doktor kiwnęła głową i pozwoliła im zostać. Była doskonale świadoma, że nie wyszliby, nawet gdyby zaczęła krzyczeć. Podeszła do łóżka chorej dziewczyny i zaczęła sprawdzać parametry na maszynach stojących obok. Zapisywała wszystko dokładnie na podkładce. Wiedziała, że jest coraz gorzej. Stan Cinnybel się pogarszał z godziny na godzinę. Wszyscy obecni w pokoju śledzili każdy ruch kobiety. Czuła się trochę skrępowana, ale pracowała dalej. Chciała uratować tę dziewczynę. Miała już prawie wszystko przygotowane. Potrzebowała jeszcze jakieś niecałej godziny i będzie mogła wziąć ją na stół operacyjny, mając nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
-I jak? - niecierpliwiła się Mercedes.
-Nie za dobrze - odpowiedziała spokojnie lekarka.
-Może w końcu zaczniesz coś robić, do cholery? Trzeba ją ratować - wstała z miejsca wściekła stylistka, mocno gestykulując.
Każdy wiedział, że wybuch Mercedes, spowodowany jest wielką troską i zmartwieniem. Kobieta była przyjaciółką Cinny, któremu obiecała chronić jego młodszą siostrę. Biedna sądziła, że wszystko spieprzyła, a Cinna w niebie ją po prostu zje za to wszystko. Powierzył jej opiekę nad młodą Vaught, a stylistka nie zapobiegła żadnej katastrofie, która zdarzyła się w życiu dziewczyny po śmierci jej rodziny. Ale to było całkowicie zrozumiałe, bo Mercedes nie miała możliwości ochronić jej przed igrzyskami czy chorobą. To było niemożliwe.
-Mer, uspokój się - zgonił ją Blux.
-Jak? Powiedz mi, jak mam to zrobić? - w jej oczach pojawiły się łzy. - Spokojnie sobie tutaj siedzimy, kiedy ona walczy o życie. Ta bezsilność mnie zabija. Zabija mnie świadomość, że obiecałam Cinnie, że zajmę się jego siostrą, a teraz ona tutaj leży umierająca! Mam dość! Chcę, aby Cinnybel stała obok mnie żywa i uśmiechnięta, a nie leżała tam i liczyła oddechy, nie wiedząc który będzie jej ostatnim.
Stylistka totalnie się rozsypała. Zaczęła szlochać, ukrywając twarz w dłoniach. Effie wstała i przytuliła ją mocno. Bujała ją delikatnie i szeptała, że to nie jej wina. Opiekunce łamało się serce, gdy patrzyła na całą tę sytuacje. Cinnybel była krnąbrnym trybutem, ale jednym z jej ulubionych. Chciała dla niej jak najlepiej.
-Wyprowadzę ją - oznajmiła Effie swoim piskliwym głosikiem i opuściła pomieszczenie razem z dziewczyną w jej ramionach.
W pokoju zaległa cisza. Nikt nie ośmielił się podnieść wzroku.
-Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby ją z tego wyciągnąć - nawet nie zdążyła dokończyć słowa, a jedna z maszyn zaczęła piszczeć.
Aparatura monitorująca pracę serca Cinnybel piszczała tak bardzo, że aż trzeba było zakryć uszy, aby nie ogłuchnąć. Na monitorze zamiast wysokich pagórków, które ukazują moc bicia serca, są tak małe, że niedługo zbliżą się do prostej linii.
Osoby w pokoju ogarnęła panika, gdy zrozumieli, co to znaczy. Odczyt EKG wyraźnie wskazywał, że serce zwalnia. Quinn zerwał się na równe nogi, aby z niedowierzaniem i troską patrzeć jak do środka wbiega tłum lekarzy, którzy odpychają go i pozostałych pod ścianę.
-Nie teraz, Cinnybel daj nam jeszcze godzinę! - krzyczała Aria, krzątając się wokół łóżka.
-Na sale operacyjną z nią! - polecił jej inny lekarz.
-Mój projekt jeszcze nie jest gotowy! - wściekała się lekarka.
-Ona zaraz umrze! Na operację, już! - wrzeszczał starszy od niej lekarz.
Wszyscy się go posłuchali, a zignorowana Aria zmrużyła oczy.
-To moja pacjentka, Boost! Dobrze, zawieźcie ją tam - machnęła ręką i podeszła do skamieniałego Haymitch, który w szoku patrzył jak łóżko z nieprzytomną dziewczyną opuszcza pomieszczenie.
Aria położyła rękę na ramieniu mentora, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Serce jej krwawiło, gdy patrzyła na ból w oczach tego mężczyzny.
-Postaram się ją uratować, tylko muszę wiedzieć czy mam prawo ją teraz operować. Ona może umrzeć na stole. Musicie się na to przygotować - odezwała się spokojnym głosem.
-Jjaa... - jąkał się blondyn. - Zrób, co w twojej mocy.
Gdy pani doktor opuściła pomieszczenie, zapanowała tam cisza. Nikt nic nie mówił ani się nie ruszał. W oczach Quinna widać było łzy i wielką obawę. Nie chciał stracić ukochanej. Jeszcze nie zdążył jej powiedzieć jak bardzo ją kocha, jak bardzo jej potrzebuje.
Levy opadła na kolana i złożyła ręce. Zamknęła mocno oczy, a z jej ust wydobywały się ciche słowa.
-Ojcze Nasz... - modliła się.
-To ta piękna modlitwa - otworzył usta zdumiony Haymitch i od razu dołączył do niej.
W niektórych dystryktach starsze panie uczyły swoje wnuki tej zakazanej przez prezydenta modlitwy. W tamtym momencie te kilka słów, które zachowały się przez kilkaset lat bardzo podniosły na duchu osoby, czekające na cud.


Znów muszę Was przeprosić za to, że tak długo nie dodawałam. Dzisiaj się spięłam i powiedziałam sobie, że muszę, po prostu muszę Wam chociaż zrobić mały prezent na święta. Mam nadzieję, że nie zawiodłam, bo choć krótki to się starałam. 
Teraz chciałabym się z Wami czymś podzielić. Ostatnio rozmyślam dużo nad tym opowiadaniem. Wiecie, że mnie tutaj prawie w ogóle nie ma. To jest ostatni rozdział z tej części, jeszcze tylko epilog i miałam pisać planowaną trzecią część. Bardzo często nękają mnie myśli, aby zakończyć to opowiadanie śmiercią Cinnybel albo chociaż czymś takim. Możecie mnie znienawidzić za te myśli, ale zrozumcie mnie, proszę. Wyobraźcie sobie, że tracicie serce i chęci do pisania tej właśnie historii. To nie jest w ogóle przyjemne. Myślę nad zawieszeniem bloga, ale to skończyłoby się tak, że ja nigdy tutaj nie powrócę, a tego nie chcę. Chcę być dumna, że skończyłam to, a nie zostawiałam Was i Cinnybel bez zakończenia. Nie zdziwcie się, więc gdy naprawdę zakończę to na drugiej części, a może dostanę jakiś zastrzyk weny około premiery Kosogłosa w listopadzie? Nie wiem, co jeszcze zrobię, ale wiedzcie, że jesteście najlepsi! :D
Wesołych Świąt wszystkim życzę! Wszystkiego najlepszego <3 
Pozdrawiam, 
Sandra. ;*

7 komentarzy:

  1. Nie pisz na siłę. Nie zmuszaj się do niczego. Prawda, chyba wszyscy chcielibyśmy, żeby wszystko trwało wiecznie, ale nie może. Nie ma sensu, żebyś pisała kolejną część bez jakiegokolwiek kopa w dupę, przysłowiowo mówiąc. Wierz mi, mówię to ze względu na moje własne doświadczenia. Poza tym, skupiłaś się przecież na Kochając Gwiazdy (nie komentuję ostatnio, ale czytam cały czas), a to chyba cię z lekka usprawiedliwia, bo odnosisz wielkie sukcesy :)

    Ten rozdział, chociaż wiele się w nim nie działo, sprawił, że miałam łzy w oczach. Taka biedna Cinnybell. Wyobraziłam ją sobie w tym białym pomieszczeniu, bladą jak prześcieradło, i aż mi się jej szkoda zrobiło. Współczuję jej mocno, tak samo wszystkim jej przyjaciołom.
    No i mój biedny Haymitch. Weź go już więcej nie męcz. On się u mnie już wystarczająco nacierpiał, a jeszcze tyle przed nim...
    Pozdrawiam cieplutko.
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez grzeczność nie zaprzeczę: miałaś lepsze czasy, co do 'przebywania na blogu' i wstawiania rozdziałów. Ja też mam czasem rozterki czy nie rzucić tego wszystkiego w cholerę i dać sobie spokój, ale chyba za bardzo przywiązałam się do całego tego otoczenia.
    Co do rozdziału: krótki. Potęgujesz napięcie. Jak chcesz, to oczywiście możesz zabić Cinny. Będzie mi przykro, ale któż może ci zabronić?
    Jedna uwaga. Haymitch i "To ta piękna modlitwa"? Nie, to stanowczo nie on. Prędzej widziałabym coś w stylu "wątpię czy Bóg istnieje, ale jeśli jakiś jest to niech się bierze do roboty i nie pozwoli Cinny umrzeć". Niemniej sama idea, że ta modlitwa przetrwała, chociaż zabraniali jej uczyć, bardzo dobra.
    Pozdrawiam
    Wilcza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, szczerze to nie wiem co mam napisać, bo mam mały mętlik w głowie. Ale chyba zrobię tak:
    1. co do rozdziału to już dawno przekonałam się, ze u Ciebie nie występuje coś takiego jak 'słaby' rozdział, albo 'nudny' rozdział. Ten był przepełniony rozpaczą, strachem o ludzkie życie, które właśnie wisi na włosku i tak niewiele dzieli bohaterkę od przejścia na tą drugą stronę. I wyczułam także coś na kształt żałoby chociaż Cinny jeszcze żyje. No właśnie, jeszcze. Operacja, nagłe pogorszenie jej stanu. Wszystko się może zdarzyć teraz, chociaż nie... Mamy chyba jedynie dwa wyjścia - życie lub śmierć. Tylko trzeba się zastanowić czy jej dalsze życie nie będzie czasem równe stereotypowym wyobrażeniom śmierci, a potencjalna śmierć nie byłaby początkiem nowego życia. Bo te tematy są tak ciężkie i nie wydaje mi się, że chociaż jeden człowiek na ziemi zdołał w pełni rozwikłać zagadkę tej cienkiej granicy pomiędzy życiem a śmiercią. Najbardziej poruszający dla mnie fragment w tym rozdziale to ten, gdy wymieniasz ludzi, którzy cierpieć będą po stracie Cinny. Może i jej krótkie życie składało się z niekończącego się cierpienia i bólu, ale coś po niej zostaje. I to nie byle co. Ktoś będzie o niej pamiętał, ktoś będzie płakał, ktoś odwiedzi jej grób bez względu na porę roku czy stan pogody, ktoś opowie o niej swoim dzieciom, wnukom, ktoś inny postawi sobie jej zdjęcie na biurku i codziennie będzie spoglądał na jej spokojną, uśmiechniętą na tym obrazku twarz. Nie może mieć poczucia, że przegrała swoje życie, że odrzuciła szansę jaką dał jej los. Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli wspomnienie naszej osoby po śmierci wywoła uśmiech na twarzy choćby u jednego człowieka to zwyciężyliśmy. I Cinny naprawdę tego dokonała. Wystarczy spojrzeć na tych wszystkich, którzy na nią czekają. Ma dla kogo żyć, ale równocześnie ma dla kogo umierać. Wydaje mi się, że śmierć nie powinna być traktowana jako kara, jako ostateczne zło, przed którym należy uciekać i bronić się rękami i nogami.
    2. No i teraz kończąc wywód na temat rozdziału, zabieram się do sklecenia paru słów na temat pisania przez Ciebie tej historii. Także... nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia co powinnaś zrobić i chyba tylko Ty możesz sobie na to pytanie odpowiedzieć. Ja i tak przeczytam wszystko co napiszesz choćby za rok, choćby za dwa :D
    Także do następnego! Oby :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wrócę za niedługo. Jak przestaje płakać i się opanuje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, nie pisz na siłę. To wszystko jest zrozumiałe, chyba każdy tak miał chociaż raz.
    Co do rozdziału - poruszył moje serce. Jestem w stanie tyle napisać - mimo, iż krótki, to po prostu wspaniały.
    Tobie także życzę wesołych świąt i pozdrawiam!~

    OdpowiedzUsuń
  6. jeju martwie sie co bedzie z cinnybel i quinnem
    czekam na nowy:(<3

    OdpowiedzUsuń
  7. blagam nie usmiercaj cinnybel:((

    OdpowiedzUsuń

Jak większość blogerów wyznaję zasadę czytasz=komentujesz. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że komentarze naprawdę dają niezłego kopa do dalszej pracy. ;)